Wargaming Wrocław

Baner 26cm

Ogłoszenie

UWAGA!!!

W związku ze zmianą forum od poniedziałku dodawanie nowych postow będzie zablokowane. Zapraszam do rejestracji na nowym forum
WARGAMING WROCŁAW


#101 2012-03-01 22:39:24

Raziel

http://i.imgur.com/lTZ6Z.png

Zarejestrowany: 2010-08-28
Posty: 1495

Re: Czwarta Era, Era Mroku - minikampania

He, nie wiedziałem
Jednak niczego to nie zmienia, bo zaczniemy grać po 20.00, a od 19.00 proponuję zacząć się pojawiać.


Batman, Age of Sigmar, Confrontation, Warzone, Warzone Ressurection, Warmachine, Hordes, Dystopian Wars, Firestorm Armada, HellDorado, Infinity, Battlegroup, Alkemy, LotR(stary), Team Yankee, Flames of War, Mordheim/Warheim, Anima-Tactics, WFB Historical, Afterglow, Wrath of Kings, WH40K(od biedy), WFB(od biedy)

Offline

 

#102 2012-03-06 23:00:39

Raziel

http://i.imgur.com/lTZ6Z.png

Zarejestrowany: 2010-08-28
Posty: 1495

Re: Czwarta Era, Era Mroku - minikampania

Gloimir wszedł przez bramę Morii jako ostatni, przejechał palcami po długiej brodzie i mruknął z dezaprobatą. Udało się, jednak niewiele brakowało, by Khazad zwątpił w przydatność wojowników Sojuszu, którzy wykazali w czasie bitwy minimum rozumu i wojennego kunsztu. Nie czas był jednak na zastanawianie się nad tym, czy Pan dobrze wybrał, powołując tych niedorajdów, czy nie. Teraz trzeba było przeprowadzić ich przez górę, przez Morię, a to było arcy trudne zadanie.
    Wielu z członków ekspedycji było ciężko rannych, medycy naprędce robili opatrunki i zszywali głębsze rany. Strzelcy mając chwilę, uzupełniali między sobą strzały, wszyscy dzielili się zdobycznym ekwipunkiem, zastępując zniszczony lub gorszej jakości. Rozdano nieco prowiantu i wody, oraz przygotowano ekipę do ewentualnej wspinaczki, gdyż komnaty Morii były mocno nadwyrężone i istniała potrzeba wspinania się, lub opuszczania na linach.
Przywódcy poszczególnych grup ekspedycji zebrali się przy świeżo odgarniętym gruzie, który jeszcze do wczoraj tarasował przejście w głąb góry. Kapitanowie zastanawiali się, kto odgarnął gruz i w jakim celu. W czasie bitwy, jaskiniami z gór wychodziły gobliny, jednak nikt nie podejrzewał, żeby trudziły się robieniem przejścia, skoro i tak nie potrafiły otworzyć bramy.
    Wszelkie wątpliwości rozwiał Gloimir, który wyznał, że razem ze swymi trzema kompanami, dzień wcześniej oczyścili przejście, jednak na dokładne polecenie Pana, nie zdradzili tajemnicy bramy, by móc przetestować wiedzę i sprawność Sojuszu. Oczywiście podniosła się wielka wrzawa na te słowa, zarzucono krasnoludom zdradę, co niektórzy sięgnęli po broń, jednak Khazadzi nie zlękli się i nawet pozwolili sobie na kpiny z wymachujących stalą zagorzalców.
Koniec końców, oddział Sojuszu, na czele z czwórką krasnoludów ruszył w głąb góry. Ludzie oświetlali drogę naprędce zmontowanymi pochodniami, dzięki czemu, reszta wojowników nie musiała się wysilać z wypatrywaniem terenu w ciemności.
    Zapytany, Gloimir opowiedział o prawdziwych wydarzeniach, jakie miały miejsce w królestwie Khazadów, gdy przechodziła tędy drużyna pierścienia. Otóż Gandalf Szary, chcąc pozbyć się Boromira w nierzucający podejrzeń sposób, ukartował spotkanie z goblinami w Morii, a nawet postanowił wykorzystać o wiele potężniejsze zło, samego Balroga. Niestety, plany magika spełzły na niczym, nikt z drużyny nie ucierpiał, nawet troll jaskiniowy nie pomógł Gandalfowi w zamordowaniu Boromira czy Legolasa, którego wtedy Gandalf również chciał się pozbyć. Na nieszczęście, zaimprowizowana walka z Balrogiem skończyła się katastrofą. Grunt pod nogami Gandalfa zapadł się i runął on w przepaść. Gdyby nie pomoc Blroga, nie wiadomo jak potoczyła by się ta historia.
Khazad poinformował towarzyszy, że Morią obecnie rządzi Durburz, gobliński król, który dzieli pradawne khazadzkie sztolnie i korytarze, z królową pająków, wielką Damą z Góry, którą nieopacznie nazwał tak pewien niefrasobliwy niziołek w chwilę przed tym, zanim usiłował łapać ją w wielką siatkę na motyle.
    Na samą myśl o pająkach, niektórzy z wojowników zaczęli zachowywać się bardzo nerwowo. Rozglądali się dookoła z większą intensywnością, wszędzie widząc oczyma wyobraźni kosmate odnóża i ociekające jadem żuwaczki. Na szczęście po goblinach i pająkach nie było ani śladu, droga była stroma i wąska, więc więcej uwagi absorbowało zachowanie równowagi, niż wyimaginowani wrogowie. Jednak ten stan nie trwał zbyt długo, drugiego dnia podróży stało się jasne, że bez walki Sojusz nie przedrze się przez korytarze Morii.
    Zaczęło się od jednej strzały, wypuszczonej z jakiegoś zakamarka w skale. Pocisk odbił się od pancerza jednego z Rohańczyków i upadł w niewielkiej odległości. Była to prymitywna strzała, z czarną lotką i grubym, stalowym grotem, goblińska robota. Alianci rzucili się w kierunku najbliższych osłon, starając się jednocześnie wypatrzeć ukrytych strzelców. Po dziesięciu minutach ekipa ruszyła dalej, przyjęto, że to jakiś pojedynczy maruder, który zapewne zdemotywowany swoim nieskutecznym atakiem, postanowił uciec z dala od gotowych do walki wojowników.
Kolejne kłopoty zaczęły się, gdy jeden z niziołków wlazł w wielką pajęczynę, rozwieszoną w wąskim przejściu do jednej z krasnoludzkich komnat. Towarzysze oswobodzili nieszczęśnika, jednak wszyscy mieli już niezbity dowód na to, że gdzieś w pobliżu natknąć się można na wielkie pająki.
    Walka z tymi stworami w otwartym terenie i przy użyciu długiej, drzewcowej broni, nie była zbyt wielkim wyzwaniem. Jednak w ciemnych, wąskich tunelach, gdzie czasami wyciągnięcie miecza z pokrowca było nie lada wysiłkiem, walka z pająkami dwa razy większymi od kozy, mogła okazać się samobójstwem.
Wojownicy podwoili ilość pochodni, o materiał na nie nie było trudno, wszędzie w okolicy walały się stare kości i zniszczone ubrania, a w wielu pomieszczeniach znaleźć można było krasnoludzkie amfory z olejem, jak i oryginalne pochodnie.
    Pod koniec drugiego dnia, w czasie jednego z postojów, gdy rozdzielano racje żywnościowe, jeden z kapitanów zauważył intruza, ukrywającego się w ciemnym zaułku. Wszczęto alarm, gondorscy zwiadowcy szybko i sprawnie osaczyli i pojmali obcego, a przynajmniej tak im się wydawało. Nieznajomy w zasadzie sam podszedł do ogniska, przy którym siedzieli Khazadzi i kapitanowie Sojuszu, jednak bez przerwy bacznie był obserwowany przez zwiadowców, którzy prowadzili go przystawiając włócznie do pleców i ostrza do gardła.
Gloimir przyjrzał się intruzowi, był to człowiek, niski lecz dobrze zbudowany, jego głowa była wygolona, a pod oczyma miał czarne tatuaże żeglarza z Umbaru. Jego sylwetkę zakrywał filetowy płaszcz z głębokim kapturem, który w przedziwny sposób zlewał się z otoczeniem sprawiając, że postać była trudna do wypatrzenia z daleka. Khazad ocenił człowieka oglądając go dokładnie, po czym zapytał podejrzliwym głosem.
- Czemu złapać taras dałeś się? - Obcy uśmiechnął się ironicznie i grzecznie odpowiedział w czystym khazadzkim.
- Bo dopiero teraz chciałem to zrobić, jestem Dalamyr, wierny sługa naszego wspólnego Pana, dla którego towarzyszę Sojuszowi od chwili jego powstania.
    Wśród wojowników dało się słyszeć słowa dezaprobaty i przekleństwa w stronę Dalamyra. Nikt bowiem nie był zadowolony z relacji, jakie składał on Panu, a z których wynikało, że żołnierze Sojuszu to niedorajdy, lenie i tępe obiboki. Schwytany nie przejmował się tym jednak i kontynuował swoją wypowiedź.
- Do tej pory nie ujawniałem swej obecności, gdyż Pan chciał przetestować wasze możliwości i przydatność, a mi kazał ocenić wasze walory, a w zasadzie wasze wady, bo o zaletach na razie nie ma co mówić.
Na te słowa Gloimir wybuchł takim śmiechem, że omal nie spadł z kawałka skały na którym siedział.
- Widzę, że na temat nieudaczników tych podobne zdanie mamy obaj. Pan jednak w nich nadzieje pokłada, a my pomóc w walce z uzurpatorem im mamy, przynajmniej do czasu.
- Tak – odrzekł Dalamyr – Od teraz wspólnie przyjdzie nam podróżować, przynajmniej do przeprawy rzecznej, tam chyba twoja misja się kończy Khazadzie?
Krasnolud spojrzał niepewnie na wytrzeszczających oczy kapitanów i chrząknął.
- Ehemmm, no jakby tak ma być. Przy przeprawie ja i towarzysze moi od Sojuszu odłączamy się w innej sprawie. Gdyż pamiętnik hobbita w odpowiednie ręce zanieść trzeba, a Sojusz musi na południe dalej maszerować.
    Dalamyr kontynuował rozmowę z Khazadzkim dowódcą, kapitanowie Sojuszu przysłuchiwali się z zaciekawieniem, gdyż z rozmowy tej wynikało wiele dotąd nieznanych szczegółów. Reszta uczestników kampanii albo szykowała się do snu, albo przygotowywała się do pierwszej warty.
Po kilku godzinach wypoczynku, oddział ruszył w dalszą drogę. Dalamyr i Gloimir szli na czele, głośno rozprawiając o politycznej sytuacji na południu.
Faramir wraz z sojusznikami z Gór Białych Rogów, zbierali siły na terytorium Rohanu i Starego Gondoru. Z Gór Cienia także nadciągali alianci, ich przynależność do sił Saurona w czasie wojny o pierścień, budziła wielkie wątpliwości, ale w zbliżającej się wojnie, o tym kto jest dobry a kto zły, zadecydować miało to, czyj sztandar będzie powiewał wysoko, a czyj szczeźnie zdeptany w błocie.
    Przez cały trzeci dzień nic nie niepokoiło zwiadowców Sojuszu, jednak gdy oddział szykował się do postoju, nastąpił nieoczekiwany i gwałtowny atak. Nagle zewsząd zaczęły dosłownie nadbiegać wielkie pająki, które za nic miały prawa fizyki, bez problemu śmigając po sufitach i ścianach. Potwory atakowały ze wszystkich stron, skacząc wojownikom na plecy, podcinając nogi i zaplątując w gęstą i sprężystą sieć. Walka z bestiami przypominała zmagania konika polnego z oddziałem mrówek. Na miejsce zabitego pająka, pojawiały się trzy nowe, każde ugryzienie stwora, było bolesne i paraliżowało za sprawą trującego jadu. Sytuacja stawała się bardzo nieprzyjemna i nawet świszczące topory Khazadów nie sprawiły, by coś się zmieniło na lepsze.
    Wojownicy sojuszu tracili nerwy i odwagę, coraz więcej z nich, uciekało w głąb Morii, by wyswobodzić się z pajęczyn, lub uciec prześladującym ich pająkom. Oddział został rozbity, kapitanowie usiłowali zebrać swoich podkomendnych, jednak nic to nie dało. W ciągu kilkunastu minut, z kilkudziesięciu osób, w miejscu postoju zostało zaledwie dziesięciu walczących, między nimi byli Gloimir z trzema swoimi krasnoludzkimi towarzyszami, Dalamyr, który walczył zaciekle jak prawdziwy bohater, oraz sześcioro wojowników Sojuszu, którzy albo nie chcieli opuścić w miarę bezpiecznego miejsca, albo jeszcze nie mieli takiej okazji.
W pewnym momencie, przez korytarze khazadzkiego królestwa rozszedł się donośny, klekoczący dźwięk. Wszystkie pająki, jak na jakiś sygnał pochowały się w ciemnych szczelinach i oczekiwały, łypiąc na wojowników dziesiątkami błyszczących ślepiów.
    Gloimir zrobił nietęgą minę, zdzierając z ramienia lepką sieć pająka. Resztki oddziału wyglądały beznadziejnie, posadzkę dookoła zaścielały truchła pajęczaków, leżało tam też kilku wojowników, którym dwaj medycy od razu pospieszyli z pomocą. Rany zadane przez pająki nie były śmiertelne, jednak ich jad w niedługim czasie mógł uśmiercić swoje ofiary. Szybka pomoc i odpowiednie surowice, mogły uratować nieszczęśników.
Dalamyr kiwnął głową porozumiewawczo do Gloimira i zniknął gdzieś w ciemności. Zewsząd dało się słyszeć nawoływania, to pozostałości oddziału starały się znaleźć drogę powrotną do obozu, gdy tylko zagrożenie minęło.
    Jednak to wcale nie był koniec walki z pająkami tego dnia, ani koniec kłopotów w ogóle.
Dalamyr pomógł odnaleźć pozostałych przy życiu członków Sojuszu, medycy dwoili się i troili usuwając jad z ciał pokąsanych, jednak nie obeszło się bez ofiar.
Ataki powtórzyły się jeszcze trzy razy, nieco lepiej przygotowani do tego wojownicy, nie dali się już tak perfidnie zaskoczyć i za każdym razem, udawało im się w miarę sprawnie przeganiać włochate stwory. Bardzo pomocne w tym okazały się płonące pochodnie, pająki unikały ognia, bojąc się go i odnosiły poważne obrażenia, gdy komuś udało się je trafić palącą się pałką. Mimo wszystko, morale w oddziale podupadło, kapitanowie musieli włożyć wiele wysiłku w swoje działania, mające na celu trzymanie wojowników razem i niedopuszczenie, do ponownego rozbicia.
Dzień kończył się, a wraz z nim siły i wola walki członków Sojuszu.
    Czwartego dnia, oddział znalazł się na ostatnim odcinku drogi do wyjścia z góry. Gloimir powtarzał to co chwile wiedząc, że obietnica rychłego opuszczenia tej niegościnnej mieściny, napełnia serca wojowników otuchą, nadzieją i nowymi siłami. Kapitanowie również usiłowali wpłynąć na morale podkomendnych, obiecując podwyższenie żołdu, premie i większy udział w zyskach z szabru. Niestety, wszystkie te pozytywne wizje i złudne nadzieje prysły jak mydlana bańka, gdy w głębi jednego z korytarzy rozległ się donośny ryk. Prawie wszyscy jak jeden mąż zaczęli biec co sił w nogach, w kierunku domniemanego wyjścia. Wielu zgubiło drogę i wpadali w wąskie korytarze, w których przebiegłe pająki utkały gęste sieci.
    Gloimir nasłuchiwał dochodzących z głębi Morii dźwięków, koło niego przebiegł jakiś spanikowany niziołek, wrzeszczący coś o nadchodzącym Balrogu. Ryk powtórzył się, tym razem jednak jego źródło było o wiele bliżej, nie należało jednak do demona.
- To troll jaskiniowy wy tchórze! - Wrzasnął usiłując zatrzymać jednego z uciekających kapitanów. Khazad szybko ocenił sytuację, został tylko on, Dalamyr oraz Baloi i Dalhir, reszta oddziału albo uciekała, albo walczyła z pająkami, które na powrót pojawiały się ze wszystkich stron.
W końcu przy wyjściu z szerokiego korytarza, pojawił się troll, który narobił takiego zamieszania swoim porykiwaniem, niestety, okazało się, że nie był sam. Towarzyszyło mu dwóch przedstawicieli tego samego gatunku, Khazadowie wiedzieli, że z trzema trollami nie dadzą rady w czwórkę, jednak wróg był już tak blisko, że walka stała się nieunikniona.
    Dalamyr odpalił lont od niesionej przez Dalhira pochodni i cisnął małym skórzanym workiem w najbliższego z olbrzymów. Pocisk trafił prosto w oczy stwora, gdzie eksplodował jasnym ogniem. Troll oślepiony na kilka minut, przestał być zagrożeniem, przecierał bolące oczy łapą, stojąc bezradnie w miejscu. Pozostałe bestie parły jednak dalej, coraz bardziej zbliżając się do krasnoludów.
Gloimir pierwszy rzucił się do walki, z całej siły zamachnął się i uderzył dwuręcznym toporem w kolano najbliższego trolla. Baloi co chwila wypuszczał kolejne strzały, starając się celować w oczy przeciwników, jednak w pewnym momencie, musiał zająć się atakującymi go dwoma pająkami i jego łuk umilkł.
    Dalamyr dobył krótkiego miecza i starając się zachodzić wybranego trolla z boku, z uporem i wprawą ciął go raz za razem w ścięgna pod kolanem, z drugiej strony, to samo czynił Dalhir, a Gloimir odwracał uwagę stworzenia, skutecznie unikając ciosów jego wielkiego młota. W końcu troll w jękach bólu i wściekłości padł na kolana, po czym zarył brodą w kurzu na posadce. Kolos nie był w stanie utrzymać się na okaleczonych nogach, co skutecznie wyeliminowało go z walki. Jednak na tym skończyły się sukcesy wojowników, pozostałe trolle nie były już same, dookoła otaczały ich dziesiątki wielkich pająków. Walka z nimi i z gigantami nie miała dalszego sensu. Dalamyr i trzej krasnoludowie odwrócili się na pięcie i pobiegli co sił w nogach, do znajdującego się nieopodal wyjścia. Nagle, z głębi korytarzy dało się słyszeć donośny, klekoczący dźwięk, niestety, tym razem nie spowodował on ucieczki pająków, a wręcz przeciwnie, pojawiło się ich dwa razy więcej i atakowały dwa razy zacieklej niż dotychczas.
Na domiar złego, Gloimir biegnąc wąskim korytarzem, kątem oka zobaczył ciemny, zwalisty kształt, majaczący niedaleko, w świetle upuszczonej przez kogoś pochodni. Widok ten zmroził serce niewzruszonego jak dotąd Khazada. Z gardłem ściśniętym przez strach, krasnolud wycharczał.
- Z Góry Dama! - Na co inni zareagowali tylko przyspieszając gwałtownie kroku.
    Oddział w całkowitej rozsypce znalazł się po drugiej stronie góry, mając za sobą w pogoni dziesiątki, jeśli nie setki wielkich pająków, przynajmniej dwa jaskiniowe trolle i królową pająków, której zła sława paraliżowała bojaźliwych, bez konieczności zatruwania jadem kogokolwiek. Kapitanowie nie mogli doliczyć się swoich ludzi, wszyscy byli wycieńczeni ciągłymi zmaganiami z pajęczakami i bezustannym bieganiem, w ciągu ostatnich kilkudziesięciu minut.
Sytuacja wyglądała tragicznie tym bardziej, że członkowie Sojuszu mając za plecami stado potworów, zostali przywitani przez grad gondorskich strzał.
Kłopoty dopiero się zaczynały.

Ostatnio edytowany przez Raziel (2012-03-09 15:03:05)


Batman, Age of Sigmar, Confrontation, Warzone, Warzone Ressurection, Warmachine, Hordes, Dystopian Wars, Firestorm Armada, HellDorado, Infinity, Battlegroup, Alkemy, LotR(stary), Team Yankee, Flames of War, Mordheim/Warheim, Anima-Tactics, WFB Historical, Afterglow, Wrath of Kings, WH40K(od biedy), WFB(od biedy)

Offline

 

#103 2012-03-10 15:00:06

Raziel

http://i.imgur.com/lTZ6Z.png

Zarejestrowany: 2010-08-28
Posty: 1495

Re: Czwarta Era, Era Mroku - minikampania

Kapitan Ezalion obserwował całą okolicę z wysokiego, skalistego wzgórza. Jego gwardziści z Minas Tirith pochowali się między skałami zgodnie z rozkazem i czekali cierpliwie. Niedaleko w dole, rozgrywały się dramatyczne sceny, w których udział brali także wojownicy gondorscy, dowodzeni przez Ezaliona.
U podnóża góry, przy jednym z otwartych przejść do Morii, pojawiła się gromada biegnących co sił w nogach wojowników. Należeli do przeróżnych ras i frakcji, co wprawiło kapitana w osłupienie. Szczególnie widok elfów, poganiających przed sobą bandę goblinów jako niewolników.
Na ich widok, w rozbitym nieopodal kilka dni temu obozie gondorskim, wszczęto alarm. Sierżant Deranth zmustrował szybko swoich łuczników, którzy już po chwili zasypywali nadbiegających intruzów gradem strzał. Pozostali dwaj dowódcy drużyn, skierowali swych ludzi do obsługi dwóch balist, użycie tej broni, mogło skutecznie przyspieszyć wyeliminowanie zagrożenia ze strony biegnącego motłochu.
    Tymczasem, z głębi Morii zaczęły dochodzić niepokojące odgłosy i na potwierdzenie obaw kapitana, z głównego przejścia wyszły dwa jaskiniowe trolle w towarzystwie dziesiątek wielkich pająków. Jednak to nie był koniec, za trollami pojawiło się wielkie, kosmate cielsko Pani z Góry, pajęczej królowej, która terroryzowała okolicę od kilku lat.
Przy południowym wyjściu, pojawiło się kilku goblinów, dwaj z nich nieśli wielki bęben, ustawili go pod jednym z pradawnych dębów i zaczęli wystukiwać na nim jakieś szalone rytmy. Na ten dźwięk, w Morii aż zahuczało, setki goblinów odpowiedziały na zew i czym prędzej ruszyły w kierunku bitwy.
    Ezalion czekał cierpliwie, wypatrując swojego głównego celu. Dostał dokładne rozkazy i choć korciło go, by zaszarżować i zmieść z powierzchni ziemi całe to zamieszanie, to musiał wykazać się ogładą i wstrzemięźliwością.
Jego cierpliwość została nagrodzona, bo w końcu zobaczył swój cel. Dwaj rohańscy jeźdźcy, w asyście kilku pieszych wojowników, zmierzali od południowego wschodu w kierunku obozu.
Byli to Garmon i Tereben, weterani wojny o pierścień, których Ezalion miał pojmać żywcem i przyprowadzić przed oblicze króla.
Kapitan wydał szybkie polecenie i trzydziestu z jego ludzi popędziło w kierunku maszerujących Rohańczyków. Sam natomiast, w asyście sześciu doskonałych wojowników zbiegł ze wzgórza, by za chwilę dołączyć się do walki na dole.
    Główny oddział związał walką Rohańczyków, jednak kilku z nich, w tym dwóch ściganych weteranów uniknęło walki i popędzili w stronę obozu. Potyczka była krwawa lecz wyrównana, obie grupy dysponowały podobną ilością żołnierzy, więc trudno było komukolwiek uzyskać przewagę.
Ezalion nie miał już tak doskonałego punktu widokowego, więc co chwila tracił sytuację z oczu, gdy musiał omijać większe skały i załomy. Widział jednak, jak motłoch wycina w pień obsługi balist, jak jeden z nich oślepia wielką królową pająków, czymś w rodzaju bomby dymnej. Widział też, jak wojownicy rzucili się na zdezorientowane stworzenie, rozrywając je na strzępy.
W międzyczasie, stada goblinów włączyły się do walki, a co najgorsze, od północy do obozu wszedł oddział dezerterów gondorskich, którzy bezceremonialnie zaczęli wycinać swoich braci.
Ezalion był wściekły, wszystko działo się tak szybko, a on wraz z oddziałem pokonał dopiero połowę drogi, dzielącej go od obozu.
    Nie pomogły rozstawione wszędzie pułapki, ani ukryci po okolicy zwiadowcy. Armia tak zwanego Sojuszu, opanowała obóz Gondorczyków, a jedyne co ich powstrzymywało od ucieczki w kierunku rzeki, to stąpające im po piętach trolle, wielkie pająki i horda goblinów. Niestety nawet te czynniki nie były w stanie pomóc Ezalionowi, pająki szybko wybito, a bez swojej królowej nie były już takie skore do walki. Jeden z trolli padł, a w walce z nim znowu użyto bomby dymnej. Zamknięto też jakimś cudem, wejścia do Morii, więc posiłków siły zła nie mogły się już spodziewać. Wszystko wskazywało na to, że alianci uciekną, nim kapitan zdąży dopaść swoje cele.
    Jednak ku jego zadowoleniu, w szeregach Sojuszu zapanował chaos i dezorientacja. Rozproszone jednostki miały kłopot z komunikacją, przez co ich poczynania stały się mniej sensowne, a wydawało by się, główne zadanie jakim była ucieczka, zeszło na dalszy plan. Do tego wszystkiego, Garmon i Tereben pędzili na swych wierzchowcach prosto w ręce Ezaliona.
Kapitan kazał gwardzistom uformować szereg i runął na zaskoczonych zdrajców gondorskich. Ezalion przeliczył się jednak, jego ludzie, choć to byli weterani, nie podołali przeważającej ilości przeciwników i już wkrótce, kapitan osamotniony walczył z chmarą rangerów i dwoma konnymi Rohańczykami.
    Ezalion uniósł w górę swój miecz, na którym zaświeciły się prastare, elfickie glify. Gondorczyk uderzał jak burza, a jego ciosy miały siłę piorunów, pozbawił jednego z wierzchowców kończyny, a gdy ten się schylił, przeciął mu szyję jednym, gładkim cięciem. Właściciel zwierzęcia, jeden z mistrzów jeździectwa, z czego Rohańczycy słynęli, zeskoczył zwinnie z trupa konia, i już po chwili dołączył do walki.
W tym czasie, reszta wojowników sojuszu zaczęła w pośpiechu zbierać swoich rannych, a z odległego krańca doliny, nadbiegała kolejna grupa aliantów. Najwyraźniej, cała armia rozdzieliła się w Morii, a jedna z jej części, dopiero teraz dołączyła do głównej grupy.
    Kapitan Ezalion mógł jedynie stać i bezradnie patrzeć na uciekających wojowników, choć on sam nie odniósł ani jednej rany, to nie wykonał zadania, co bolało jeszcze bardziej i było uszczerbkiem na honorze. Gondorczyk usiłował jeszcze dopaść nieprzytomnych, lub ciężko rannych, jednak tych, reszta wojowników Sojuszu, szybko ewakuowała, a walka z przeważającym liczebnie przeciwnikiem, była nierozsądna i Eazlion dobrze o tym wiedział. Musiał poczekać na swoją kolejną szansę.


Batman, Age of Sigmar, Confrontation, Warzone, Warzone Ressurection, Warmachine, Hordes, Dystopian Wars, Firestorm Armada, HellDorado, Infinity, Battlegroup, Alkemy, LotR(stary), Team Yankee, Flames of War, Mordheim/Warheim, Anima-Tactics, WFB Historical, Afterglow, Wrath of Kings, WH40K(od biedy), WFB(od biedy)

Offline

 

#104 2012-03-10 22:49:07

Artois

http://i.imgur.com/lTZ6Z.png

Zarejestrowany: 2010-10-01
Posty: 1438

Re: Czwarta Era, Era Mroku - minikampania

Drużyna elfów mknęła przez mroki kopalni, niczym psy spuszczone z uprzęży, nie bacząc na grad strzał miotanych zza ich pleców. Okrzyki wsparcia, zwiastującego kres ucieczki przez gąszcz tuneli przenikał nieustanny wrzask goblińskich niewolników, z trudem próbujących uniknąć upadku. W oddali widać już było blask promieni słonecznych dający nadzieję na uniknięcie zagłady w czeluściach Morii. Niestety, radość przerwana została przez parę krwiożerczych pająków snujących sieć przy wyjściu z kopalnii. Reakcja oddziału była natychmiastowa. Naprężone do granic możliwości cięciwy elfich łuków przeszyły powietrze raniąc śmiertelnie obie bestie, przy czym impet wystrzelonych strzał był tak duży, że pająki poszybowały kilkanaście metrów dalej rozdzierając utkaną wcześniej pajęczynę. Wrota na zewnątrz stanęły otworem.

Powiew wilgotnego, górskiego powietrza przenikał nabrzmiałe od pyłu elfie nozdrza, uspokajając w niewielkim stopniu rozszalały podczas ucieczki oddech. W oddali słońce nieśmiało wracało do życia, zwiastując koniec porannej ulewy. Chwilę ulgi zmiażdżył jednak brutalnie widok grup postaci krzątających się chaotycznie w obrębie niewielkich zabudowań oraz świadomość nadciągającego pościgu. Ekipa dzielnych elfów, wraz z sojusznikami, szybkim marszem udała się w kierunku wioski pozostawiając zniewolone gobliny nieco z tyłu w celu asekuracji. Z niewiadomej przyczyny, ramię w ramię z goblinami do walki na tyłach stanęły krasnoludy, ale niewielu jest w stanie zrozumieć upartość twardych, khazadzkich głów. Pierwsza salwa z okolic zabudowań nieco rozproszyła sojusznicze siły, na szczęście w porę wykryta zasadzka jedynie w niewielkim stopniu spowolniła ich bieg. Niestety, obrońcy wioski mieli sporo czasu na przygotowanie niespodzianki dla ewentualnego nadejścia oddziałów sojuszu, gdyż przełęcz została gęsto obsiana prowizorycznymi pułapkami. Nie stanowiły one jednak większego wyzwania dla zwinnych palców zwiadowców, którzy w mgnieniu oka rozprawili się z ukrytymi w trawie wnykami uławtiając tym samym szarżę swoich współbraci na zaskoczonych zuchwałością agresorów gondorskich żołnierzy. W tym samym czasie, dzielne krasnoludy przy współudziale goblińskich wojowników oraz nowo poznanego mistyka, stawiały odważnie czoła pokracznym pająkom, oraz spragnionym krwi trollom. Dramatyzmu sytuacji dodawał rytmiczny, niesiony sąsiedztwem gór, dźwięk goblińskich będnów który wprawiał wychodzące co rusz z jaskini istoty w wojenny trans. Od strony wioski natomiast, słychać było jedynie tentent koni oraz jęk ofiar rozrywanych pchnięciami rohańskich włóczni. Rozprawiwszy się z żołnierzami oraz przerażającą królową pająków, alianci w przeważającej części starali się biec w stronę zabudowań niestety związane walką krasnoludy nie były w stanie dotrzymać kroku pozostałym. Mimo wszystko ten poranek należał do sił sojuszu. Skrajnie zmęczeni, ale szczęśliwi z chwilowego braku nieustannego oddechu wrogów na własnych plecach, oddziały elfów, ludzi i krasnoludów oddaliły się w pośpiechu od granicy dawno zapomnianego, krasnoludzkiego królestwa. Wiedzieli że wróg podąża tuż za nimi, ale mieli nadzieję że zdobyty dzięki zamknięciu wrót Morii czas, pozwoli im na dotarcie do jakiejś kryjówki, w której będą mogli choć trochę zregenerować siły przed dalszą podróżą.

Ostatnio edytowany przez Artois (2012-03-10 23:00:03)

Offline

 

#105 2012-03-11 03:01:23

 teperak

http://i.imgur.com/EwtZm.png

9370011
Skąd: Wrocław
Zarejestrowany: 2011-04-02
Posty: 417

Re: Czwarta Era, Era Mroku - minikampania

-Ragni, Cedric, Frar, Ostin, Orin, Milo i Eldon... W porządku, wszyscy są. Mamy szczęście, że udało nam się wymigać od służby gdy ten przeklęty drań Deranth wzywał nas do boju- oznajmił kapitan Sulivvan spluwając przed siebie na myśl o byłym sierżancie.
   -Dzięki temu udało nam się uciec od tego całego motłochu i tych plugawych sługusów, którzy myślą ślepo, że Gandalf i Aragorn zapewnią im lepszą przyszłość... Ha! Banda kretynów, jak oni mogą się na to nabierać? No, dobrze nie ważne. Wróćmy do naszego dzisiejszego celu. Jak dobrze wiemy Orin, nasz zaufany zwiadowca, zdobył ważne informacje.- dowódca przywołał lekkim skinieniem dłoni towarzysza kryjącego się pośród drzew i wypatrującego wroga niczym sokół polujący na swoją zwierzynę.
   -Udało mi się dowiedzieć, że dzisiaj mają nadejść z Morii wojska sojuszu, który ma podobne poglądy niż my. Jednak wszystkim wiadomo jak sierżant Deranth chce ich powitać. Ta informacja Milo na pewno cię zainteresuje. Robiąc zwiad odkryłem tajemnicze głazy które leżą po obydwu stronach przełęczy. Wyczuwałem w ich obecności pewien niepokój i coś na styl jakiejś energii.
   -Starczy.- Wtrącił się Sulivvan.
   -Naszym głównym celem będzie pozbycie się tych idiotów czekających na sojusz oraz obsługi balist aby utorować bezpieczną drogę ucieczki, miejmy taką nadzieję,- westchną głęboko kapitan -przyszłym sprzymierzeńcom... Dobra, więc teraz podział ról. Milo popędzisz ile sił matka natura dała ci w tych twoich małych nóżkach do tego tajemniczego głazu.- spojrzał porozumiewawczo dowódzca.
    -Phi!- odprał nizołek obracając się na pięcie ale jego mina dała do zrozumienia, że wykona zadanie.
    -Orin, Ty przeszukasz obóz, podobno są tam jakieś cenne przedmioty. Natomiast ja wraz z Cedriciem, Ragnim, Frarem i Ostinem uformujemy małą grupę i będziemy zmierzać do łuczników aby im wbić do głowy czy to słowem czy mieczem, że są ślepi i ociemniali. Ty Eldon trzymasz się zaraz za nami i pomagasz jeżeli ktoś zostanie ranny. Teraz pozostaje zostać nam w ukryciu i czekać na bieg wydarzeń.- na te słowa wszyscy stanowczo przytaknęli i zaczęli zmierzać w stronę kryjówki.
   - Jeszcze jedno!- wtrącił, przypominając sobie Sulivvan. -Będziemy mieli wsparcie... Dołączą do nas dwaj najlepsi wojownicy oraz kilku wojowników Rohanu z wioski leżącej nieopodal stąd. Brali udział w starciach podczas bitwy o pierścień. Są dzielnymi wojami.- słysząc tą  informacje pozostała część drużyny odetchnęła z ulgą wiedząc, że nie są jednak sami w tej krainie którzy myślą tak jak oni o Gandalfie i Aragornie.

Po upływie kilku godzin, wyczekując rozwoju wydarzeń usłyszeli donośny krzyk sierżanta nakazujący oczekiwanie w gotowości do ataku, gdyż można było zauważyć jakieś zamieszanie przy wyjściu z czeluści Morii. Nagle promienie słońca oświetliły dużą grupę ludzi biegnących co sił w nogach w kierunku gondorskiego obozu. Była to masa ludzi i stworzeń różnej rasy, różnego koloru i pochodzenia.

   -To ten zakłamany i zdradliwy sojusz!!! Wystrzelać ich co do nogi!!!- Wrzeszczał i wymachiwał mieczem sierżant Deranth.

Na te słowa drużyna gondorczyków i dwóch hobbitów czekająca w ukryciu rozpoczęła szybki marsz w stronę wroga.
Pierwszy celem Orina padł jeden z obsługantów balisty. Zawiadowca napinając swój łuk szybko przymierzył i posłał strzałę prosto w kark wroga. Pocisk przebił się na wylot i gwardzista zalewając się strumieniem krwii opadł niemo na kolana, by później bez dźwięku osunąć się na ziemię. Reszta grupy nawet nie dostrzegła braku jednego ze swoich.
Przez dłużą chwilę  grupa gondorczyków dowodzona przez Sulivvana ze wsparciem hobbita medyka nie była dostrzeżona przez wroga.

W tym momencie usłyszeli szaleńczy tupot kopyt rohańskich wierzchowców.
   -Przybyło wsparcie na drugiej flance! Nie okażmy się tchórzami i pokażmy na co nas stać!- Zagrzewał do walki swoich wojaków gondorski kapitan.
Po tych słowach kilku wrogich łuczników odwróciło się wyczuwając zagrożenie na plecach i posłało kilka strzał w stronę drużyny zmierzającej do sojuszu. Niestety, jednego z tarczowników w pierwszej linii dosięgną pocisk i ranił go w bark powalając tym samym na ziemię.
   -Naprzód!!! Nie czujcie trwogi przed wrogiem!!!- Wrzeszczał kapitan.

Tymczasem nasz hobbit, a zarazem mędrzec Milo gnał co sił.
   -Na dziadkową fajkę pełną fajkowego ziela!!! Nikt nie mówił, że to tak daleko!!! Przeklęte głazy!!!- pocił się i dyszał próbując złapać oddech.

W tym samym czasie Orin dostrzegł, że wojska sojuszu strasznie się rozpierzchły gdyż zaraz za nimi z Morii wypełzły stada pająków z 'Damą z Góry' na czele, o której tylko słyszał z opowiadań. Jednak ku zdziwieniu zwiadowcy sojusz zamiast gnać w stronę obozu postanowił walczyć z tymi bestiami i tracić cenny czas na ucieczkę. W pierwszym szeregu stali oczywiście Khazadzy wojownicy, którzy nie odczuwają żadnej trwogi.
   -Nigdy nie zrozumiem tej rasy dlaczego pchają się zawsze tam gdzie nie trzeba.- Skwitował całą sytuację Orin.

Natomiast po drugiej stronie Rohańczycy dziesiątkowali wroga szarżując na swych koniach i powalając wroga.
   -Szykujcie się do starcia!Będziemy przelewać krew lecz najpierw próbujcie ich nakłonić na naszą stronę.- oznajmił kapitan.
   -Tak jest!!!- odkrzyknęła drużyna.

Gdy elita z pobliskiej wioski rozprawiała się z niedobitkami po ich szarżach, Sulivvan walczył z gondorczykami ślepo wierzącymi w Aragorna i tą całą bajkę. Gdy ich ostrza się krzyżowały próbował przemówić im do rozumu wyjawiając całą prawdę...
   -Zrozum, że to prawda! Jesteście tylko pionkami w tej całej grze!- przekonywał dowódca.
   -Jesteście zdrajcami! Zdrajcy powinni skończyć w kałuży własnej krwi bez żadnego honoru! A wy nam jeszcze próbujecie te bajeczki sprzedawać!.- odpierali argumenty łucznicy.
   -Ludzie!!! Ogarnijcie się i przejrzyjcie na oczy!!!.- wrzeszczał dalej Sulivvan.

W ten sposób po dłuższej chwili gondorczycy jednak dali się odczarować złym zakusom Aragorna i jego fałszywych towarzyszy i dołączyli do drużyny kapitana.

W między czasie Eldon dotarł do Ragniego widząc, że ten cierpi i traci dużo krwi.
    -Trzymaj się. Zaraz pozbędziemy się tego g*wna w twoim barku i Ci pomogę.- pocieszał hobbit wojaka...
    -Szybciej niziołku, bo już nie daję rady!- Syczał i wiercił się z bólu gondorczyk.
Jednak tym razem zwinne i serdelkowate palce hobbita nie były w stanie pomóc biedakowi i musiał go prowizorycznie opatrzyć, gdy ten cierpiąc zemdlał.
    -Na wszystkie zioła w Shire. Pierwsza potyczka, a on musi takie problemy stwarzać.- westchnął hobbit.

Nasz mędrzec w końcu dotarł do głazu spotykając jakiegoś jego mościa z sojuszu.
   -Ja... przyszedłem... pomóc...- dyszał ciężko Milo.
W tym momencie obcy mędrzec położył rękę na głazie spojrzał do księgi i szepnął parę słów.
   -Już wszystko zrobione. Nie potrzebnie się fatygowałeś.- odparł sojusznik.
   -Jak to?! Ja wylewam swoje cenne poty, zamiast siedzieć gdzieś za kamieniem i pykać moją fajeczkę, a Ty mi mówisz, że już wszystko zrobione?! By to gęś kopła!!!.- oburzył się hobbit.
   -Pora się wycofać.- stwierdził aliant.
   -Ehhh... znowu taki kawał drogi.- i po tych słowach poczęli pędzić w stronę obozu.

Gdy drużyna zauważyła, że zagrożenie ze strony obozu minęło Sulivvan wydał rozkaz.
   -Wszyscy nowi! Przeszukać namioty i donieść zwiadowcy co się w nich znajduje. Gdy to zrobicie, wycofać się z obozu jak najdalej od tych bestii przy wyjściu z Morii! Orin! Zajmiesz się wszystkimi zamkniętymi skrzyniami. Cała reszta, wycofujemy się! Będziemy czekać na nich w jakimś spokojniejszym miejscu i wtedy z nimi będziemy rozmawiać.-

Orin usłyszawszy, że w dwóch namiotach są skrzynie, postanowił zabrać się do roboty. Pierwsza skrzynia nie sprawiła mu problemów, zamek był trochę zdezelowany więc zaoszczędziło mu to trochę roboty. Odkrył trochę cennych przedmiotów i róg kapitański.
   -Sulivvan się ucieszy.- myśląc w duszy zacierał ręce.
Następnie ruszył do kolejnego namiotu. Przyjrzał się skrzyni ocenił skrzynię na solidniejszą niż poprzednia.
   -No cóż. Nie takie rzeczy się robiło...- wzdychając, zwiadowca zaczął grzebać w zamku. Jeden nie ostrożny ruch aktywował pułapkę.
   -O żesz kur** !- zdążył tylko krzyknąć Orin.

Medyk słysząc znajomy głos pognał do namiotu by sprawdzić co się dzieje. Gdy spojrzał do środka zobaczył na ziemi znajomego człowieka trzymającego twarz w dłoniach i krzyczącego z bólu.
   -Coś ty znowu nawyprawiał! Powtarzałem Ci ostatnio, że już ostatni raz Ci pomagam przy wpadkach podczas twojej pracy! Cóż za życie, na tym się chyba nie skończy...
Hobbit szybko opatrzył zwiadowcę stawiając go spowrotem na nogach.
   -Dzięki.- odrzekł Orin.
   -Nie ma sprawy.- skwitował Eldon.
Zwiadowca jeszcze raz otworzył skrzynię, tym razem bez problemów i jego oczom ukazało się parę drobiazgów oraz dziwne ostrze, od którego bił jakiś dziwny chłód.
   -Ho ho!- ucieszył się Orin.
   - Milo i Sulivvan na pewno będą zadowoleni.-
   -Już się tam nie śliń nad tymi zabawkami tylko się zbieraj i ruszajmy do reszty drużyny.- wtrącił niedbale hobbit.
   -Masz rację, ruszajmy.- schował przedmioty i podążyli w kierunku kapitana.

Gdy już wszyscy byli na miejscu, Sulivvan przeliczył drużynę lecz brakowało mu Ragniego.
   -Gdzie do cholery jest Ragni! Ktoś go widział?!.- pytał.
   -Próbowałem mu pomóc ale nie wiele to dało. Musiałem biec pomóc Orinowi. Mam nadzieję, że jest cały.- odprał Eldon.
   -Jasna cholera! Trzeba go odnaleźć.- Ponaglał kapitan.
Nagle w krzakach dało się słyszeć szelest i jakieś ruchu. Ku zdziwieniu wszystkich był to Ragni, ciężko ranny lecz wciąż żyjący.
   -Gdzieś Ty był!- krzyczał z radości dowódca.
   -Tu i tam zdarzyło mi się zajść ale to dłuższa historia.- odpowiedział wojak.
   -Edlon! Teraz masz się nim zająć na poważnie! Bo jak nie... biedny twój los!.- groził Sulivvan.

Gdy wszyscy już ochłonęli z emocji, rozbili obóz, rozpalili palenisko, zaczęli przygotowywać ciepły posiłek, sprawdzać swój ekwipunek i oczekiwać na przybycie sojuszniczych sił, a co najważniejsze mogli już odpocząć w dobrym humorze i towarzystwie po ciężkim dniu zmagań.



Pierwszy raz piszę coś takiego więc mam nadzieję, że wyszło w porządku i bez większych błędów ;P

Ostatnio edytowany przez teperak (2012-03-11 03:05:41)


Infinity - PanOceania
Kampfgruppe Normandy - Niemcy
Firestorm Armada - Terran Alliance
Warmachine - Khador

Offline

 

#106 2012-03-11 09:58:37

Raziel

http://i.imgur.com/lTZ6Z.png

Zarejestrowany: 2010-08-28
Posty: 1495

Re: Czwarta Era, Era Mroku - minikampania

Piszcie, piszcie, dzięki temu nasza historia staje się prawdziwa, barwna i rzeczywista. Tworząc tło dla zmagań naszych herosów sprawiamy, że ich losy są ciekawe i namacalne.
Błędy popełnia ten, kto próbuje coś zrobić, słowo pisane jest trudne w okiełznaniu, ale nie przejmuję się tym. Najważniejsze, że informacja dociera do odbiorcy, grunt to nadać jej sens i kolor, aby przykuła uwagę i zaciekawiła. Tego się trzymajcie i piszcie, im więcej piszesz, tym rzadziej popełniasz błędy.


Batman, Age of Sigmar, Confrontation, Warzone, Warzone Ressurection, Warmachine, Hordes, Dystopian Wars, Firestorm Armada, HellDorado, Infinity, Battlegroup, Alkemy, LotR(stary), Team Yankee, Flames of War, Mordheim/Warheim, Anima-Tactics, WFB Historical, Afterglow, Wrath of Kings, WH40K(od biedy), WFB(od biedy)

Offline

 

#107 2012-03-11 15:39:06

 dardzin

http://i.imgur.com/lTZ6Z.png

Skąd: Wrocław
Zarejestrowany: 2010-08-22
Posty: 949

Re: Czwarta Era, Era Mroku - minikampania

- Tędy, pędem, spieszcie się jeżeli nie chcecie poczuć w swojej d*pie jadu tego ohydztwa!!! - wrzeszczał Fregon, w między czasie biegnąc co sił w nogach.
Zamieszanie było nieziemskie, siły Sojuszu, zupełnie zdezorientowane przez ciemność, ryk zielonego plugastwa, a także zewsząd otaczające ich pająki mknęli pośpiesznie ku wyjściu. Zwiadowcy co jakiś czas wypuszczali z cięciw strzały, chcąc ułatwić drogę ucieczki, jednak mrok tego miejsca, a także panujący tam chaos skutecznie uniemożliwiał im oddawanie celnych strzałów. Zaprzestali więc tego, bojąc się o zdrowie swoich sojuszników, którzy mogli być narażeni na grad strzał.
- Jest tam, tam jest! Wyjście, chodźta wszyscy - warknął krasnoludzki zwiadowca Karah, jeden z trzech wojowników khazadzkich, którzy postanowili dołączyć się do naszego zespołu.
I wtedy wszystkim ukazało się jasne światło, które sprawiło, że każdy zaczął szybciej przebierać nogami, byle to tylko znaleźć się na zewnątrz. Wtem Draco, przeleciał nad głowami wszystkich, wyleciał przez otwór i poszybował w górę...

Z racji, że wyjście było małe i dość ciasne, szum towarzyszący opuszczaniu kopalni, skutecznie pobudził uszy i oczy wojów zajmujących wioskę.  Na widok ludzi, elfów, ba nawet goblinów zakutych w kajdany wybiegających z kopalni, w wiosce uformowano szyki i czekano na zmniejszenie dystansu, ażeby to zasypać cwaniaczków strzałami. Dwie machiny również stały w gotowości, a małe jednostki już pędziły do nich, żeby rozpocząć śmiertelne żniwo. Szybki rozwój zdarzeń, a także stresująca sytuacja sprawiła, że sekcja zwiadowców  skierowała szybko swe siły na oddział, którego celem było przejęcie panowania nad machiną. Jedynie Kreil został nieco w tyle i pomaszerował ku kamieniom, które w okryciu skał sprawiały wrażenie magicznych.
- Napiąć łuki!!! Ognia!!! - strzały z wyselekcjonowanego drewna sunęły niemalże z prędkością światła, a gdy tylko spotkały się z celem, siła i tętent z jakimi zostały wystrzelone od razu powaliła gondorskich wojowników, którzy w rękach mięli już potężne bełty, celem wsadzenia ich na te ogromne ustrojstwo, a następnie... ech, co by się stało, gdyby strzelili tym w człowieka, rozerwałoby go chyba na strzępy, zahaczając paru innych, jak sądzę.
- Dobra robota, machina obezwładniona - podniósł okrzyk zwycięstwa Terk.
- Uwaga, pułapki - Revil biegał jak opętany, buszując w trawie, starając się odkrywać i neutralizować sidła, które rozstawione widać umiejętnie  miały skutecznie zatrzymywać łatwe przedarcie poza wioskę.
Wtenczas, gdy banda kierowała już swoje łuki w stronę wojowników w oszadzie, ptaszysko Revila skutecznie wygnało z krzaków Gondorskich zwiadowców, którzy czekali na odpowiedni  moment, aby zaatakować tyły. Fregon nieco zaskoczony i zły, że dali się podejść zarządził, walkę wręcz i postanowił przemówić tym gagatkom do rozsądku, kto jest kim i dlaczego powinni się do nich dołączyć. Skutkiem owej walki było 2 nowych rekrutów w szeregach Sojuszu... Jednak to nie był koniec.

W oddali trolle, gobliny, walczące krasnaludy, jednym słowiem bitka jakich mało. Szczęście, że powoli zaczęło się wszystko normować. Bramy jaskiń zostały zamknięte przez mędrców, dzięki użyciu Ksiąg Wiedzy. Dama z Gór straciła wszystkie nogi i łeb, dzięki otumanieniu prochem, który posiadał człowiek w fioletowym habicie. Jeden z bębniarzy goblińskich został przeszyty strzałą przez Baloi. Dzięki temu odgłos nie był aż tak donośny, gdyż jeden z obsługantów nie nadążał już tak machać kośćmi, które dawały oddźwięk na bydlęcej skórze.

Nagle ze skał zaczęły lecieć kamienie, drobne i większe. Wiadome było, że ktoś lub coś większego lezie w dół i już mu nawet nie zależy, żeby zaskoczyć przeciwnika. Ich mottem przewodnim było wpaść, zrobić jak największy rumor u wojowników sojuszu, a następnie walczyć i uniemożliwić przeprawę poza obóz.  Na czele tej szóstki,  stał sam Ezalion - przebiegły, gondorski kapitan, który dość mocno upokorzył kiedyś Fregona i Kreila, pomiatając nimi gdy jeszcze Ci walczyli w zbrojach u jego boku. Skutkiem tego było porzucenie zbroi i wzięcie w dłonie łuków i szat. Pewnie dlatego, dowódca zwiadowców, gdy tylko zobaczył tego łapserdaka skierował swoich ludzi właśnie na niego i jego żołnierzy. Ciężko to tłumaczyć... Byli już tak blisko końca misji, ich zadaniem było przecież uciec, a on mimo wszystko kazał walczyć. Co nim zawładnęło nie wie nikt, może to żądza zemsty, może osobiste porachunki z czasów młodości...

- Hurrrrrrrrrrrra!!! Na nich !!! - krzyczeli zwiadowcy biegnąc z mieczami na zakutych od stóp do głów w zbroje Wojowników Białego Drzewa. Walka się dłużyła, nie było tak łatwo jak się mogło zdawać, jednak ludzie w szmatach sprytnie poniewierali pewnych siebie rycerzy. Z wioski nadciągała elita Rohańskiego jeździectwa w postaci Garmona i Terebena, a także paru innych, którzy postanowili pomóc Fregonowi w ubiciu Ezaliona.

Walka trwała, na szczęście bez strat ze strony Sojuszu, ucierpiał jedynie wierzchowiec Terebena. Pomimo, że zwiadowców było więcej, nie mogli dać rady w walce z Ezalionem i ostatkiem jego żołnierzy, dlatego też Fregon nie mogąc ryzykować utraty zaufania Przywódcy Sojuszu, krzyknął donośnie: "Odwrót", wtedy on i jego kampania wskoczyła w wysokie zarośla i oddaliła się skutecznie od zdezorientowanego kapitana. Zwiadowcy posłali jeszcze parę strzał w stronę grupki żołnierzy, aby zniechęcić ich do pościgu. Jedna z nich wbiła się w tarczę wspomnianego Ezaliona. Na niej widniała wiadomość: "Jeszcze Cię dorwę, wiedz, że nie ujdziesz żywy!".
Ezalion zaklął i krzyknął, aż cały kanion zabrzmiał echem, jednak po zwiadowcach nie było już śladu...


Konfrontacja || Hordes || Infinity || Battlegroup || Firestorm Armada || BW- Napoleon || Afterglow || Ogniem i Mieczem

Offline

 

#108 2012-03-13 00:32:16

Zalew

http://i.imgur.com/lTZ6Z.png

Skąd: Wrocław
Zarejestrowany: 2010-08-20
Posty: 1690

Re: Czwarta Era, Era Mroku - minikampania

Dziwne to czasy nadeszły, gdy lud Durina Nieśmiertelnego woli wybiec na powierzchnię, niż walczyć w głębinach- pomyślał Gorm zwany przez towarzyszy "Stary". Zatrzymał się i spojrzał na wyjście z Kopalni, w ciemnościach nie zobaczył dwa potężne trolle. Do uszu jego doszedł szum, tak dobrze mu znany, po tych kilku krótkich postojach w domu po którym kiedyś spacerowali jego przodkowie. Chmury przez chwilę odsłoniły księżyc i oczom wiekowego krasnoluda ukazało się kłębowisko pajęczych odnóży, było ich tysiące i pędziły prosto na niego. Za szybko, za szybko by wszystkim udało się zbiec, nie kompanii opancerzonych wojowników. Wyłapią, wyłapią ich pojedynczo i wybiją do nogi, ktoś musi zatrzymać te bestie z głębin; teraz! Koło uszu zaczęły świszczeć mu strzały.
-Khazad Dum! Krzyknął do swych towarzyszy i rzucił się na jednego z nadbiegających pajęczaków. Ciął nisko, przez żuwaczki, niespodziewający się niczego stwór padł oszołomiony jak rażony piorunem, Gorm dobił go ciosem od góry. Do walki dołączało się coraz więcej krasnali i ścierali się z olbrzymimi pająkami. Gdzieś niedaleko rozbrzmiały bębny i tupot bosych stóp. Coraz więcej strzał. Coraz mniej celnych. Potężny ryk trolla przeszył powietrze i uderzył wraz z odorem bijącym od monstrum. Ktoś mu kiedyś mówił, jeśli nie wiesz gdzie iść zaufaj swojemu nosowi.. Wyrębując sobie drogę Gorm ruszył na spotkanie bestii..

Ostatnio edytowany przez Zalew (2012-03-13 00:34:37)


Prowadzę dystrybucję miodu pszczelego, więcej informacji w dziale handlowym oraz pod telefonem
Telefon kontaktowy:5II774288

Offline

 

#109 2012-03-13 10:47:19

Zalew

http://i.imgur.com/lTZ6Z.png

Skąd: Wrocław
Zarejestrowany: 2010-08-20
Posty: 1690

Re: Czwarta Era, Era Mroku - minikampania

Walka przygasała, tląc się gdzieniegdzie pośród trucheł pająków. Świt wstał nad kotliną niecałe dwadzieścia oddechów temu, zaskakując obie strony. Najbardziej zaskoczony był chyba jaskiniowy troll, uśmiechnął się do siebie Gorm, opierając topór o skamieniałą bestię. Zdjął hełm i przetarł mokre od potu czoło chusteczką z inicjałami żony.. Wtem, coś poruszyło się w trawie. Chwycił swój oręż.
-Kto idzie?!- Odpowiedział mu podobny bardziej do żmiji niż człowieka, a tym bardziej krasnoluda, sykliwy głos. Dziwnie artykułujący niektóre spółgłoski
-Spokojnie. Nie stłesuj się stały.
-Kim jesteś, do stu diabłów? Czego chcesz? Skąd wiesz jak mnie zwą?
-Mniejsza, mniejsza.. Stłasznie subtelna sprawa do szanownego kłasnoluda.
-Spława?
-Tak, spława. Tak się składa że nasz wspólny szef płysyła nas by dopilnować pewnych intełesów.
-A więc to tak? Pokaż się zatem- rzucił nieznajomemu, opuszczając topór. Z pobliskich krzaków wyszły dwie niewysokie postaci. Gobliny. -Hmm.. Z kim przyszło mi walczyć w tych dziwnych czasach.. Dobrze że nie spotkaliśmy się w bitwie, mógłbym pomylić Cię z jedną z tych pokrak spod góry.
-Sądzę że strasznie dobłze złobiliśmi, z Grigorem, nie stając Ci na drodze, wielki wojowniku spod gół.
-Mówiłeś coś o interesach których masz dopilnować..
-Tajne, ściśle tajne. Na razie mamy iść pod z waszą kompanią.
-Zatem chodźmy, mamy spory kawałek do nadrobienia, jak będziemy mieli szczęście to do wieczora dogonimy resztę.- Krasnolud, jak zresztą większość jego rasy, nigdy nie przejmował się zbytnio mimiką goblinów. Szkoda, może dostrzegł by wtedy niuanse rozmowy świadczące o tym iż nowi, dziwni towarzysze blefują. Nie mógł przecież wiedzieć; że to dwóch dezerterów; że próbowali dokonać przewrotu w podziemnym królestwie; że król, któremu próba obalenia go nie spodobała się, bardzo dobrze ich zapamiętał; że w kopalni czeka na nich tylko śmierć we wrzącym oleju. Może późniejsze wypadki potoczyły by się zupełnie inaczej gdyby Gorm syn Kanuta postąpił inaczej. Ale to już inna historia..

Ostatnio edytowany przez Zalew (2012-03-13 10:54:43)


Prowadzę dystrybucję miodu pszczelego, więcej informacji w dziale handlowym oraz pod telefonem
Telefon kontaktowy:5II774288

Offline

 

#110 2012-03-13 18:32:13

Raziel

http://i.imgur.com/lTZ6Z.png

Zarejestrowany: 2010-08-28
Posty: 1495

Re: Czwarta Era, Era Mroku - minikampania

Płomienie łakomie pożerały ostatki drewnianych szczap, Dalamyr siedział w bezpiecznej odległości, mieszając w moździerzu jakieś substancje. Gloimir spoczywał obok, ostrząc osełką ostrze swojego dwuręcznego topora. Dookoła kręciło się mnóstwo postaci, żołnierze Sojuszu mieli za sobą kilka ciężkich dni, z czego najgorszym okazał się ten, w którym udało im się wyjść z mrocznych czeluści Morii.
    Wielu tego dnia straciło życie, lub zdrowie. Wielu osiwiało widząc straszne okropieństwa, wypełzające z jaskiń pradawnego królestwa Khazadów. Dzień ten, miał jednak także pozytywne strony. Do Sojuszu dołączyli gondorczycy lojalni wobec starego ładu, oraz dwaj rohańscy bohaterowie wojny o pierścień, Garmon i Tereben, którzy prowadzili ze sobą oddział dwudziestu wojowników, jednak zostali oni wycięci niemal w pień, przez pluton kapitana Ezaliona, gondorskiego fanatycznego rycerza, lojalnego wobec Aragorna i jego zakłamanej świty.
    Rohańczycy ustalali właśnie z kapitanami Sojuszu plan przeprawy przez rzekę, co zaabsorbowało wszystkich na kilkadziesiąt minut. W tym czasie Gloimir, skorzystał z tego, że nikt poza Dalamyrem go nie słuchał i postanowił podyskutować z Haradczykiem.
-Ano powiedz mi Haradzie czyś raport panu wysłał już.
-Wysłałem. - człowiek odpowiedział krótko i bez zbędnych emocji. Krasnoludowi jednak to nie wystarczyło.
-Cóżeś znaczy się tam Panu za relację opisał.
-Wszystko co widziałem, posłałem wrone wczoraj wieczorem, dziś w południe wrócił ptak z odpowiedzią.
-I co, i co? - Dopytywał się zaciekawiony Gloimir.
-Nasz Pan jest zaniepokojony tym, że wojownicy jego Sojuszu nie potrafią wykonać najprostszych rozkazów, nie wykazują chęci współpracy w czasie działań i martwi się o ich spadające morale.
Khazad pogładził swoją brodę pulchną dłonią i mruknął coś niezrozumiale.
-Z czymś się nie zgadzasz krasnoludzie? - Zapytał z naciskiem Haradczyk.
-Wszystko to prawdą jest co mówi Pan. Jednak takie skutki mieszania ras, nacji i wyznania są. Nic dobrego z tego być nie może zatem. Dlatego niepowodzeń mnóstwo na drodze swej Sojusz napotyka.
-Będzie jeszcze gorzej krasnoludzie, już niedługo dołączą do nas siły ze wschodu. Z tym nasz Sojusz może się nie pogodzić. Jednak Pan ufa, że pod swe skrzydła przygarnie wszystkich i pokaże im właściwą ścieżkę. Tylko czy jesteśmy na to gotowi, na zburzenie świata i stawianie go od nowa.
-Nie mondruj się człowieku, twoje nie mają sensu słowa. Ja część swoją planu wykonam choćbym miał wszystkich wpień wysiec tu. Moi przyjaciele zostaną porządku pilnować zatem, skoro zdaniem twoim jakoby nieład tu panował, a ja księgę sam do twierdzy poniosę.
-Ja także nie mam zamiaru tułać się z nimi bez końca, nie takie zresztą mam rozkazy. Pomóc mam żołnierzom w przedarciu się przez rzekę i w Osgiliat ruszam w swoją drogę.
    Obaj na chwile przycichli, gdyż nieopodal wybuchła wrzawa, kapitanowie podnieśli wzburzone głosy, a najbardziej słychać było Garmona, rohańskiego porucznika.
-Na kopyto górskiego łosia, czyście poszaleli? Chcecie powiedzieć, że prowadzicie ze sobą pomiot Saurona i jeszcze na dodatek pozwalacie mu wydawać wam rozkazy?
Wrzeszczącego człowieka usiłował uspokajać jego kompan,  Tereben chwycił Garmona za ramię i trzymał mocno widząc, że przyjaciel zmierza w kierunku ogniska gdzie siedział Dalamyr.
-Uspokój się, Faramir dał nam wyraźne rozkazy, mamy tu pomóc sprzymierzeńcom, nie ważne kim byli kiedyś.
Garmon zrobił się purpurowy na twarzy, jego oczy naszły krwią, a usta wypluwały potok słów niczym hobbicka proca.
-Pewnie nie jeden raz to ścierwo poderżnęło gardło któremuś z naszych, ty wiesz kto on jest? To ichni władca floty, umbardzki pomiot, jego ludzie spalili całe wybrzeże, zanim nieumarła armia wybiła ich do nogi!
Tereben widząc, że nie jest w stanie wpłynąć spokojem na rozjuszonego towarzysza, sam również uniósł głos.
-Nie pomyślałeś o tym, że my pewnie dziesiątki jego ludzi nabiliśmy na lance? Ale on mimo to nie rzuca się na nas z mordą i pięściami. Bo mamy wspólną sprawę i cel, zapomnij w końcu o pierścieniu i wojnie o niego, teraz już wiesz że byliśmy zmanipulowani i wykorzystani. Zarówno oni jak i my ponosiliśmy straty w imię sprawy, o której nikt z nas do dziś nie miał pojęcia!
    Rochańczycy uspokoili się nieco, jeszcze przez długi czas wymieniali argumenty i na zmianę podnosili, lub ściszali głosy, jednak ich kłótnia niebawem ucichła. Niestety, w wielu sercach ta wymiana zdań zasiała ziarno niepewności, co miało już wkrótce zaowocować konsekwencjami, których nikt się nie spodziewał.
    *******************************************************************

Ezalion spojrzał raz jeszcze na błyskające w oddali ogniska, cieszył się, że w końcu dogonił Sojusz, jednak najbardziej cieszył go fakt, że na jego prośbę sam wielki mistrz zjawił się, by obdarować kapitana darem. Darem, który miał pomóc w rozprawieniu się z parszywymi psami Faramira raz na zawsze. Kapitan sprawdził, czy jego ludzie zachowują ostrożność przy rozkładaniu obozowiska, po czym udał się do swojego, małego namiotu, gdzie po zdjęciu ciężkiej zbroi, opadł bezwładnie na wyściełaną futrami ziemię, w ręku ściskając duży, kryształowy medalion.
    Po nieudanej bitwie pod Morią, Ezalion dołączył do trzonu swojego oddziału, nie mógł zawrócić całej setki ludzi w pogoń za Sojuszem, jednak zabrał ze sobą doborową gwardię, czego król nie powinien mieć mu za złe.
Główny oddział zgodnie z rozkazem pomaszerował na północ, a Ezalion i dwudziestka jego najlepszych ludzi, pogonili co sił w nogach za uciekinierami. Sojusz najwidoczniej nie spodziewał się tego, dowodem był obóz, rozbity na dużym terenie, z wieloma ogniskami i bez szczelnych wart.
    Ezalion przez lata swej służby, nabył niebywałego doświadczenia, więc bardzo łatwo odkrył zamiary wojska Sojuszu i bez trudu odgadł dalszą drogę, jaką mają zamiar przebyć. Pozwoliło mu to, wyprzedzić nieco fakty, wysłał szybki, konny patrol na przystań, gdzie tamtejszy oddział straży, miał zasadzić się na Sojusz. Nie ulegało bowiem wątpliwości, że buntownicy podążają właśnie w stronę rzeki, chcąc nią szybko przedostać się na południe.
    Kapitan poprzysiągł, że skróci o głowę każdego zdrajcę, który uniósł rękę na sztandar króla Aragorna i wielkiego mistrza. Ezalion zdradę gondorczyków brał bardzo osobiście do serca, czując się odpowiedzialny za wszystkich, którzy w czasach wojny o pierścień dzielnie stawiali czoła złu, a teraz zostali zepsuci i dopuścili się takiej niegodziwej zbrodni.
Ezalion przykrył się grubym futrem, wieczory stawały się coraz chłodniejsze, a kolejny dzień miał być ciężki i wymagający czystego, wypoczętego umysłu.


Batman, Age of Sigmar, Confrontation, Warzone, Warzone Ressurection, Warmachine, Hordes, Dystopian Wars, Firestorm Armada, HellDorado, Infinity, Battlegroup, Alkemy, LotR(stary), Team Yankee, Flames of War, Mordheim/Warheim, Anima-Tactics, WFB Historical, Afterglow, Wrath of Kings, WH40K(od biedy), WFB(od biedy)

Offline

 

#111 2012-03-14 18:00:27

Raziel

http://i.imgur.com/lTZ6Z.png

Zarejestrowany: 2010-08-28
Posty: 1495

Re: Czwarta Era, Era Mroku - minikampania

Kolejny odcinek w piątkowy WW 16.03.2012 o godzinie 20.00


Batman, Age of Sigmar, Confrontation, Warzone, Warzone Ressurection, Warmachine, Hordes, Dystopian Wars, Firestorm Armada, HellDorado, Infinity, Battlegroup, Alkemy, LotR(stary), Team Yankee, Flames of War, Mordheim/Warheim, Anima-Tactics, WFB Historical, Afterglow, Wrath of Kings, WH40K(od biedy), WFB(od biedy)

Offline

 

#112 2012-03-15 18:30:34

idio

http://i.imgur.com/A7eG5.png

Zarejestrowany: 2010-10-22
Posty: 312

Re: Czwarta Era, Era Mroku - minikampania

to i ja będę


Mądrość, której szukasz, jest bliżej niż myślisz: w ostatnim tomie "Złotych Myśli Smerfa Ważniaka".

Offline

 

#113 2012-03-17 20:12:06

Raziel

http://i.imgur.com/lTZ6Z.png

Zarejestrowany: 2010-08-28
Posty: 1495

Re: Czwarta Era, Era Mroku - minikampania

Zaczynało już świtać, gdy porucznik Lysamir usłyszał znajomy świergot, to jeden ze zwiadowców naśladował wilgę, dając znak, że wróg jest już w pobliżu starej farmy.
Porucznik odgarnął długie, siwe włosy i spojrzał na trzech swoich przybocznych, byli elitą pośród strażników Gondoru, razem z nim i z kapitanem Faramirem walczyli w czasie wojny o pierścień, razem bronili i odbijali Osgiliath. To były wspaniałe czasy, honoru, odwagi i dobrej walki, Lysamir bardzo żałował, że te czasy bezpowrotnie minęły, a kapitan stał się rebeliantem i zdrajcą wszystkiego, o co niegdyś wspólnie walczyli.
    Posterunki zwiadowców rozstawione były w całej okolicy, siły Sojuszu miały nadejść z zachodu, ich celem najprawdopodobniej była przystań na rzece i zacumowane tam łodzie. Takie przynajmniej informacje otrzymał porucznik, od kapitana Ezaliona, gondorskiego rycerza, podążającego w pogoni za zdrajcami.
Lysamir zastanawiał się przez chwilę, czy nie odwiązać cum i nie spuścić łodzi z nurtem. To pokrzyżowało by plany Sojuszu, ale mogło doprowadzić do tego, że rebelianci nie wpadli by w misternie zaplanowaną pułapkę, a według Eazliona eliminacja sił Sojuszy była priorytetem dla króla. Porucznik nie miał zamiaru podważać tego argumentu, wiedział co dzieje się z tymi, którzy sprzeciwiają się monarsze.
    Podczas gdy ludzie Lysamira szykowali się do ataku na zbliżających się buntowników, w pobliskim lesie na południu, inne siły czekały przyczajone między drzewami, by w odpowiednim momencie uderzyć. Kapitan Eazlion, o nadciągających zdrajcach poinformował również tutejsze leśne elfy, które bez słowa sprzeciwu stanęły do walki w sprawie króla Aragorna i choć większość z nich to młode elfy, które jeszcze nie rozumiały zagmatwanych zasad rządzących światem, to bez namysłu chwyciły za broń, podjudzane przez starszyznę i agentów Gandalfa.
Do walki dołączył  się nawet pasterz drzew, który wspólnie z elfami obudził kilka starych drzew, by te wspomogły leśny lud w walce.
    Lysamir patrzył na odległy budynek farmy i otaczające go opuszczone pole zboża, wiedząc, że będzie miała tu miejsce walka, porucznik wcześniej nakazał ewakuować farmera i jego rodzinę.
W końcu pojawili się pierwsi członkowie Sojuszu, szli zwartą grupą, tłamsząc buciorami złote kłosy, połyskujące w promieniach wstającego słońca. Wróg był czujny, zwiadowcy szybko zostali wypatrzeni przez zdradzieckich, arnorskich i elfickich skałtów.
Zaczęło się, w niebo poszybowały pierwsze strzały, ich łupem stawali się zarówno ludzie, elfy, krasnoludy jak i gobliny, które marszcząc czoła i prychając dziko, robiły wszystko, żeby schować się przed palącym słońcem. Porucznik nie mógł pojąć, jak tak dumne i honorowe istoty, za które zawsze miał elfy, mogły upaść tak nisko, by w swoich szeregach trzymać kreatury pokroju goblinów. Świat stawał na głowie i Lysamir wiedział, że jego pokolenie oszaleje w obliczu takich niedorzeczności i paradoksów.
    Gondorscy zwiadowcy padali jak muchy, wystrzelani przez doskonałych strzelców z Sojuszu, elfy z lasu na południu szyły do aliantów ze swych wspaniałych łuków, jednak oddziały rebeliantów parły niepowstrzymane do przodu i zaledwie kilkaset metrów dzieliło je od przystani.
W lesie również doszło do kilku starć, żywe drzewa okładały korzeniami intruzów, elfie klingi lśniły niczym błyskawice, nic jednak nie mogło powstrzymać hordy napastników. Porucznik Lysamir napiął cięciwę, wycelował i posłał strzałę w kierunku nadciągającej drużyny zdradzieckich, gondorskich rycerzy. Jeden z nich, trafiony w nieosłoniętą pachwinę, padł na ziemię wyjąc z bólu i w tym momencie, z zachodu doszedł wszystkich dźwięk rogu, róg Minas Tirith.
    Kapitan Ezalion na czele dwudziestu gwardzistów, truchtem biegł w kierunku najbliższych nieprzyjaciół. Jego hełm połyskiwał nienaturalnym blaskiem, a oczy świeciły niczym ślepia demona. Kapitan był rządny krwi i widać było, że krwi dziś się spodziewał.
Nieustępliwy pochód Sojuszu zachwiał się w obliczu pojawienia się nowego wroga. Najwyraźniej buntownicy mieli dylemat, trzymać się pierwotnego planu i dotrzeć do łodzi, czy zetrzeć się z nowym wrogiem, w poszukiwaniu chwały i śmierci.
    Lysamir uśmiechnął się nieznacznie, pojawienie się Ezaliona okazało się wybawieniem z opresji, gdyż Sojusz dysponował o wiele większą siłą i mocą, niż zostało to opisane porucznikowi. Teraz, gdy wróg był zamknięty z trzech stron przez strażników, elfy i gondorskich gwardzistów, wygranie bitwy było tylko kwestią czasu. Nagle na kamiennej drodze wiodącej z farmy na przystań, pojawił się samotny jeździec. Rohańczyk, z uniesionym wysoko nad głową toporem, galopował w kierunku małego mostu. Na jego drodze stanęli dwaj zwiadowcy, jednak on zmiótł ich niczym śmieci, doskonale władając orężem, jak i umiejętnie kierując swoim wierzchowcem.
Lysamir i jego trzej przyboczni od razu namierzyli Rohańczyka i bez namysłu posłali w jego kierunku kilka strzał, bez skutku. Jeździec przejechał przez most, zsiadł z konia i pieszo pognał ku wąskiemu molo na przystani.
    Garmon, rohański weteran wojny o pierścień, zeskoczył z konia i pognał go w pobliskie zarośla, by nie narażać niepotrzebnie zwierzęcia na ryzyko. Sam chwycił za swój ulubiony topór, w drugą rękę wziął tarczę i zaszarżował na schowanych przy molo ludzi. Garmon kiepsko widział zakamuflowane postacie, domyślał się, że ich płaszcze najpewniej pochodziły od elfów i że ich wypatrzenie nie będzie łatwe z dużej odległości. Jednak będąc zaledwie kilka metrów od swych wrogów, rozpoznał zarysy ludzkich postaci i zaatakował jedną z nich. Zaatakowany był Gondorczykiem, strażnikiem, który cisnął na bok łuk i czym prędzej sięgnął po leżący pod nogami miecz. Rohańczyk spadł na niego niczym grom z nieba, siła i szybkość potężnych ciosów topora była nie do wytrzymania i już po chwili, obezwładniony Gondorczyk leżał na deskach mola brocząc obficie krwią, z dwóch głębokich ran na piersi.
    Garmon uskrzydlony łatwym zwycięstwem, kontynuował szarżę, a jej następnym celem, był siwowłosy żołnierz, który właśnie dobywał starego, lecz ostrego jak brzytwa miecza. Rohańczyk natarł niczym tur, usiłując tarczą odepchnąć przeciwnika, jednak jego wróg, mimo zaawansowanego wieku, nie ustępował szybkością i refleksem weteranowi ze stepów. Stal starła się ze stalą, krzesząc iskry dookoła. Wojownicy mieli mało miejsca do prowadzenia walki, molo było wąskie, a w międzyczasie, dookoła zaczęło robić się tłoczno, gdyż do walki włączyły się leśne elfy, rebelianci gondorscy i pozostali dwaj przyboczni Lysamira.
    Rohańczyk uderzał toporem niczym kowal kujący żelazo, jego ciosy były silne, lecz Gondorczyk niemal bez wysiłku ich unikał, zadając celne riposty mieczem, które Garmon z kolei, z trudem parował tarczą. Walka przybrała bardzo zły obrót, Lysamir w pewnym momencie wykonał gwałtowny wykrok do przodu i łokciem od spodu zdzielił Rohańczyka w podbródek. Wygięta do tyłu szyja nieszczęśnika, odsłoniła wrażliwe gardło, na którym wylądował cios otwartej dłoni Lysamira. Garmon zakrztusił się, upuścił oręż i chwycił się dłonią za palącą bólem krtań, w tym samym momencie, gondorski porucznik wbił swoje kolano w brzuch Garmona, pozbawiając go przytomności.
    Tereben ze strachem w oczach patrzył na rozgrywającą się na molo scenę, pędził co sił w nogach na pomoc swojemu przyjacielowi, przeskakując z łodzi na łódź i omijając kłębiących się na nich gondorskich aliantach. Zeskoczył z łodzi i podbiegł do molo od południa, Gondorczycy walczyli tu przeciw elfom i żywemu drzewu, jednak Tereben ominął całe to zamieszanie i wskoczył na drewniany pomost, widząc jak jego przyjaciel upada bez tchu, pokonany przez siwowłosego wojownika.
Tereben tarczą odepchnął jakiegoś wojownika, nie bacząc na to, czy był nim aliant czy wróg, najważniejsze teraz, było dopaść siwego i wypruć mu flaki w zemście za Garmona. Rohańczyk  z okrzykiem na ustach uderzył we wroga, jego dzida przeszywała powietrze raz za razem, jednak przeszywała tylko powietrze. Szybkość gondorsiego porucznika, wprawiła Terebena w osłupienie, tamten zmniejszył gwałtownie dystans i głownią miecza uderzył w bok hełmu Rohańczyka. Tylko cud uratował trafionego od utraty przytomności, jednak oszołomiony, Terteben musiał ustąpić pola i cofnął się parę kroków, zauważając kontem oka skrawek fioletowej szaty. To był Dalamyr, Haradczyk pełniący w siłach sojuszu rolę łącznika z samym Panem. Assassyn podszedł do porucznika Lysamira i bezceremonialnie rzucił mu w twarz bombę dymną. Gondorczyk zakrztusił się i zachwiał, Dalamyr wykorzystał to i jednym, celnym ciosem miecza posłał go na deski mola, skąd zwiotczałe ciało porucznika osunęło się w głębokie wody rzeki, by po chwili zniknąć z oczu walczących dookoła wojowników.
    Nieopodal, toczyła się inna krwawa i ważna w historii Sojuszu walka, otoczony przez rebeliantów, kapitan Ezalion wraz z garstką swoich zdziesiątkowanych gwardzistów, usiłował posłać do piachu jak największą ilość znienawidzonych zdrajców. Kapitan broczył obficie krwią, z rany na udzie i plecach. Jego medyk leżał martwy nieopodal, nie mogąc użyć wspaniałego artefaktu, jakim obdarował Ezaliona Gandalf, a którym można było uleczyć wszelkie rany na ciele w ciągu zaledwie chwili. Mimo to, Gondorczyk nie tracił wigoru ani siły, zdawał swym niezwykłym mieczem ciosy na lewo i prawo, zazwyczaj sięgając celu i posyłając kogoś do piachu. Niestety, wszystko wskazywało na to, że i tym razem rebelianci uciekną spod ostrza Ezaliona. Większość już odpłynęła łodziami z przystani, gdzie elfy i strażnicy toczyli zacięty bój, kilku jeszcze pałętało się w okolicy, a to opóźniając pogoń lojalistów, a to pomagając rannym w ucieczce. Pasterz drzew przewracał łodzie i wrzucał je na brzeg, żeby uniemożliwić zdrajcom ich wykorzystanie, jednak zdesperowani wojownicy z Sojuszu, skakali do wody i wpław płynęli z nurtem rwącej rzeki na południe.
    ****************************************************************
Gloimir nieźle oberwał, nie pamiętał nawet kto go zdzielił przez łeb, gdyby nie hełm, pewnie by mu głowę urwało. Krasnolud oprzytomniał, rozglądnął się dookoła, nikogo w pobliżu nie było. Przestraszony, szybko chwycił swoją sakwę podróżną, nerwowo grzebiąc w niej zakrwawionymi rękoma. Na szczęście jej zawartość była na swoim miejscu, pamiętnik Froda spoczywał bezpiecznie na dnie torby.
Gloimir znał swoje rozkazy, tutaj, przy przystani, drogi Sojuszu i Khazada rozchodziły się, jego ścieżka prowadziła na północ, gdzie potężna istota oczekiwała na dziennik hobbita. Nikt nie podążył za Gloimirem, lojaliści byli zanadto zajęci ściganiem niedobitków Sojuszu, którzy małymi grupami uciekali na północ, płynąc w łodziach, lub próbując o własnych siłach walczyć z silnymi prądami rzeki.
Gloimir martwił się o swoich kompanów, Karaha, Dalhira i Baloi, którzy zostali z armią Pana, dotąd zawsze któryś z nich towarzyszył mu w podróży, służąc pomocą, radą i dobrym humorem.
Khazad popatrzył ostatni raz w stronę przystani, po czym podreptał w kierunku farmy, a potem prosto na północ, do krainy, której nigdy w życiu nie odwiedzał.


Batman, Age of Sigmar, Confrontation, Warzone, Warzone Ressurection, Warmachine, Hordes, Dystopian Wars, Firestorm Armada, HellDorado, Infinity, Battlegroup, Alkemy, LotR(stary), Team Yankee, Flames of War, Mordheim/Warheim, Anima-Tactics, WFB Historical, Afterglow, Wrath of Kings, WH40K(od biedy), WFB(od biedy)

Offline

 

#114 2012-03-19 13:53:34

 Zielarz

http://i.imgur.com/lTZ6Z.png

Zarejestrowany: 2010-08-31
Posty: 2372

Re: Czwarta Era, Era Mroku - minikampania

Samuel prychał i kichał porządkując swoje przemoknięte notatki. Nie tak sobie wyobrażał karierę hobbickiego dyplomaty. Zamyślił się.

   Kiedy wraz ze swoim młodym bratankiem Harrym został wysłany z misją handlową do Rohanu cieszył się jak dziecko. Był przekonany, że sfinalizowanie umowy na dostawę paszy dla koni załatwi mu bezpieczną emeryturę na stanowisku przynajmniej sołtysa. Ale nie, on musiał być ambitny. Kiedy dotarli na dwór udzielnego księcia Gunnara przywitano ich ciepło (jak na barbarzyński kraj rzecz jasna). Oszołomiony ucztami i powodzeniem swojej misji przystał na propozycję księcia, by w uznaniu zasług został nadwornym pisarzem. Jakże mało wtedy wiedział o obyczajach tego kraju! Nawet nie domyślał się, że oficjalne stanowiska w Rohanie piastuje się dożywotnio i wymagają przysięgi wierności, z której zwalnia tylko śmierć. A że wszyscy mają tu hyzia na punkcie honoru i dyscypliny, stał się niewolnikiem kaprysu księcia. I to w najgorszym możliwym okresie!

  Będąc księciem Gunnar trzymał pieczę nad sporą częścią wojska i większością więzień w kraju. Dawało mu to rozległą wiedzę i kontakty w półświatku, które zawzięcie wykorzystywał, będąc zwolennikiem nowoczesnego stylu zapewniania wewnętrznego bezpieczeństwa księstwa za pomocą tajnej policji i kontrwywiadu. Jako że czasy były niespokojne, książę usilnie przygotowywał swoich następców do przejęcia swojej funkcji. Miał kilkoro dzieci, ale najbardziej miłował najstarsze 19-letnie bliźnięta. Ellar był wysokim postawnym młodzieńcem, sprawnym w mowie i mieczu, idealnym dziedzicem. Jego siostra Eolonora była uosobieniem marzeń każdego Rohańskiego wojownika. Smukła jak łania, inteligentna i uśmiechnięta jasnowłosa piękność. Przejawiała inklinacje do wojaczki, co, nie bez pewnych oporów, zaakceptował jej ojciec i odkąd bliźnięta ukończyły 13 rok życia ćwiczyły się w wojennym rzemiośle na równych zasadach. Nadwornemu pisarzowi przypadła w udziale nauka dzieci księcia. Nie jakieś tam rudymentaria, tylko solidna zaawansowana wiedza, potrzebna do pełnienia obowiązków oficera kontrwywiadu: arytmetyka, retoryka, scholastyka, metafizyka, epistemologia. Oboje uczyli się równie chętnie, zdając sobie sprawę ze swoich przyszłych obowiązków. Konkurowali oczywiście zawzięcie, najbardziej widoczne to było na polu umiejętności wojskowych. Gdzież indziej niewiasta miałaby udowodnić, że może piastować męską funkcję? Ellar z racji budowy był groźniejszym szermierzem, Eolonora zaś z wrodzoną gracją szyła niezawodnie z łuku. Na każdym kroku próbowali udowodnić które jest lepsze.
  Owego feralnego dnia jedno z nich miało pokierować niebezpieczną wyprawą małego oddziału, którego zadaniem była infiltracja i rozbicie siatki tajnych sług mroku. Książę długo zastanawiał się które z nich ma pokierować wyprawą. Rozstrzygnięcie nadeszło rano, gdy jedna ze służek doniosła księciu, że jego córka ma problemy niewieście. Książę znając powagę misji przydzielił dowództwo Ellarowi, ku goryczy córki. Dwa dni później do kasztelu powróciły niedobitki oddziału. Trzech skrajnie wyczerpanych żołdaków przyniosło na tarczy Ellara. Na całym ciele miał liczne rany po walce, lecz najgorsze było to, że padł bez życia pod wpływem uroku i nie budził się. Pomimo wysiłków Ellar zmarł po dwóch dniach. Cały kasztel pogrążył się w żałobie, ale najgorzej znosiła ją Eolonora. Samuel z niepokojem zauważył, że w jej oczach coś zgasło. Z twarzy znikł uśmiech, opuściła się w nauce, całe dnie spędzała na ćwiczeniach szermierczych. Dla mędrca-niziołka jasne było, że obwinia się o śmierć brata. W jej głowie zalęgło się przekonanie, że ojciec nie wybrał jej, gdyż uważał ją za gorszego żołnierza. Książę nigdy nawet słowem nie zasugerował niczego takiego, ale ona ćwiczyła zapamiętale całymi dniami, chcąc się ukarać.

  Przez prawie pół roku książę prowadził długie nocne rozmowy z jej hobbickim nauczycielem i wspólnie szukali sposobu, żeby ją z tego wyciągnąć. Idealna okazja natrafiła się, gdy Rohańczycy postanowili przystąpić do Sojuszu. Samuel do dziś pamiętał błysk w oku córki księcia, kiedy usłyszała rozkaz ojca: "Rohan Cię wzywa moja droga. Jako oficer kontrwywiadu udasz się na tajną i niebezpieczną wyprawę. Nie mam pojęcia dokąd przyjdzie Ci się udać ani jak długo ona potrwa, ale nie mogę patrzeć jak mi się marnujesz. Nie musisz nikomu nic udowadniać, ale najwyraźniej ty uważasz inaczej, więc poprowadzisz ją na własną rękę. Oficjalnie wysyłam Cię do dalekiej rodziny, żebyś mogła zapomnieć troski związane z bratem. Tymczasem wybierzesz sobie doborową straż przyboczną z kilku najgorszych szumowin z naszych więzień. Od razu zauważono by brak żołnierzy i oficerów, więc nie dostaniesz nikogo znanego i zaufanego spośród nich. Towarzyszyć Ci będą oba hobbity. Pokładam wielką konfidencję w mądrości Samuela, on nie pozwoli Ci na żadne samobójcze manewry. Wszędobylski Harry będzie waszymi oczami i uszami, pomimo młodego wieku jest najlepszym szpiegiem jakiego miałem. Odmaszerować!"

  Rozwieszając mokre kartki na gałęziach Samuel raz jeszcze poczuł wielki kamień w żołądku. Zupełnie jak wtedy, gdy zrozumiał, że to koniec wygodnego życia na książęcym garnuszku i teraz będzie musiał odpracować swoją przysięgę w trudzie i znoju. Będąc blisko rok wśród tych zahartowanych ludzi wiedział, że odmowa nie wchodzi w grę, zresztą nikt nie pytał go o zdanie. Tak miało być, czy tego chciał, czy nie.

Ostatnio edytowany przez Zielarz (2012-03-19 16:01:34)


Never forget that your weapon was made by the lowest bidder.

Offline

 

#115 2012-03-25 12:34:07

Artois

http://i.imgur.com/lTZ6Z.png

Zarejestrowany: 2010-10-01
Posty: 1438

Re: Czwarta Era, Era Mroku - minikampania

czy wiadomo już coś na temat kolejnego odcinka naszych przygód?

Offline

 

#116 2012-04-15 18:59:51

Raziel

http://i.imgur.com/lTZ6Z.png

Zarejestrowany: 2010-08-28
Posty: 1495

Re: Czwarta Era, Era Mroku - minikampania

Zapraszam na kolejny odcinek naszej opowieści, który odbędzie się 21.04.2012r
Jest to sobota i odbywa się wtedy turniej Warmaszyny, ale zapewniono mnie, że jakiś stolik się dla nas znajdzie.
Zgłaszajcie swoją obecność, podając godzinę, na którą chcielibyście przyjść.


Batman, Age of Sigmar, Confrontation, Warzone, Warzone Ressurection, Warmachine, Hordes, Dystopian Wars, Firestorm Armada, HellDorado, Infinity, Battlegroup, Alkemy, LotR(stary), Team Yankee, Flames of War, Mordheim/Warheim, Anima-Tactics, WFB Historical, Afterglow, Wrath of Kings, WH40K(od biedy), WFB(od biedy)

Offline

 

#117 2012-04-15 19:07:07

 dardzin

http://i.imgur.com/lTZ6Z.png

Skąd: Wrocław
Zarejestrowany: 2010-08-22
Posty: 949

Re: Czwarta Era, Era Mroku - minikampania

Na chwilę obecną godzina jest dla mnie bez różnicy, jakby coś się zmieniło- dam znać odpowiednio wcześniej


Konfrontacja || Hordes || Infinity || Battlegroup || Firestorm Armada || BW- Napoleon || Afterglow || Ogniem i Mieczem

Offline

 

#118 2012-04-16 08:37:37

Zalew

http://i.imgur.com/lTZ6Z.png

Skąd: Wrocław
Zarejestrowany: 2010-08-20
Posty: 1690

Re: Czwarta Era, Era Mroku - minikampania

Na chwilę obecną godzina jest dla mnie bez różnicy, jakby coś się zmieniło- dam znać odpowiednio wcześniej


Prowadzę dystrybucję miodu pszczelego, więcej informacji w dziale handlowym oraz pod telefonem
Telefon kontaktowy:5II774288

Offline

 

#119 2012-04-16 09:43:09

 Zielarz

http://i.imgur.com/lTZ6Z.png

Zarejestrowany: 2010-08-31
Posty: 2372

Re: Czwarta Era, Era Mroku - minikampania

Jeśli to rano to bez różnicy.


Never forget that your weapon was made by the lowest bidder.

Offline

 

#120 2012-04-20 15:21:50

 teperak

http://i.imgur.com/EwtZm.png

9370011
Skąd: Wrocław
Zarejestrowany: 2011-04-02
Posty: 417

Re: Czwarta Era, Era Mroku - minikampania

Ja niestety rano nie jestem wstanie grać, także mnie raczej nie będzie


Infinity - PanOceania
Kampfgruppe Normandy - Niemcy
Firestorm Armada - Terran Alliance
Warmachine - Khador

Offline

 

#121 2012-04-20 16:40:25

Raziel

http://i.imgur.com/lTZ6Z.png

Zarejestrowany: 2010-08-28
Posty: 1495

Re: Czwarta Era, Era Mroku - minikampania

A więc zapraszam na 11.00

Ostatnio edytowany przez Raziel (2012-04-20 16:40:47)


Batman, Age of Sigmar, Confrontation, Warzone, Warzone Ressurection, Warmachine, Hordes, Dystopian Wars, Firestorm Armada, HellDorado, Infinity, Battlegroup, Alkemy, LotR(stary), Team Yankee, Flames of War, Mordheim/Warheim, Anima-Tactics, WFB Historical, Afterglow, Wrath of Kings, WH40K(od biedy), WFB(od biedy)

Offline

 

#122 2012-04-20 17:08:34

 cavalierdejeux

Riddle me this...           Riddle me that

Skąd: Breslau-am-Oder
Zarejestrowany: 2010-08-18
Posty: 10089

Re: Czwarta Era, Era Mroku - minikampania

Zarezerwuje stół w pokoiku


Boreliusz, I've a feeling we're not in Özz anymore.
Battlefleet Gothic (Imperial Navy) ● WH40k (Gwardia Imperialna) ● Necromunda (Ratskin/Cawdor/Spyrer)
Infinity (Ariadna) ● Konfrontacja / Hell Dorado / Alkemy / AT-43 (wszystko)

2016... "Changes never changes."/"Changes never been so much fun."

Offline

 

#123 2012-04-23 21:10:42

Raziel

http://i.imgur.com/lTZ6Z.png

Zarejestrowany: 2010-08-28
Posty: 1495

Re: Czwarta Era, Era Mroku - minikampania

Minęło ponad sześć godzin od czasu, gdy siły Sojuszu rozdzieliły się tymczasowo na dwie części. Dalamyr rozkazał elfom i Arnorczykom udać się pieszo na południe, a sam z resztą armii ruszył na wschód, by tam odnaleźć obóz zaopatrzeniowy, przygotowany wcześniej przez tutejszych Rohańczyków.
Zwiadowcy arnorscy i elfy, mieli za zadanie odnaleźć wśród mokradeł wejście do starej, krasnoludzkiej warowni. Tam czekało na nich ciężkie zadanie, za pomocą specjalnego amuletu, mieli pochwycić przebywającą tam istotę, którą Dalamyr nazwał „zjawą”. Umbarczyk nie chciał wyjawić zbyt wiele, mówił ogólnikami, nie potrafił wyjaśnić jak działa amulet i czym w zasadzie jest, a tym bardziej nie odezwał się ani słowem, gdy pytano go o samą zjawę i powód jej istnienia.
    Drużyna wyruszyła w południe, łodzie zostawiono przycumowane przy brzegu, gdzie wszyscy mieli się spotkać z powrotem o wyznaczonym czasie. Niejasne wskazówki Dalamyra sprawiły, że oddział zwiadowczy błądził po niebezpiecznych bagnach, coraz bardziej oddalając się od brzegu rzeki. Zapadała noc, robiło się chłodno i bardzo nieprzyjemnie, z powodu panującej w powietrzu wilgoci. Podniosła się ciężka, gęsta mgła, która ograniczyła widoczność do zaledwie kilku metrów. Zwiadowcy postanowili wrócić do koryta rzeki, by całkiem nie zgubić się na tonących w mroku moczarach.
    Wszelkie rozmowy ucichły, gdzieś niedaleko słychać było szwargot goblinów, które popędzane przez elfiego strażnika, lawirowały między kałużami wody.
Nagle jeden z arnorskich zwiadowców zaalarmował resztę oddziału i stanął bez ruchu, nasłuchując. Długo nie trzeba było czekać na powód, który zaniepokoił człowieka. Jeden z goblinów zawył ze strachu i spanikowany zaczął uciekać w ciemność. Wybuchło zamieszanie wśród wojowników Sojuszu. Nikt nie wiedział co się dzieje, zdenerwowani ludzie wyciągnęli broń, elfy napięły cięciwy łuków i zapadła cisza, pełna napięcia i niepokoju.
    Nagle na skraju widoczności zamajaczył jakiś kształt, jeden z elfów zauważył postać, idącą powoli w stronę oddziału. Był to człowiek, odziany w starą zbroję gondorskiego strażnika, jedyna jego ręka, zwisała bezwładnie wzdłuż ciała, głowa była przechylona nienaturalnie do tyłu, a z piersi nieznajomego sterczało zardzewiałe ostrze miecza. Zimny pot oblał wielu patrzących na to nienaturalne zjawisko. Człapiący niezdarnie gondorczyk nie wydawał żadnego głosu, co było tym bardziej przerażające.
    Jako jedyne, zimną krew zachowały elfy, które po długiej chwili zwlekania, zaatakowały idące monstrum. Stalowe klingi z ledwością czyniły jakąkolwiek szkodę nieumarłemu, elfy w końcu obaliły idące zwłoki, ćwiartując je na kawałki, które mimo to, nadal dawały oznaki „życia”.
W kilku kolejnych miejscach pojawiły się następne przerażające stwory. Należały do różnych ras, miały na sobie szczątki różnego wyposażenia, a ich ciała były w różnym stadium rozkładu. Wojownicy chcąc nie chcąc, rozproszyli się po okolicy, walcząc zaciekle z coraz większą liczbą przeklętych nieumarłych. Wielu o mały włos, a straciło by życie w mrocznej tafli śmierdzących bagien. Usiłując unikać ataków przeraźliwych łap rozkładających się ciał, zwiadowcy coraz bardziej oddalali się od rzeki.
    Nagle jeden z Arnorczyków zobaczył wstające z błotnistego bajora zwłoki Berserkera. Zaalarmował rychło w czas swoich kompanów, którzy zdążyli dotrzeć do nieszczęśnika z pomocą. Ten nieumarły różnił się od pozostałych, napotkanych dotychczas. Był silniejszy, szybszy i bardziej wytrzymały. Ktoś, kto miał by okazję dłużej mu się przyglądać, mógłby nawet rzec, że stwór ten przejawiał oznaki myślenia. Walka z nim była bardzo niebezpieczna, a ostre jak brzytwy, szpony stwora, ociekały trupim jadem, grożącym zatruciem i śmiercią w męczarniach.
Mijały kolejne minuty, ciemności zapadły już kompletne, jedynie doskonały elfi wzrok, pozwalał niektórym bardziej orientować się w okolicy.
    Wszyscy byli wycieńczeni i spanikowani, niejednemu puściły nerwy i rzucał się do ucieczki po omacku, byle dalej od chodzącej śmierci, której wszędzie było pełno dookoła. Dopiero radosny krzyk jednego ze zwiadowców, podniósł morale większości oddziału. Znaleziono majaczącą w ciemnościach budowlę, której kształt przywodził na myśl stare, krasnoludzkie portale, będące bramami do podziemnych kompleksów.
Zwiadowcy przyspieszyli kroku, na ile to możliwe, starając się omijać pływające tu i tam ciała, które w każdej chwili mogły ożyć i rzucić się na intruzów.
Niestety, na bagnach pojawiło się nowe niebezpieczeństwo, ogniki lewitujące tuż nad powierzchnią wody, kusiły swym widokiem słabych umysłem, lub na tyle przerażonych, że nie zastanawiali się nad tym co robią. W ciemnościach, jasne światło ogników wydawało się być kojące i obiecujące bezpieczeństwo. Kilku wojowników dało się bezmyślnie omamić przez te dziwne zjawisko, niektórzy przypłacili by to życiem, topiąc się w zimnej, czarnej, błotnistej wodzie.
    Tymczasem, kilku zwiadowców dotarło do ścian budowli, torując sobie drogę poprzez zastępy nieumarłych, maszerujących w przerażającej ciszy. Na miejscu okazało się, że we frontowej ścianie wybudowano wielkie wrota, których nie dało się otworzyć w zwyczajny sposób.
Kilkanaście minut zajęło najzwinniejszemu z Arnorczyków, znalezienie małej zapadki, pod którą umieszczono skomplikowany zamek.
Otwarcie zamka okazało się niezbyt trudne, dzięki pomocnym wskazówkom, które odkryli dwaj najmądrzejsi w oddziale wojownicy. Niestety, mimo zdobytej wiedzy, nie obyło się bez ofiar, gdy nieostrożnie potraktowany zamek, uruchamiał groźne pułapki umieszczone w bramie.
    W końcu jednak udało się i część bramy uchyliła się tylko po to, by odkryć przed intruzami  kolejną łamigłówkę, umieszczoną na zewnętrznej stronie wrót.
Tym razem, również światłe umysły i zwinne palce niektórych ze zwiadowców okazały się bezcenne. Kolejny zamek rozbezpieczono i wrota stanęły otworem, ukazując ponure wnętrze, opuszczonej setki lat temu budowli.
Jednak to nie był koniec niemiłych niespodzianek. Na środku nowo odkrytej komnaty, pojawiła się świetlista postać. Towarzysząca jej aura, budziła istny terror wśród patrzących, którzy w końcu zrozumieli czym jest zjawa, opisywana przez Dalamyra.
    Wojownicy w końcu przełamali strach i zaatakowali licznie, zjawa zdążyła tylko zawyć niemiłosiernie i rozpłynęła się w powietrzu, ugodzona magicznym mieczem jednego z elfów. Esencja ducha powędrowała do amuletu Dalamyra, który nosiła przywódczyni elfiego zwiadu.
Misja została wykonana, znaleziono również artefakt, który Dalamyr polecił poszukać przy okazji. Zwiadowcy bez większych strat doczekali do świtu, by w promieniach wstającego słońca, ruszyć z powrotem do miejsca, gdzie czekały na nich zacumowane łodzie.


Batman, Age of Sigmar, Confrontation, Warzone, Warzone Ressurection, Warmachine, Hordes, Dystopian Wars, Firestorm Armada, HellDorado, Infinity, Battlegroup, Alkemy, LotR(stary), Team Yankee, Flames of War, Mordheim/Warheim, Anima-Tactics, WFB Historical, Afterglow, Wrath of Kings, WH40K(od biedy), WFB(od biedy)

Offline

 

#124 2012-06-26 23:23:54

 teperak

http://i.imgur.com/EwtZm.png

9370011
Skąd: Wrocław
Zarejestrowany: 2011-04-02
Posty: 417

Re: Czwarta Era, Era Mroku - minikampania

Razielu, kiedy kolejny odcinek kampanii? Już czekam i czekam żeby zagrać i cisza Wiem, że tobie to może nie w smak ale generalnie preferowałbym WW w piątek na następny epizod ale zobaczymy


Infinity - PanOceania
Kampfgruppe Normandy - Niemcy
Firestorm Armada - Terran Alliance
Warmachine - Khador

Offline

 

#125 2012-06-27 16:14:28

Raziel

http://i.imgur.com/lTZ6Z.png

Zarejestrowany: 2010-08-28
Posty: 1495

Re: Czwarta Era, Era Mroku - minikampania

Jestem uziemiony w robocie na czas euro i parę dni później.


Batman, Age of Sigmar, Confrontation, Warzone, Warzone Ressurection, Warmachine, Hordes, Dystopian Wars, Firestorm Armada, HellDorado, Infinity, Battlegroup, Alkemy, LotR(stary), Team Yankee, Flames of War, Mordheim/Warheim, Anima-Tactics, WFB Historical, Afterglow, Wrath of Kings, WH40K(od biedy), WFB(od biedy)

Offline

 

UWAGA!!!

W związku ze zmianą forum od poniedziałku dodawanie nowych postow będzie zablokowane. Zapraszam do rejestracji na nowym forum
WARGAMING WROCŁAW

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
https://plonsk.zbiorniki-betonowe360.pl pakiety wellness Ciechocinek