Wargaming Wrocław

Baner 26cm

Ogłoszenie

UWAGA!!!

W związku ze zmianą forum od poniedziałku dodawanie nowych postow będzie zablokowane. Zapraszam do rejestracji na nowym forum
WARGAMING WROCŁAW


#1 2012-10-23 20:59:17

Raziel

http://i.imgur.com/lTZ6Z.png

Zarejestrowany: 2010-08-28
Posty: 1495

Bitwa o Eryd 210 - Megabitwa WH40k

Lord Redemptor, głównodowodzący siłami lądowymi Piratów Chaosu Keina Unfeelinga, z wielką satysfakcją obserwował szeregi Chosenów, szykujące się do załadunku na wielkie, transportowe Armadony. Dookoła kręciły się setki serwitorów oraz kultystów, gorączkowo wykonujących swoje zadania. Widać było, że cała ta kotłowanina, to wspaniale zorganizowany i działający mechanizm.
    Większa część piechoty była już w drodze, za nimi podążały lekkie oddziały motorowe i kilkanaście transporterów Rhino. Defilery targały w mocarnych kleszczach czołgi Predator, oraz kilka lekko uszkodzonych transporterów. Niedaleko od pozycji Lorda, kilkudziesięciu Marines przygotowywało ostatnie lądowniki z zaopatrzeniem, maszyny miały wystartować w kilka godzin po wyruszeniu całej armii. Na ich pokładach znajdowały się magazyny amunicji, żywności i wody, środków niezbędnych do prowadzenia walki na wysuniętych pozycjach.
    Redemptor spojrzał przez ramię, na ruiny najbliższego budynku oraz wiszącego nad nim pojazdu. Smukły, czarny kształt przykuwał wzrok tak samo, jak jego załoga, składająca się z kilku eldarskich Wiedźm, odzianych w obcisłe, skórzane stroje.
Lorda niepokoiło to, że Keina Unfeelinga łączyły jakieś niejasne interesy z mrocznymi, owszem, ich pomoc mogła być nieoceniona, jednak nikt nie wiedział za jaką cenę, a ta na pewno była wysoka.
    Jednak w batalii, do której miało dojść niebawem, Dark Eldarzy nie mieli brać udziału. Zamiast nich, ramię w ramię z Piratami maszerowali orkowie, pod dowództwem warbossa Czachoupa. Redemtor wolał by już Eldarów, niż nieokrzesanych zielonoskórych, ale Kein uparł się, żeby to właśnie orków wykorzystać do brudnej roboty.
    Marine zgarnął swój płaszcz ręką, uniósł go lekko, by nie taplał się w błotnistej mazi, pokrywającej całą okolicę i skierował się do oczekującego Armadona.
Armia Piratów Chaosu ruszyła na południe, ku ostatecznemu celowi wizyty na tej niegościnnej planecie. Niestety, po drodze czekał na Chaotyków jeszcze jeden problem, dwie połączone armie lojalistów.
Szykowała się bitwa, jakiej jeszcze nikt nie oglądał na powierzchni tej planety, bitwa, w której udział miał wziąć sam Kein Unfeeling.

Zapraszam na zamkniętą megabitwę, która odbędzie się w dniu 03.11.2012 w Bolterze. Zaczynamy o 10.00, w bitwie weźmie udział Avatarofhope z ponad ośmioma tysiącami Grey Knight i Dark Angels, jego przeciwnikiem będę ja, a dowodził będę połączonymi siłami Chaosu i Orkowego Waaaghhh!
Wszystkich zainteresowanych tym wydarzeniem, zapraszam do śledzenia naszej bitwy, gdyż wszyscy goście będą mile widziani.

Bitwa, jest kontynuacją naszej kampanii http://www.wargaming.pun.pl/viewtopic.php?id=1712 z losami której, możecie zapoznać się w podanym wątku.
Grać będziemy na zasadach 6ed WH40K więc zapraszam wszystkie osoby, które dopiero się uczą, bo być może, będzie to dla nich swego rodzaju lekcja.


Batman, Age of Sigmar, Confrontation, Warzone, Warzone Ressurection, Warmachine, Hordes, Dystopian Wars, Firestorm Armada, HellDorado, Infinity, Battlegroup, Alkemy, LotR(stary), Team Yankee, Flames of War, Mordheim/Warheim, Anima-Tactics, WFB Historical, Afterglow, Wrath of Kings, WH40K(od biedy), WFB(od biedy)

Offline

 

#2 2012-11-10 13:40:07

 Avatarofhope

http://i.imgur.com/LOEAg.png

Skąd: Wrocław
Zarejestrowany: 2010-08-23
Posty: 643

Re: Bitwa o Eryd 210 - Megabitwa WH40k

Dramatis Personae:

Mroczne Anioły

III Kompania Szturmowa

I.     Orias – Strażnik Prawd – Mistrz III Kompani Szturmowej zakonu Mrocznych Aniołów,
II.     Gralien – Kapelan Śledczy – członek Wewnętrznego Kręgu zakonu Mrocznych Aniołów,
III.     Ignis – Kapelan Śledczy III Kompanii Szturmowej zakonu Mrocznych Aniołów,
IV.     Fabriel – Kronikarz III Kompanii Szturmowej zakonu Mrocznych Aniołów,
V.     Halix Norrant – Czempion III Kompanii Szturmowej zakonu Mrocznych Aniołów, członek     drużyny dowodzenia,
VI.    Eliasz – Konsyliarz III Kompanii Szturmowej zakonu Mrocznych Aniołów, członek     drużyny dowodzenia,
VII.    Hakkon – weteran III Kompanii Szturmowej zakonu Mrocznych Aniołów, członek drużyny     dowodzenia (brat Vekkona),
VIII. Vekkon – weteran III Kompanii Szturmowej zakonu Mrocznych Aniołów, członek drużyny     dowodzenia (brat Hakkona),
IX. Gorgiasz – weteran III Kompanii Szturmowej zakonu Mrocznych Aniołów, powiernik     sztandaru "Gladio Angelis" III Kompanii Szturmowej, członek drużyny dowodzenia,
X. Solarian – sierżant I drużyny weteranów III Kompanii Szturmowej Zakonu Mrocznych Aniołów, członek rady wojennej,
XI. Gregorius Matillon – członek I drużyny weteranów III Kompanii Szturmowej Zakonu Mrocznych Aniołów,
XII. Anvilus – zbrojmistrz, oddelegowany do pomocy III Kompanii Szturmowej zakonu Mrocznych Aniołów w misji na Eryd 210.


V Kompania Szturmowa   

I. Baltazar – Pierwszy Łowca – Mistrz V Kompanii Szturmowej zakonu Mrocznych Aniołów,
II. Gaurivius – Kapelan Śledczy V Kompanii Szturmowej zakonu Mrocznych Aniołów,
III. Tersjan – Kapelan Śledczy – członek Wewnętrznego Kręgu zakonu Mrocznych Aniołów,
IV. Zahariel – Kronikarz V Kompanii Szturmowej zakonu Mrocznych Aniołów,
V. Aariel przyd. "Biały Lew" – Czempion V Kompanii Szturmowej zakonu Mrocznych Aniołów, członek drużyny dowodzenia,
VI. Chamael – Konsyliarz V Kompanii Szturmowej zakonu Mrocznych Aniołów, członek drużyny dowodzenia,
VII. Geron – weteran V Kompanii Szturmowej zakonu Mrocznych Aniołów, członek drużyny dowodzenia,
VIII. Kabiel – weteran V Kompanii Szturmowej zakonu Mrocznych Aniołów, członek drużyny dowodzenia,
IX. Omriel Illion – weteran V Kompanii Szturmowej zakonu Mrocznych Aniołów, członek drużyny dowodzenia.

Szarzy Rycerze

IV Kompania bojowa

I. Anaserian – Brat-Kapitan IV Kompanii zakonu Szarych Rycerzy,
II. Matheus – Kronikarz IV Kompanii zakonu Szarych Rycerzy,
III. Marius Vaxillion – Konsyliarz – członek bractwa Paladynów zakonu Szarych Rycerzy.


Prolog


- Baltazarze! Zbudź się! Przyjacielu! - głos Oriasa przebudził przechodzącego rekowalescencję Baltazara z płytkiego snu.
Mroczny Anioł otworzył oczy i spojrzał na gościa, który go odwiedził w pokładowym Aptekarionie, gdzie pod opieką medyków i konsyliarzy wracał do zdrowia po starciu z tyranidami na Eryd.
Oriasie dobrze Cię widzieć - dopowiedział.
Jakie wieści? Tyranidzka infekcja rozprzestrzeniła się?
- Po tyranidach ani śladu, z wyjątkiem kilku zwłok na pobojowisku, po twoim lądowaniu przyjacielu.  Przynoszę jednadk inne nowiny. Szarzy Rycerze donoszą, że odkryli flotę chaosu, za którą tu przybyliśmy  - oznajmił gość Baltazara. Przypuszczamy, że flota chaośników mogła uporać się z twoimi tyranidami, ale to nie ważne w tej chwili. Wkrótce czeka nas bitwa. Zarządziłem już przygotowania do desantu na Eryd. Trzecia kompania jest w gotowości bojowej – głos Oriasa zdradzał jego zniecierpliwienie. Baltazar przeczuwał, że dowódca trzeciej nie może się doczekać starcia. Podzielał jego odczucia. Za dawnych czasów ich kompanie walczyły ramię w ramię na Protegorusie "B" niszcząc inwazję zielonoskórych. Od tego czasu przyjaźń między nimi była niepodważalna. Czuł, że znów nadszedł czas wspólnej walki.
- Zrobię wszystko Oriasie aby być tam z Tobą – wyraził swe pragnienie ranny mistrz.
- Zostaw tylko coś dla mnie  – roześmiał się Orias.
Czekają nas przygotowania do bitwy. Zarządziłem naradę w strategicum, mam nadzieję, że te kilka siniaków nie przeszkodzą Ci we wzięciu w niej udziału – zażartował na pożegnanie dowódca trzeciej.

Rada wojenna oczekiwała na przybycie Oriasa od dobrych 15 minut. Czas ten spożytkowano na omówienie podstawowych elementów bitwy, aczkolwiek nie podjęto żadnych wiążących decyzji pod nieobecność Mistrza. Baltazar toczył zaciekłą dysputę z kapitanem Szarych Rycerzy u którego pragnął wymusić asekurację Mrocznych Aniołów poprzez strategiczny desant sił inkwizycji w najbardziej newralgicznym momencie bitwy. Momencie o którym zdecycują Anioły. Anaserian jednak nie dał się przekonać dla takiego rozwiązania. Na planecie według wszelkich danych znajdowały się demoniczne istoty i szary rycerz nie zamierzał czekać aż ściągną one z immaterium swoich pobratymców. W swoim stanowisku niespodziewanie znalazł poparcie Solariana, który przekonywał, że da to wolną rękę trzeciej kompanii na uderzenie w zdradzieckich marines. Kapelan Gralien z Ignisem starali się oszacować realne siły wroga na podstawie danych uzyskanych Anvilusa, podczas gdy Fabriel, Zarahiel i Matheus omawiali sposoby protekcji własnych sił przed mocami osnowy. Toczone przez wszystkich dysputy sprawiły, żenikt nie zauważył przyłączenia się do nich dowódcy trzeciej kompanii. Orias pojawił się w otoczeniu swoich przybocznych. Przez chwilę przysłuchiwali się dyskusjom, po czym wymownym chrząknięciem mistrz zaznaczył swoją obecność w strategicum. Oczy wszystkich zwróciły się w jego stronę.
Wybaczcie bracia, że kazałem wam na siebie czekać. Kilka chwil mojego spóźnienia wykorzystałem na zasięgnięcie opinii najlepszych wojowników trzeciej – skinął głową w stronę stojącej za nim drużyny dowodzenia. Solarian poczuł ukłucie zadry gdzieś w środku, żałując że nie jest jednym z członków elitarnego zgrupowania.
Kapitanie – zwrócił się do szarego rycerza mroczny anioł – i wy przyjaciele. Pozwólcie, że wprowadzę was w moją wizję nadchodzącego starcia.

Narada wojenna przebiegła we względnym porządku. Nikt nie zgłosił zbyt wielu uwag do planu bitwy przedstawionego przez Oriasa. Po uwzględnieniu kilku poprawek wprowadzonych głównie przez szarych rycerzy, zjednoczone siły przystąpiły do desantu na Eryd.

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Wąskie grono postaci zebrało się po zakończeniu narady w odosobnionym pomieszczeniu okrętowego reclusiam.
- Czy to może być prawda? - spytał retorycznie Orias, wiedząc że informacja, którą przkazał mu Gralien została przez kapelana sprawdzona na wszelkie możliwe sposoby.
- Krucze skrzydło potwierdziło informację klik razy Oriasie - odparł Gralien.
- W takim razie musimy nastawić się na pojmanie go. Bethrezael przestaje być w tej chwili priorytetem. Musimy zmienić nasze założenia - dodał kolejny kapelan.
- Ignisie weźniesz drużynę weteranów Solariana, masz go odszukać za wszelką cenę. Gralienie - nie pozwól by Kein pomieszał nam szyki tym razem. Gauruviusie zostaniesz w odwodzie z weteranami piątej na wypadek gdyby coś poszło nie tak.
- Co w takim razie my będziemy robić? - spytał Baltazar.
- My przyjacielu wesprzemy Graliena w jego zadaniu. Przydzielę nam konikarza Fabriela do wsparcia. Uwierz mi, że demon zwany Keinem Unfeelingiem to potężny przeciwnik.
Baltazar kiwnął głową w geście akcepatacji swej roli. Wszyscy zebrani czuli w duszy, że zbliża się wyjątkowy moment, wyczekiwany przez zakon od dziesięciu millenniów. Nareszcie mieli pojmać Cyphera.

---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Hangar desantowy tętnił życiem, jakiego nie widziano to już dawno. Promy szturmowe thunderhavk grzały silniki gotowe wystartować zaraz po zakończeniu załadunku zakonnego sprzętu. Szczypce desantowe jednego z nich zatrzasnęły się z hydraulicznym trzaskiem na pancernej skorupie jednego z przygotowanych do uderzenia land raiderów. Kielich wojny spoczął w przestrzeni transportowj thunderhavka niczym dziecię w matycznych objęciach. We wnętrzu przygotowanego do transportu land raidera Solarian przemową zagrzewał drużynę weteranów trzeciej do czekającej ich walki. Kolejny thunderhavk żarłocznie zakleczył swe luki transportowe na drugim z land raiderów – crusaderze wiązącym w swym wnętrzy Graliena wraz  drużyną skrzydła śmierci. Ich zadanie było jasne i proste – zlokalizować i powstrzymać za wszelką cenę działania demonicznego księcia dowodzącego wrogą armią. W tym celu nie będą angażować się w bitwę od samego początku. Drużyny taktyczne I, II, III i IV zajęły miejsce w lukach kolejnych dwóch transportowców. W kolejce do załadunku oczekiwały jeszcze transporter rhino oraz razorback. Baltazar wraz z wojownikami piątej czekał cierpliwie na swoją kolej. W końcu gdy wszystko zostało dopięte na ostatni guzik osiem imperialnych thunderhavków jeden po drugim opuściły pokład Oblicza Zemsty kierując się ku powierzchni Eryd 210. Przed wejściem w staratosferę dołączyły do nich dwie inkwizycyjne maszyny niosące na swych pokładach część sił szarych rycerzy. Większość ich wojsk pozostała jednak na okręcie, z którego mieli się teleportować na powierzchnię.

Lojalistyczna armia po doatarciu na powierzchnię globu rozpoczeła zorganizowany rozładunek a pierwsze drużyny Kruczego Skrzydła zostały wysłane na zwiad w stronę kwitnącego ogniś życiem miasta, teraz obróconego w ruinę.

Ostatnio edytowany przez Avatarofhope (2012-11-10 17:28:10)


WH40K : Ultramarines, Dark Angel's, Grey Knights,  Chaos Deamons.
Age of Sigmar: Stormcast Eternals, Khorne Bloodbound, Order Alliance.

Infinity : PanO; Nomads - O:I models.

Offline

 

#3 2012-11-10 21:02:03

Raziel

http://i.imgur.com/lTZ6Z.png

Zarejestrowany: 2010-08-28
Posty: 1495

Re: Bitwa o Eryd 210 - Megabitwa WH40k

Główne role

Piraci Chaosu:
Daemon Princ Kein Unfeeling - przywódca Piratów i całego sojuszu na Eryd 210
Chaos Lord terminator Redemptor - głównodowodzący siłami naziemnymi Piratów
Aspiring Champion Raptor Karmazyn - przywódca Raptorów i jednostek zwiadu Piratów
Aspiring Champion Feystus - przywódca elitarnego oddziału Noise Marines
Aspiring Champion Greeshnak - przywódca Possessed Chaos Marines
Aspiring Champion Waxdamer - Przywódca oddziału "Reapers"
Kro-ragh Dreadnought
oraz
Cypher - dowodzący oddziałem zdrajców z zakonu Dark Angels

Legion:
Aspiring Champion Gulmanar - przywódca kontyngentu Legionu, przydzielonego Piratom przez Daemon Princa lorda Kancera
Aspiring Champion Cestus - dowodzący odziałem mutantów
Aspiring Champion Azarel - podtrzymujący hordę nieumarłych Legionu.

Orks:
Warboss Czachoup - przywódca zielonskórych na Eryd 210
Painboy Flakomniot - najdzielniejszy i najsprawniejszy zabijacz i rzenikowiec w białym fartuchu


Prolog

Budynek, w którym Kein Unfeeling postanowił zorganizować punkt dowodzenia, przypominał nieco stare, imperialne świątynie. Był owalny, z wysokimi sufitami i zdobnymi łukami, ale co najważniejsze, był prawie nietknięty i posiadał dach.
    Po kilku godzinach sprzątania, komnata dla demonicznego księcia była gotowa. Obecnie zebrali się w niej na naradę wszyscy czempioni Piratów Keina, czempioni Legionu, oraz orkowy warboss z obstawą. Pierwszy przemówił lord Redemptor, jako głównodowodzący siłami lądowymi Piratów Chaosu, chciał przedstawić reszcie zebranych plan obrony miasta Namareb.
- Mamy już pierwsze doniesienia o liczebności i sile jednostek przeciwnika. Do miasta od południa zbliżają się Dark Angels i Grey Knights. Pierwszy zakon w znacznej sile, inkwizycja oczywiście mniej liczebna, ale zdecydowanie groźniejsza. Na obecną chwilę przewyższamy wroga liczebnością, jednak mam wątpliwości co do wyszkolenia i wartości bojowej naszych sojuszników.
    Ten komentarz wzbudził grad głośnych komentarzy ze strony czempionów Legionu, orkowie również zaczęli się burzyć, ale harmider ucichł gdy Redemptor uniósłszy głos powiedział.
- Dosyć! Możecie szczekać jak tylko głośno potraficie, ale to nie zmieni prawdy, zarówno horda zielonoskórych, jak i oddziały Legionu nie należą do czołówki w tym uniwersum. W grupie jesteście silni, jednak osamotnieni nie przedstawiacie wyzwania dla takiego wroga, jaki za dwa dni się tu pojawi. Dlatego jesteśmy tu razem, co pozwoli nam zwyciężyć.
    W pomieszczeniu zapanował spokój, jednak atmosfera nie należała do najprzyjemniejszych.   Lord z kamienną miną kontynuował swoją odprawę, wskazując zebranym poszczególne lokacje wyrysowane na mapie miasta Namareb, rozłożonej na niewielkim, drewnianym stole.
- Zajmiemy pozycje na przedmieściu, nie możemy pozwolić, żeby walka toczyła się między budynkami, musimy dać szanse naszej artylerii, by spokojnie mogła zmiękczyć wroga. Czachoupie , twoi zielonoskórzy zajmą pozycje wzdłuż granicy miasta. Zajmiecie najbardziej wysunięte przyczółki, wasza szalona horda powinna błyskawicznie związać walką te z oddziałów wroga, które są najgroźniejsze na odległość.
    W centralnej części frontu, niech Legion umieści swoich kultystów, będzie można ich przekierować w dowolną stronę, by zapewnili wsparcie nacierającym. Mutanci i Mercenary zabezpieczą miasto od zachodu, Pirtaci zostaną rozmieszczeni wzdłuż drugiej linii, dysponujemy największą siłą ognia, a do walki się nie dopchamy wszyscy, więc moi Marines będą osłaniać oddziały szturmujące.
    Lord zamilkł na chwilę, uważnie przyglądając się zebranym w sali gościom, którzy aż palili się do zabrania głosu.
- Widzę, że macie wiele pytań, proszę czempionie Gulmanarze, co masz do zaproponowania.
Do stołu podszedł wysoki Space Marines, jego brunatno zielony pancerz, pokryty śluzem i wybroczynami, roztaczał dookoła nieprzyjemną woń zgnilizny. Czempion Legionu lorda Kancera zwrócił się w kierunku milczącego Keina Unfeelinga.
- Mój pan, lord Kancer przysyła mnie i moich dwóch braci, na czele sił Legionu, niejako w podzięce za wszystko co Piraci uczynili dla niego na Eryd 210. Nie widzę jednak potrzeby, żeby nasza waleczność i sprawność były kwestionowane, moi mutanci są twardzi jak stal, nasze działa są śmiercionośne i zamrażają serca wrogów samym hukiem wystrzałów, a nasze zastępy nieumarłych, doprowadzą przeciwnika do paniki i szaleństwa.
    Ten monolog przerwał sam Daemon Princ, który zacisnął pięści i machnął jedną z nich w kierunku bezczelnego Marines.
- Twoje pozbawione mózgów stado zgnilaków, jest niczym więcej jak popiołem dla naszego wroga! Pojutrze walczymy z Astartes, oni nie lękają się twoich śmierdzących trucheł, są nierozsądni i pochopni, ale to daje im siłę i sprawia, że rzadko ponoszą porażki! Gdyby nie moi Piraci, ty, Kancer i cała wasza zgniła zgraja, ulatywali byście teraz z dymem pochodzącym z ognisk, które oni niebawem rozpalą. Przestań więc się niepotrzebnie puszyć i przejdź do konkretów.
    Gulmanar opanował swoją złość, niewiele brakowało, by czempion wybuchł gniewem, jednak wiedział, że Kein nie należy do tych, którzy tolerują takie zachowanie, nie był też odpowiednim przeciwnikiem dla porucznika Legionu.
- Chciałem zapewnić tylko o mojej lojalności i o tym, że nie raz w czasie tej bitwy Legion zadziwi was wszystkich i dowiedzie swojej wartości.
    Czempion cofnął się od stołu, dając tym samym do zrozumienia, że skończył swoje wystąpienie. Na jego miejsce wczłapał warboss Czachoup, który już nie mógł się doczekać swojej kolejki.
- Moje chopaki som gotowe do bitki, niewaszne skim i szczym, wy nam pokasać tych ładnych ludziuf, a my ich walić we łby jak leci. Wasze bitki na jemzory koło dupy mi latajom, moje chopaki som niecierpliwe, dajcie wiemc siana i walimy do tego miasta!
    Tylko trzech Noobów okazało jakiekolwiek emocje po tej wypowiedzi, nikt inny nie chciał jej docenić porykiwaniem i głośnymi beknięciami.
Redemptor udzielił głosu kolejnemu mówcy, był nim Space Marines, odziany w biały płaszcz. Głowę i twarz nieznajomego, zasłaniał głęboki kaptur.
- Mam tylko jedną prośbę, pozwólcie mi zająć pozycję w centralnej części, chcę razem z moimi braćmi mieć pod kontrolą cały front, żeby w odpowiedniej chwili, uderzyć w odpowiednie miejsce.
    Redemptor podszedł do Marinsa spoglądając na niego z góry.
- To zaszczyt gościć taką personę w naszych szeregach, wiem, że jakieś plany łączyły ciebie Cypherze z naszym... czarnoksiężnikiem, tym bardziej doceniamy to, że postanowiłeś z nami zostać po jego zdradzie.
- Od Betrezaela dostałem co miałem dostać i nawzajem, sprawa skończona. Z wami jestem tylko dlatego, że walczymy ze wspólnym wrogiem, który dla mnie jest... bardzo cenny, nazwijmy to tak. Jedyne o co proszę, to możliwość posłania do piachu jak największej ilości Dark Angels.
- Nikt nie ma zamiaru ci tego zabronić Cypherze. - Zapewnił lord, kładąc pojednawczo swą dłoń na naramienniku Marinsa. Gdy Cypher wrócił na swoje miejsce, Redemptor zwrócił się do zgromadzonych.
- Czy ktoś ma jeszcze coś do powiedzenia? Skoro nie, to udajcie się do swoich placówek i bądźcie gotowi, wróg może nie jest zbyt liczny, ale jego ostrza ranią bardzo skutecznie, zapewniam.
    Odprawa skończyła się, a większość zainteresowanych opuściła komnatę spotkań, w wielkiej sali pozostał tylko Daemon Princ Kein Unfeeling, lord Redemptor i Raptor Karmazyn. Ciszę przerwał Kein, który zwrócił się do swojego ulubieńca, czempiona Raptorów.
- Jak to wygląda Karmazynie?
- Panie, jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, mutanci i orki zaleją lojalistów swoją masą, a co najważniejsze, skupią na sobie ich ogień. My będziemy musieli jedynie dogonić niedobitki i wyrżnąć do nogi.
Kein uśmiechnął się, uwielbiał gdy wszystko szło tak, jak to sobie zaplanował.
- Redemptorze upewnij się, że nasze jednostki nie będą wysunięte na czoło armii, niech nasi alianci dowiodą swojej odwagi i siły, w końcu po to ich zaciągnęliśmy tutaj.
- Oczywiście panie, dopilnuję tego osobiście.
Mówiąc to, lord skierował swe kroki w stronę wyjście, Karmazyn za jego przykładem również opuścił pomieszczenie, zamykając za sobą ciężkie, obite stalą drzwi i zostawił Unfeelinga samego.
Prawie, ponieważ gdy tylko ucichły kroki Raptora za dżwiami, zza kotary wiszącej przy jednej ze ścian komnaty, wyszła otulona w skórzany płaszcz kobieta, której czarne, długie włosy ciągnęły się niemal po podłodze.
    Eldarka podeszła do Chaotyka, zrobiła kwaśną minę i rzekła.
- Kein, twoje towarzystwo nie zna co to gorąca kąpiel, jak można wytrzymać w takim smrodzie?
- Nie obchodzi mnie twój nos Wiedźmo, ani to co nim jesteś w stanie wywęszyć do czasu, gdy zaczniesz węszyć tam, gdzie nie powinnaś.
    Kein nie krył swojej niechęci wobec kobiety, jednak bardzo wiele zależało od dobrych stosunków z jej rasą, postarał się więc nie dawać jej do zrozumienia, że najchętniej wbił by jej głowę na jeden z żyrandoli wiszących w komnacie. Lelith Hesperax najwyraźniej była tego świadoma i czerpała z tego dziką satysfakcję.
- Mamy umowę skrzydlaty książę, ja dotrzymam swojego słowa, ty dotrzymaj swojego, a gwarantuję, że wtykanie nosa gdziekolwiek, nie będzie konieczne. Tymczasem idę do swoich, tu mi jakoś nie odpowiada atmosfera.
Eldarka wyszła z sali chichocząc, Kein tym razem został sam. Zamyślił się, jak zwykle podpierając przy tej okazji brodę swoją wielką dłonią. Po chwili wyprostował się i z całych sił starał się rozłożyć skrzydła. Lewe rozłożyło się całkowicie, przypominając Keinowi jak niegdyś budził podziw tą postawą, niestety, prawe skrzydło nie rozłożyło się nawet do połowy i choć nie wyglądało na uszkodzone, Kein wiedział, że bez pomocy Wiedźmy nie wróci nigdy do dawnej sprawności.
    Unfeeling podszedł do drewnianego stołu i raz jeszcze zaczął studiować rozłożoną na nim mapę Namareb. Zbliżająca się bitwa, miała być jedną z największych, jakie do tej pory stoczył. Mogło się również okazać, że to najtrudniejsza z bitew toczonych przez Piratów.

Ostatnio edytowany przez Raziel (2012-11-12 16:30:06)


Batman, Age of Sigmar, Confrontation, Warzone, Warzone Ressurection, Warmachine, Hordes, Dystopian Wars, Firestorm Armada, HellDorado, Infinity, Battlegroup, Alkemy, LotR(stary), Team Yankee, Flames of War, Mordheim/Warheim, Anima-Tactics, WFB Historical, Afterglow, Wrath of Kings, WH40K(od biedy), WFB(od biedy)

Offline

 

#4 2012-11-11 21:09:11

 Avatarofhope

http://i.imgur.com/LOEAg.png

Skąd: Wrocław
Zarejestrowany: 2010-08-23
Posty: 643

Re: Bitwa o Eryd 210 - Megabitwa WH40k

Drużyna weteranów trzeciej prowadzona przez Solariana i Ignisa wdzierała się w przedmieścia we wnętrzu adamantytowego Land Raidera. Kielich Wojny służył Skrzydłu Śmierci od niepamiętnych czasów, dziś jednak stanowił schronienie dla członków drużyny, przed którymi postawiono zadanie schwytania Cyphera. Kapelan Ignis siedział między weteranami podpowiadając im odnośnie sposobów walki z heretykiem.
Kapelanie – kierowca transportera zameldował się duchownemu – przed nami zgrupowanie przeciwnika, poukrywani w ruinach budynków. Jedziemy wprost na drednota wroga a po naszej lewej jest orkowy czołg. Oczekuję na rozkaz otwarcia ognia.
Strzelajcie w drednota bracie – rozkazał Ignis, uruchamiając jednocześnie połączenie komunikatora z drużyną cięzkiego wsparcia, która zajęła pozycje w gruzowisku na lewo od prącego naprzód Land Raidera.
Sierżancie, orkowy czołg na wprost waszej pozycji, sektor 8, odległość ok 400 metrów, uwolnijcie nas od tego problemu – zakomendował kapelan.
W odpowiedzi na rozkaz, członek drużyny ciężkiego wsparcia obsługujący działo laserowe, otworzył ogień do wrogiego pojazdu posyłając w jego stronę promień skupionego światła. Systemy chłodzące rdzenia przewodzącego światło zasyczały wypuszczając przez otwory wentylacyjne smugi pary w momencie, gdy padł strzał. Celność mrocznego anioła nie budziła zastrzeżeń i pomimo bitewnego zgiełku orkowy wehikuł został trafiony, po czym ekslodował głośnym wybuchem obrzucając deszczem swoich szczątek okolicę.
Cel unicestwiony kapelanie – zameldował sierżant.
Doskonale, wybieraj kolejne sierżancie odpowiedział kapelan zamykając kanał komunikacyjny. Kapelan wstał i rzucił przez otwór w ścianie komory transportowej do obsługi lojalistycznego pojazdu – zniszczyć drednota.
Promienie dział laserowych Land Raidera przeszyły przestrzeń trafiając bezpośrednio maszynę chaosu. Powietrze naznaczył piskliwy metaliczny dźwięk, który w momencie kontaktu wiązek świetlnych z pancerzem mrocznej maszynerii wywołał iskorzącą brunatno różową falę uderzeniową, rozświetlającą purpurowymi iskrami okolicę. Chwilę potem z kłębów dymu wywołanego uderzenieniem wyszedł drednot chaosu, zupełnie jakby strzał z jednej z najpotężniejszych imperialnych broni nie zrobił na nim najmniejszego wrażenia. Maszyna obróciła swoją groteskową byczą głowę w stronę imperialnego behemota, uniosła mechaniczne ramię po czym zaszarżowała na transporter wydając z siebie przerażający demoniczno-mechaniczny odgłos. Dopadła Land Raidera z szybkością niespotykaną dla tego typu jednostek walczących po stronie imperium, po czym zaczęła wściekle okładać swymi energetycznymi pięściami pancerz transportera. Jedna z nich przebiła pancerz pojazdu pozostawiając wyrwę. Druga uszkodziła gąsienicę Land Raidera czyniąc pojazd niezdolnym do dalszego ruchu. Załoga Land Raidera usiłowała wycelować działo laserowe umieszczone na sponsonie od atakowanej strony w atakującego ich stalowego giganta jednak z tej odległości zadanie to było niemożliwe.
Wszyscy na zewnątrz! - krzyknął Ignis sięgając po bombę termiczną umocowaną przy swoim pasie. Kątem oka zauważył, że Solarian i pozostali weterani robią dokładnie to samo. Ostatni z Aniołów opuszczali właśnie wnętrze transportera, podczas gdy maszyneria chaosu wciąż tłukła weń wściekle swymi pięściami. Po chwili doszło do eksplozji, słyszanej w odległości kilku mil. Kielich Wojny przestał istnieć. Dymiące zgliszcza lojalistycznego pojazdu przykryły chmurą dymu i ognia zdradzieckiego drednota, który pomimo dokonanych zniszczeń nie przestawał rozstrzaskiwać pozostałości czołgu na strzępy.
Ignis, Solarian oraz weterani nie wahali się ani chwili, aby drednot zreflektował się, że jego przeciwnik został kompletnie zniszczony. Z pokrzepiającymi okrzykami na ustach, ściskając w dłoni  uzbrojone bomby termiczne Anioły rzuciły się na mroczną maszynę. Nim dobiegli drednot przestał atakować wrak transportera i zamierzył się potężną pięścią na kapelana, jednak Ignis zdążył uchylić się przed ciosem, który wstrząsnął ziemią w posadach. Druga z kończyn zamachnęła się w kolejnym ciosie również chybiając. Jeden z weteranów strzelił w drednota z pistoletu plazmowego przykuwając jego uwagę. Bestia ruszyła na głupca, który usiłował w ten sposób przebić jej pancerz ignorując pozostałych. Błąd ten został bezlitośnie wykorzystany przez kapelana oraz Solariana, którzy jakby na komendę cisnęli swymi bombami termicznymi w nogi drednota. Subatomowe wybuchy rozerwały odnóża maszynerii, która młócąc ramionami powietrze z hukiem padła na ziemię. Dwóch kolejnych weteranów unikając wierzgających pięści cisnęło weń kolejne bomby termiczne. Wybuchy sprawiły, że fala gorącego powietrza omiotła oddział weteranów i wrak maszyny chaosu, wzniecając tumany kurzu. Oddział nie czekał na dalszy rozwój wydarzeń i dokonał przegrupowania, gdyż w jego stronę zmierzały już kolejne oddziały przeciwnika.

Ostatnio edytowany przez Avatarofhope (2012-11-12 18:01:07)


WH40K : Ultramarines, Dark Angel's, Grey Knights,  Chaos Deamons.
Age of Sigmar: Stormcast Eternals, Khorne Bloodbound, Order Alliance.

Infinity : PanO; Nomads - O:I models.

Offline

 

#5 2012-11-12 18:15:02

Raziel

http://i.imgur.com/lTZ6Z.png

Zarejestrowany: 2010-08-28
Posty: 1495

Re: Bitwa o Eryd 210 - Megabitwa WH40k

http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/a4.jpg
Land Raider Dark Angels majestatycznie sunie przez pole bitwy, krusząc pod gąsienicami wszystko, co stanie mu na przeszkodzie.
http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/a10.jpg
Jego załoga jest jednak w szoku, gdy z za pobliskiej rudery wybiega na nich rozszalały Dreadnought Chaosu.
http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/10-3.jpg
Kro-ragh rozszarpuje uświęconą maszynę lojalistów, a ta eksploduje na tysiące kawałków, rozrzucając dookoła oszołomioną załogę.
http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/21-2.jpg
http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/22-3.jpg
Kro-ragh wznosi pancerne pięści w geście zwycięstwa i szaleńczej radości, ale z Astartes walka nigdy nie jest prosta, Marines po otrząśnięciu się z szoku, chwytają za meltabomby i szykują się do szarży, Dreadnought cieszy się ostatnimi chwilami swojej spaczonej egzystencji.
Po lewej u góry, widać czołg orków, zniszczony przez celną salwę z działa laserowego lojalistów.


Batman, Age of Sigmar, Confrontation, Warzone, Warzone Ressurection, Warmachine, Hordes, Dystopian Wars, Firestorm Armada, HellDorado, Infinity, Battlegroup, Alkemy, LotR(stary), Team Yankee, Flames of War, Mordheim/Warheim, Anima-Tactics, WFB Historical, Afterglow, Wrath of Kings, WH40K(od biedy), WFB(od biedy)

Offline

 

#6 2012-11-12 18:43:51

Raziel

http://i.imgur.com/lTZ6Z.png

Zarejestrowany: 2010-08-28
Posty: 1495

Re: Bitwa o Eryd 210 - Megabitwa WH40k

Lord Redemptor nie nadążał z wydawaniem rozkazów, front był długi na prawie dwa kilometry i nie sposób było ogarnąć wszystkiego co się na nim działo. Chaotyk praktycznie nie wyłączał nadawania, wykrzykując komendy w odpowiedzi na przychodzące bez końca raporty.
    Lord maszerował powoli, w towarzystwie swoich jedenastu czempionów, miał zamiar włączyć się do walki, jednak przynajmniej na jej początku, wolał mieć jakąkolwiek kontrolę nad tym, co działo się na polu bitwy. Obecność Legionu i Orków sprawiała wiele kłopotów, zaczynały się od braku łączności, poprzez brak zrozumienia i na niesubordynacji kończąc.
Nagle Redemptor zatrzymał się w miejscu i zaniemówił, niedaleko z przodu, zobaczył wielką sylwetkę Dreadnoughta, który wyrwał się z pętających go łańcuchów i wyrzuciwszy w powietrze trzech Mutatorów usiłujących go utrzymać, ruszył w kierunku linii frontu.
- Niech to szlag! Kto rozkazał wypuścić Kro-ragha?
W eterze zatrzeszczało i zgłosił się jakiś stłumiony głos.
- Panie, nie daliśmy rady go utrzymać, wyrwał się Mutatorom jak zobaczył Land Raidera Aniołów.
- Durniu! Mieliście go utrzymać jak najdłużej! - Redemptor żałował, że nie jest tak porywczy jak jego pan Kein Unfeeling, bo z chęcią by komuś właśnie w tej chwili odrąbał głowę.
- Da się go złapać? - Zapytał zrezygnowany i wściekły.
- Panie...
    Redemptor nie potrzebował już odpowiedzi, bo powietrze nad przedmieściami rozdarł przerażający ryk Kro-ragha. Ziemia zatrzęsła się pod jego kopytami, wszystko co stało na drodze rozszalałej maszyny było brutalnie odrzucane na kilka metrów w bok. Dreadnought z niespotykaną szybkością, jak na takiego kolosa, przebiegł przez wielki plac, który niegdyś mógł służyć jako targowisko i wpadł z impetem na sunącego majestatycznie Land Raidera z zakonu Dark Angels.
    Lord słyszał huk, towarzyszący kolejnym ciosom pancernych pięści Kro-ragha, potem nastąpiła eksplozja i kłęby czarnego dymu uniosły się nad pozycjami lojalistów.
Redmptor powinien cieszyć się z sukcesu, został zniszczony bardzo groźny pojazd wroga, jednak Chaotyk znał taktykę Astartes i wiedział co teraz nastąpi. Nawet rozwścieczony Dreadnought nie wytrzyma gradu meltabomb, jakie zaaplikują mu pasażerowie rozmontowanego Land Raidera.
    Jednak to nie był koniec bitwy, ta dopiero się zaczynała, raporty zaczęły napływać z jeszcze większą intensywnością, a najbardziej niepokojący z nich, pochodził z zachodu od czempiona Greeshnaka.
- Panie mamy tu dwa Razorbaki i dwa oddziały szarych, co nie jest problemem, tym bardziej, że mutanci i zieloni zaleją ich zaraz jak morze piasek, ale mamy tu Nemezisa szarych i to jest problem.
Redemptor pomyślał chwilę nad tym co odpowiedzieć.
- Według planu, powinien tam być czołg Legionu, niech jego załoga weźmie Nemezisa na siebie, jeśli będzie problem, ty będziesz musiał zająć się jego unieszkodliwieniem.
    Czempion pssesstów odłożył słuchawkę na zaczep i mocniej przytrzymał się rampy włazu Rhino, które wjechało na jakieś wertepy, telepiąc się mocno na boki. Greeshnak rozglądał się dookoła, oceniając sytuację w najbliższej okolicy. Na zachodzie zgraja mutantów i dwie sfory orków szarżowały w kierunku kilku oddziałów Grey Knightów, czołg Leman ostrzeliwał pozycje wroga z wielkiego działa, a grupa orków usadowiona w jednej z ruin, wystrzeliwała w stronę lojalistów tysiące pocisków. Czempion osobiście nie widział żeby którykolwiek z nich kogoś trafił, ale efekt dźwiękowy był imponujący.
    Greeshnak usadowił się wygodniej i mocniej wczepił się pazurami w krawędź włazu, już miał wydać kierowcy polecenie zmiany kierunku jazdy, gdy od zachodu dało się słyszeć wycie silników. Na horyzoncie pojawiły się motory, z początku Pirat nie był pewien czyje są te maszyny, jednak gdy zobaczył, że jedna z nich ma doczepiany wózek dla pasażera zrozumiał, że lojaliści zaskoczyli Chaotyków z flanki. Czempion chwycił szybko słuchawkę i wywołał Hasnaderę, która razem z jej Mercenaries, znajdowała się najbliżej nowego zagrożenia.
- Hasnadera! Masz za sobą kilku cwaniaków, lepiej, żeby nie dobrali się tyłka Lemanowi, twoja w tym głowa.
Czempionka nie odpowiedziała, w zamian spojrzała z daleka na Greeshnaka i kiwnęła głową na znak zrozumienia rozkazu.
    Hasnadera zawróciła swoich najemnych Space Marines i pognała ich w kierunku wrogich motorów, które z impetem usiłowały wedrzeć się między ruiny zawalonego uniwersytetu. Lojaliści usiłowali zajść od boku i tyłu czołg Legionu, by z łatwością usmażyć go kilkoma strzałami z melt, jednak teren okazał się nazbyt zdradziecki dla ich maszyn i musieli zwolnić. Hasnadera dziękowała bogom za ten przypadek, bo dzięki niemu, miała szansę dopaść Dark Angels zanim ci rozprawili by się z czołgiem.
    Piratka pierwszego przeciwnika potraktowała z pistoletu plazmowego, wypalając w pancerzu Astartes wielką, dymiącą dziurę. Kolejny zaplątał się w kierownicę, a że był ustawiony bokiem, nie miał się jak obronić przed świszczącą szablą energetyczną czempionki. Hasnadera nie zatrzymywała się ani na chwilę, jej najemnicy siekli lojalistów toporami i mieczami nie napotykając na większy opór i choć kilku z Piratów zostało rannych, wyrównali to sobie z nawiązką, wybijając oddział Marines do nogi.
    Hasnadera upewniła się, że żaden z Dark Angels nie wstanie i skierowała swój oddział z powrotem na południe, gdzie właśnie rozbrzmiewały pierwsze uderzenia orkowych toporów o pancerze Terminatorów Grey Knightów. 

http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/8-2.jpg
Nemesis pojawia się na horyzoncie, Piraci Chaosu wiedzą już, że zwycięstwo nad tym kolosem nie przyjdzie łatwo.
http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/23-3.jpg
http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/38-3.jpg
Czempion Greeshnak rozgląda się po polu bitwy ze swojego Rhino, oceniając sytuację i wybierając potencjalne cele do ataku.
http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/16-2.jpg
Nagle, na zachodzie pojawia się oddział motocyklistów Dark Angels, najbliżej znajduje się oddział Mercenaries czempionki Hasnadery, która na rozkaz zawraca, by osłonic czołg Legionu przed podstępnymi lojalistami.
http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/a2.jpg
http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/a15.jpg
Dark Angels mają kłopoty z pokonaniem ciężkiego terenu, a ich ostrzał okazuje się niecelny.
http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/32-2.jpg
Hasnadera i jej Piraci Chaosu z różnych zakonów, dopadli w końcu oddział lojalistów. Krew jednych, jak i drugich bryzga niczym z fontanny.


Batman, Age of Sigmar, Confrontation, Warzone, Warzone Ressurection, Warmachine, Hordes, Dystopian Wars, Firestorm Armada, HellDorado, Infinity, Battlegroup, Alkemy, LotR(stary), Team Yankee, Flames of War, Mordheim/Warheim, Anima-Tactics, WFB Historical, Afterglow, Wrath of Kings, WH40K(od biedy), WFB(od biedy)

Offline

 

#7 2012-11-12 21:07:33

 Avatarofhope

http://i.imgur.com/LOEAg.png

Skąd: Wrocław
Zarejestrowany: 2010-08-23
Posty: 643

Re: Bitwa o Eryd 210 - Megabitwa WH40k

Jako pierwszy w zasięgu strzału pojawił się oddział małych, zielonych stworzeń poganianych do walki przez dużo większego od nich orka, który ciosami bicza oraz oblegami wymuszał na podkomędnych posuwanie się naprzód. Ignis szybko ocenił sytuację. Nacierające pokraczne stworzonka, były ze swej lewej strony wspierane przez hordę orków, po ich prawej zaś znajdował się pokaźnej wielkości krater osłaniający lewe skrzydło drużyny weteranów. Horda orków zaś do pokoanania miała ruiny pobliskiego budynku, co jak liczył kapelan znacznie spowoliłoby ich ewentualny atak. Najważniejsze jednak, że pokazał się ich Cel. Upadły mroczny Anioł – Cypher. Jego czarny płaszcz a także otaczających go zdradzickich Mrocznych Aniołów mignął Ignisowi. Oddział zdrajcy znajdował się między stojącymi Aniołom na drodze pętakami a zgrają orków. Tylko głupiec nie wykorzystałby takiej szansy. Kapelan poddniósł wysoko swą broń, po czym wyrwał do przodu wprost na stojące pomiędzy weteranami a zdrajcami zielone istotki, reszta weteranów obnażając swą broń ruszyła do szturmu za kapelanem. Solarian jako pierwszy wbił się z impetem w oddział pokracznych stworków. Nie stanowiły one żadnego wyzwania dla Mrocznego Anioła, swoje uderzenie skierował więc wprost na dowodzacego nimi orka, a jego miecz energetyczny pozostawił ciętą ranę na jego pysku. Pozostali weterani dopadli przeciwnika, szlachtując bezbronne stworzenia mieczami łańcuchowymi oraz bornią energetyczną. Ignis porwał za gardło jednego ze stworków i cisnął nim w ścianę pobliskiej ruiny łamiąc mu  kark. Pozostałe przy życiu stworzenia niezdolne do odparcia szarży rzuciły się do pozbawionej jakiegokolwiek ładu ucieczki. Bojowy okrzyk z prawej strony skupił uwagę części weteranów. Fala zielonoskórych uderzyła w nich niczym przypływ w klifowe wybrzeże. Oddział rozciągnał linię, gdyż część weteranów rzuciła się do kontrszarży na atakujących orków. Dokłądnie w tym samym momencie Ignis oraz Solarian zostali zaatakowani przez oddział heretyków dowodzony przez Cyphera. Upadły zręcznie wykorzystał dezorientującą szarżę orków dla przeprowadzenia własnego ataku. Starcie przeniosło się w pobliże zrujnowanej budowli. Gregorius Martillon w otoczeniu swych towrzyszy zaciekle bronił pozycji oddziału w ruinach, tnąc i siekając próbujących ich dosięgnąć orków. Jego miecz łańcuchowy stał się lepki od brunatnej krwi zielonoskówych, bioniczna dłoń dzierżąca oręż zabarwiła się kolorem tętniczej krwi. Zęby jego ulubionej broni wgryzały się w kolejnych przeciwników, którzy walili w ślepym szale swymi toporami i mieczami, co jakiś czas dosięgając któregoś z jego towarzyszy. Napór zielonych stał się niemal nie do wytrzymania, Gregorius ciął kolejnego orka w krtań, po czym wystrzelił z pistoletu boltowego w pysk drugiej bestii zmieniając go w krwawą miazgę. Pomimo bohaterskiej postawy weteranów w obliczu takiej ilości orków musieli prędzej czy później oddać pole. Gregorius dostrzegł kątem oka drużynę taktyczną ostrzeliwującą zbliżających się do boju kosmicznych marines chaosu, którzy najwyraźniej wykorzystując impet orkowego ataku, próbowali ostatecznie przechylić szalę natarcia na własną stronę dokonując szarży w bok weteranów.
Sierżancie! - Ryk Gregoriusa przebił zgiełk dramatycznego starcia. Orkowie zadeptywali się wzgajemnie usiłując dobrnąć do cofających się weteranów.
Sierżant III drużyny spojrzał w stronę walczących o przetrwanie braci weteranów. Pomimo, iż jego skład przeznaczony został do wspierania wojsk aniołów na odległość, wiedział, że bez ich pomocy formacja zostanie złamana.
Śmierć wrogom Lwa! - krzyknął. Na dźwięk jego słów III drużyna wstrzymała ogień.
Bracia, dziś zajrzymy śmierci w oczy. Na imperatora pokażmy wrogowi, że walczą z jego Aniołami Śmierci! - ryk sierżanta poderwał drużynę do szturmu na nacierających orków.

Gregorius wykęcił rękę próbującego go pochwycić orka, bestia zaskamlała z bólu, po czym odrąbał ją mieczem. Nagle wbiegając po stosie trupów jeden z zielonoskórych z szaleńczym rykiem skoczył na pobliskiego weterana, który przerąbał jego łeb jeszcze w locie swym toporem energetycznym. Zwłoki orka spadły na Anioła wytrącając go z równowagi, a gdy runął pod naporem cielska na ziemię dosięgły go topory kolejnych napierających orków. Następny towarzysz martwy. Orkowie już mieli przełamać flankę, gdy uderzyła w nich szarża drużyny taktycznej. Strzały z pistoletów boltowych powaliły kilku pierwszych orków. Promień wystrzelony z karabinu termicznego spopielił jeszcze jednego. Sierżant taktycznych strzałami z pistoletu plazmowego spalił jednego z kosmicznych marines chaosu, którzy w tym właśnie momencie włączyli się do starcia. Co gorsza na prawą flankę drużyny taktycznej natarł oddział uzbrojonych w kilofy kultystów. Rozpoczęła się jatka. Taktyczni wespół ze zwierającymi się z orkami weteranami, zaciekle odpierali szturm. Kilku marines kolbami swoich bolterów porozbijało głowy kultystów, podłamując ich morale. Sierżant zwarł się z chaotykami wbijając swój miecz łańcuchowy między łączenie pancerza jednego z nich. Gregorius powalił kolejnego orka. Stracił już rachubę ilu przeciwników padło z jego bionicznej ręki. Strzelał, ciął, odrębywał kończyny, cały pokryty krwią przeciwnika. Wokół słyszał ryk, krzyk i jęki umierających i rannych. Pancernymi buciorami miażdżył truchła pokonanych wrogów strzelając i nacierając dalej, jeszcze dalej, byle wyprzeć bestie z ruin.

Atak Cyphera, poprzedzony szturmem orków wytrącił weteranów z impetu szarży w grupę pętaków. Część oddziału skierowała się w celu obrony ich prawej flance w ruinach, jednak pozostali bracia zostali na pozycji aby wraz z Ignisem stawić czoła Cypherowi i jego mrocznemu bractwu. Cypher sparował cios jednego z weteranów, po czym uderzeniem pięści przewrócił go na ziemię.
Zdrajco! W imię Lwa, zmierz się ze mną! - zawołał duchowny, podczas gdy wokół niego rozgorzała walka pozostałych weteranów ze zdradziecką obstawą heretyka. Solarian ciął swym miczem z czarnego obsydianu skracając żywot jednego z wrogów. Para szponów energetycznych drugiego z weteranów rozorała pancerz kolejnego zdrajcy.
Mroczna postać Cyphera zbliżyła się do Ignisa, milczeniem wyzywając go do starcia. Starcia, które było celem jego życia. Dwie postaci zwarły się w śmiertelnym tańcu. Ich czarne pancerze zlały się w pojedynczą ścianę ciemności. Czarne ostrze miecza energetycznego zdrajcy uderzało o imperialnego orła zwieńczającego Crozius Arcanaum kapelana. Kazemu uderzeniu dwóch wojowników towarzyszyły fale iskrzącej energii.
Zdrajco! Niech przeklęte będzie twe imię po wsze czasy. Przeklęty dzień twych narodzin, gdy trzewia twej matki, wydały Cię na świat. Przeklęta planeta, która Cię nosiła i przeklęty dzień Twej zdrady! - nienawistny głos modlitw Ignisa niósł się ponad starciem dwóch adwesarzy zapalając weteranów mrocznych aniołów do jeszcze większego wysiłku w walce. Cypher drasnął swym ostrzem pancerz Ignisa, który poczuł jak przeszywa ono jego ramię. Natychmiast odskoczył w bok i zamachnął się potężnie swym Crozius. Cypher zasłonił się bronią, jednak impet uderzenia zbił jego blok i oręż kapelana dosięgnął ramienia heretyka strzaskując naramiennik. Zdrajca przetoczył się po ziemi unikając kolejnego ciosu Ignisa, jednocześnie podcinając mu nogę. Anioł runął na ziemię, gdy Cypher skoczył na niego z mieczem, zamierzając odrąbać głowę. Byłysneło pole błękitnej energii, odbijając cios Cyphera. Ignis płazem pistoletu rąbnał przeciwnika w głowę zrzucając heretyka z siebie, po czym strzelił wprost w jego klatkę piersiową. Pancerz zdrajcy wytrzymał uderzenie pocisku boltowego, jednak siła wystrzału była znaczna i pozbawiła heretyka na moment tchu. Ignis rzucił się na starającego się złapać dech Cyphera, biorąc zamach własną bronią w ciosie, który miał zakończyć ich walkę raz na zawsze. Zdrajca przetoczył się zwinnie na drugi bok, wyjmując bojowe ostrze zza pasa i wbijając wprost w udo kapelana. Ignis w spazmie bólu runął na ziemię wypuszczając Crozius. Cypher podniósł się z ziemi. Otaczający go zdradzieccy aniołowie nie dopuszczali walczących z nimi weteranów do kapelana. Kątem oka zdrajca dostrzegł szarżujących w ruiny taktycznych marines, którzy wbili się między orków a oddziały chaosu. Podszedł do wijącego się z bólu kapelana. Jego udo, z którego tkwiło zatrute ostrze obficie broczyło krwią. Cypher uśmiechając się dobył miecza by zakończyć żywot Ignisa, gdy z obnażonym mieczem wpadł na niego Solarian.

Gregorius wraził miecz łańcuchowy w pysk kolejnego już orka, przewiercając się przez czaszkę i mózg zielonej bestii. Mimo wszystko ciął dalej, strzelał i niósł śmierć. Gdy spostrzegł, że w zasięgu ramienia nie ma żadnego wroga, zakrwawiony Anioł spojrzał na pobojowisko. Niemal wszyscy weterani zostali zabici. Jego wzrok przeniósł się na wroga. Z hordy orków ocalało zaledwie kilka sztuk. Oddział marines chaosu wciąż był liczny, jak i zgraja kultystów z kilofami. Niemniej wszyscy oni uciekali.

Ostatnio edytowany przez Avatarofhope (2012-11-12 21:40:57)


WH40K : Ultramarines, Dark Angel's, Grey Knights,  Chaos Deamons.
Age of Sigmar: Stormcast Eternals, Khorne Bloodbound, Order Alliance.

Infinity : PanO; Nomads - O:I models.

Offline

 

#8 2012-11-13 01:00:36

Raziel

http://i.imgur.com/lTZ6Z.png

Zarejestrowany: 2010-08-28
Posty: 1495

Re: Bitwa o Eryd 210 - Megabitwa WH40k

http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/13-2.jpg
Karkoskremt razem z Grotami ostrzeliwuje lojalistów z ukrycia. Po lewej Pełzismród goni swoich chopaków do bitki, po prawej kultyści usiłują przedrzeć się przez lej po bombie. Z dołu nadchodzi oddział zdradzieckich Dark Angels, którym przewodzi sam Cypher.
http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/24-4.jpg
Groty zaszarżowały, jednak poniewczasie ich poganiacz zorientował się, że jego oddział nie do tego służy.
http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/a16.jpg
Dark Angels z ironicznymi uśmiechami witają nadciągające małe pokraki.
http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/a9.jpg
Cypher i jego podkomendni wypatrują słabego punktu w szeregach lojalistów, by z jak największą precyzja uderzyć i zniszczyć.
http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/a17.jpg
Tym czasem, walka rozkręca się na dobre, a do zamieszania dołącza się Pełzismród i jego chopaki.
http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/24-4.jpg
Lojaliści walczą dzielnie, jednak nie mają pojęcia co ich czeka. Morze wojowników Chaosu i orków zbliża się ze wszystkich stron.
http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/25-3.jpg
Groty przegrywają starcie i uciekają do tyłu, by już do końca gry nie wyścibić nosa z za bezpiecznych ruin przytulnego domku.
http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/a18.jpg
Dark Angels nie mają czasu na odetchnięcie, z prawej muszą odeprzeć oddział orków, a w pobliżu czai się najgorszy ze znanych im przeciwników.


Batman, Age of Sigmar, Confrontation, Warzone, Warzone Ressurection, Warmachine, Hordes, Dystopian Wars, Firestorm Armada, HellDorado, Infinity, Battlegroup, Alkemy, LotR(stary), Team Yankee, Flames of War, Mordheim/Warheim, Anima-Tactics, WFB Historical, Afterglow, Wrath of Kings, WH40K(od biedy), WFB(od biedy)

Offline

 

#9 2012-11-13 01:19:10

Raziel

http://i.imgur.com/lTZ6Z.png

Zarejestrowany: 2010-08-28
Posty: 1495

Re: Bitwa o Eryd 210 - Megabitwa WH40k

Karkoskremt potrząsnął swoim grabba stikiem, dając do zrozumienia rozwydrzonym Grotom, że jeśli zaraz się nie uspokoją, któryś z nich skończy ze skręconym karkiem.
Runtherd warknął na swoich podkomendnych i pokazał kierunek, w którym mieli wycelować swoje  blasty.
- Walić w nich ile wlezie gupie pomnioty, niech ani jeden nie śmie siem opierdzielać!
Orka ucieszył huk wystrzałów, towarzyszący kanonadzie rozpętanej przez małe, niezdarne Groty. Stwory, gdy tylko kończyły się im magazynki, ładowali nowe i pruli gradem ołowiu w nadchodzących Space Marines.
    Karkoskremt był wniebowzięty, cieszył się jak małe dziecko, podskakując i tupiąc okutymi buciorami. Nagle, po prawej stronie, pośród zgliszczy jakiegoś budynku, Runthred zobaczył przebiegający oddział orków dowodzonych przez Pełzismroda. Zazdrość ścisnęła gardło poganiacza, a przez ściśnięte gardło niewiele tlenu dostawało się do jego mózgu, który na chwilkę przestał funkcjonować, wtedy to, Karkoskremt wydał jedno ze swoich najgłupszych poleceń.
- Naaaaa niiiiich, rozerwać ich na kawałkiiii! Łaaaaaaaghhhh!
Groty przestały strzelać i popatrzyły po sobie zdezorientowane, do głupich rozkazów były przyzwyczajone, ale to wydawało się ekstra mega głupie.
    Małe zielone potworki wyszły więc z bezpiecznej kryjówki i oglądając się tępo za siebie, zaczęły truchtać niespiesznie w kierunku rozsierdzonych Marines. Runthred pędził na czele grupy, wywijając grabba stikiem nad głową i bez przerwy drąc mordę wniebogłosy. Pierwszy szok jakiego doznał w czasie tej niespecjalnie przemyślanej szarży nastąpił, gdy szykujący się do odparcia ataku Astartes, przywitali jego oddział ogniem z pistoletów boltowych.
    Rakietowe pociski rozerwały na strzępy kilku Grotów, jednak było za późno na refleksje, zielonoskórzy wpadli w szeregi przeciwnika i zostali bezkarnie zmasakrowani. Małe Groty nie radziły sobie w starciu bezpośrednim, uciekały tchórzliwie na boki, zasłaniając się towarzyszami, a najlepszy przykład dał im Karkoskremt, który uciekł na tyły i był pierwszym, który po tym starciu wziął nogi za pas. Na całe szczęście, w pobliżu zaroiło się od orków i wojowników Chaosu, którzy odciągnęli lojalistów od pechowego oddziału Grotów. Runthred czym prędzej schował się za ścianę jednego z zawalonych budynków, dookoła niego przycupnęło kilku jego małych podopiecznych, którzy cudem uszli z życiem.
- A teraz siedzimy tu i nigdzie nie leziemy!
Zakomunikował zdyszany ork, groźnie potrząsając swoim grabba stikiem.
    Ratrax popędzał swoich Marines, jednak wiedział, że powolne tempo marszu jego oddziału Piratów, jest skutkiem ślamazarnie poruszających się orków, które jak na złość wylazły przed oddział taktyczny. Czempion widział, że po lewej stronie sytuacja zaczyna wyglądać nieciekawie, Dreadnought został poważnie uszkodzony, banda zielonoskórych uciekała w popłochu przed kontratakującymi Dark Angels, a w pobliskich ruinach zagnieździli się lojalistyczni Devastatorzy, stanowiący poważne zagrożenie dla jednostek pancernych Chaosu.
- Ruszcie dupy popieprzone ropuchy! Słyszałem, że wasza durnowata rasa słynie z szybkości i odwagi, nie widzę tu ani jednego, ani drugiego!
Obelgi czempiona nie uszły uwadze orkowego Meka, który przewodził oddziałowi Burnasów.
- Zły ludziu, nie urwiem ciebie łba za to coś mi nagadał, bo nie mam jak siem tam docisnomć do ciebie, bo mi chopaki zasłaniajom, bo idom jak ostatnie ślamazary, no!
    Pirat zrozumiał, że jakiekolwiek próby rozsądnej wymiany zdań z zielonoskórym, spalą na panewce, dlatego wydał szybko rozkaz i jego oddział zaczął przeciskać się przez okna i wyrwy w murze. Nie była to trafna decyzja, Marines klinowali się w wąskich przesmykach, zawalały się na nich stropy ledwo stojącego budynku i tak naprawdę, poruszali się jeszcze wolniej niż przedtem.
    Ratrax kopnął ze złości jakieś stare, walające się krzesło, rozwalając je na kawałki i spojrzał na walczących po drugiej stronie. W panującym tam zamęcie, Pirat wychwycił wzrokiem Cyphera i jego oddział, walczący z Dark Angels. Niewiele widział, gdyż całe starcie zasłaniała mu wataha kultystów lorda Kancera, którzy przedzierali się przez głęboki lej po bombie, usiłując dostać się do lojalistów i związać ich w walce.
    Zarehjasz wyciągnął energetyczne ostrze swojego miecza z nieruchomego ciała lojalistycznego Marine, szybko ocenił sytuację i ruszył na pomoc swojemu mistrzowi. Cypher jednak zauważył to i dał znak czempionowi, żeby ten nie przeszkadzał mu w pojedynku. Zarehjasz martwił się o swojego pana, który stanął w szranki z Chaplainem Dark Angels, jednak jego słowo było dla niego święte, więc musiał powstrzymać się od tego, co dyktował rozsądek. Z zamyślenia wyrwał go lojalista, który usiłował pazurami energetycznymi pozbawić go nogi.
    Chaotyk odskoczył do tyłu, wymierzył pistolet boltowy w głowę atakującego i pociągnął za spust. Pocisk eksplodował, rozrywając hełm, jednak Dark Angel nie zważając na to, rzucił się do przodu, by skrócić dystans. Zarehjasz obrócił się na pięcie i przepuścił szarżującego obok siebie, starając się podciąć mu nogi. Lojalista zachował jednak równowagę, błyskawicznie się obrócił i ponowił atak. Chaotyk tym razem nie unikał ciosów, sparował pierwszy ostrzem miecza, by z wielką precyzją przystawić pistolet do piersi Marine. Strzał był celny, jednak pancerz energetyczny lojalisty okazał się nadzwyczaj twardy.
    Zarehjasz ciął mieczem na odlew, nie spodziewał się trafić, liczył jednak na to, że ten cios pozwoli mu na zwiększenie dystansu. Z pomocą czempionowi ruszyło trzech braci, którzy zdążyli już uporać się ze swoimi przeciwnikami. Pierwszy z nich umarł momentalnie, przeszyty pazurami lojalisty, drugi odepchnięty na bok, potoczył się w głąb zrujnowanego budynku, gdzie zmuszony był do obrony przed Dark Angels z oddziału taktycznego. Trzeci sojusznik Zarehjasza okazał się sprytniejszy od towarzyszy i zaatakował nogi przeciwnika, usiłując powalić go na ziemię. Chaotyk rzucił się do przodu, chwytając kolana lojalisty i napierając na jego tułów.
    Obaj Marines padli na ziemię, zaczęli się tarzać niezgrabnie pośród cegieł i uderzać na oślep łokciami. Zarehjasz wyczuł w tym szansę dla siebie i zaszedł Dark Angela od strony głowy, by w ostatniej chwili wbić swoje ostrze w jego pierś i przyszpilić go do ziemi jak motyla. Niestety, bogowie opuścili na chwilę swojego czempiona, pozwalając, by konający Marine w geście rozpaczy i ostateczności wyprostował swoje ręce do góry, wbijając wszystkie osiem ostrzy pazurów w brzuch Zarehjasza.
    Strogov jako Agitator swojego oddziału gwardzistów, którzy zdradzili niegdyś Imperatora, dla lorda Kancera, zawsze stał na czele swoich ludzi. Tym razem nie było inaczej i choć walka nie przebiegała według planu, bo już na starcie Rhino gwardzistów zostało unieruchomione, to teraz była szansa na włączenie się do walki. Agitator gnał poprzez zawalony starymi meblami budynek, starając się ominąć zgraję orków, która walczyła już zawzięcie z lojalistami. Strogov wypalił z karabinu meltowego do najbliższego Marine, z satysfakcją obserwując, jak ten topi się w strumieniu energii.
    Nurglowiec wydał rozkaz i jego oddział wyskoczył ze zrujnowanego domostwa, prosto w młyn toczącej się walki, w której udział brało już kilka jednostek. Strogov walił toporem na lewo i prawo, siekąc zarówno lojalistów, orków jak i kultystów z Legionu. W takim zagęszczeniu nie było mowy o precyzji, a na domiar złego, do walki włączył się oddział Piratów Chaosu i zrobiło się tak ciasno, że po chwili nie sposób było zadawać ciosów. Nagle, od zachodu doszły do uszu Agitatora okrzyki rozpaczy i paniki, kultyści w popłochu zaczęli uciekać, garstka orków, którzy pozbawieni swojego Nooba nie wiedzieli co się dzieje, również rzucili się do ucieczki. Do tego, dopiero co włączony do walki oddział Marines Chaosu, zaczął wycofywać się w kierunku miasta.
    Tego już było za wiele, Strogov nie należał do tchórzy, ale widok uciekających Chaotyków zrobił na nim wrażenie. Agitator rzucił gwardzistom rozkaz odwrotu i czym prędzej z powrotem wskoczył do zawalonego budynku za plecami.

http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/a28.jpg
Zarehjasz powstrzymuje się przed udzieleniem pomocy pojedynkującemu się Cypherowi, jednak już za chwilę, będzie musiał walczyć o własne życie, z lojalistą uzbrojonym w poverclaws.
http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/46-1.jpg
Osamotniony Cypher wymienia ciosy z Chaplainem Ignisem z Dark Angels, obok orki dostają łupnia od oddziału taktycznego Marines, jednak posiłki są już w drodze. Z prawej oddział taktyczny Piratów Chaosu, pod dowództwem czempiona Ratraxa, Chaotycy mają kłopoty z przeciśnięciem się przez trudny teren.
http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/54.jpg
Piraci Chaosu i zdradzieccy Gwardziści szarżują na wycieńczonych Marines.
http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/a34.jpg
Na dole, uzbrojony w meltę Agitator Strogov, prowadzi do ataku swoich nurglowców.
http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/a35.jpg
Starcie, o którym przez setki lat będą opowiadać bracia z zakonu Dark Angels. Największy dla nich heretyk, zdrajca, Cypher walczy z Chaplainem Ignisem w śmiertelnym pojedynku.


Batman, Age of Sigmar, Confrontation, Warzone, Warzone Ressurection, Warmachine, Hordes, Dystopian Wars, Firestorm Armada, HellDorado, Infinity, Battlegroup, Alkemy, LotR(stary), Team Yankee, Flames of War, Mordheim/Warheim, Anima-Tactics, WFB Historical, Afterglow, Wrath of Kings, WH40K(od biedy), WFB(od biedy)

Offline

 

#10 2012-11-13 21:27:05

 Avatarofhope

http://i.imgur.com/LOEAg.png

Skąd: Wrocław
Zarejestrowany: 2010-08-23
Posty: 643

Re: Bitwa o Eryd 210 - Megabitwa WH40k

Impet uderzenia wytrącił Cyphera z równowagi i runeli z Solarianem na ziemię szamocząc się i okładając pięściami. Zdrajca wstał jako pierwszy dobywając miecza. Sierżant weteranów rozpaczliwym wzrokiem szukał swojej broni, która wypadła mu gdzieś podczas uderzenia w heretyka. Cypher zamachnął się obsydianowym ostrzem, jednak zostało ono zablokowane przez Crozius Arcanum. Gauruvius włączył się do bitwy wraz z oddziałem najlepszych wojowników piątej kompanii Baltazara. Kapelan grzmotnął Cyphera w szczękę opancerzoną rękawicą, a gdy ten upadł rzucił się na niego. Walka z Ignisem dużo go kosztowała jednak ranny heretyk nie miał zamiaru dać się pokonać. Kolejne ciosy Gauriviusa spadały na niego z szybkością błyskawicy. Cypher początkowo parował wszystkie jednak kolejne zaczęły przebijać się przez jego gardę. Upadły poczuł, że zbliża się chwila jego porażki. Huk i dym zasłoniły pole widzenia Gauriviusa,a gdy rozpłynęły się po Cypherze nie było śladu.

Weterani piątej zostawili walkę z upadłym kapelanowi śledczemu, sami wspomagając Gregoriusa oraz przyjmując szarżę dużego oddziału kultystów, który z nienacka wyłonił się z pobliskiego krateru. Do walki włączyła się także drużyna devastratorów opuszczając bezpieczne schronienie zrujnowenego magazynui wiążąc się w walce z orkami. Weterani zebali krwawe żniwo zmuszając wyznawców morcznych bogów oraz orków do ucieczki.

Gregorius Matillon pognał za uciekającymi marines chaosu, gotów sprzedać swe życie najdrożej jak potrafił. Jak się spodziewał, marines szybko zebrali się po zorganizowanym odwrocie. Mimo ich postawy oddział kultystów uciekający obok, nie przerwał swojego odwrotu. Kilkunastu marines ze zdziwieniem wpatrywało się z stojącego przed nimi Gregoriusa. Unieśli boltery gotowi naszpikować śmiałka pociskami bolterów.
Stójcie! Ten pies jest mój! - nienawistny głos rozkazał swemu oddziałowi. Z wnętrza oddziału wyłonił się czempion uzbrojony w rozświetlaną purpurowymi wyładowaniami rękawicę energetyczną.
Twe serce złożę w ofierze Czwórce kundlu! - zawył rzucając się do ataku.
Gregorius zageagował błyskawicznie, unikając niezgrabnego ciosu chaotyka, a następnie kolejnego. Czempion zbyt niezgrabnie władał swoją bronią, a jego stylu walki, finezję zastąpiła brutalna siła. Weteran uniknął kolejnego ciosu. Uznał, że czas zakonczyć to przedstawienie. Bioniczna dłoń zacisnęła się na rękojeści piłomiecza. Cios padł szybciej niż chaotyk mógł się spodziewać, podcinając mu kolano. Czempion osunął się na ziemię w bolesnym klęku. Drugi cios spadł na ramię dzierżące rękawicę. Zęby miecza wbiły się do połowy barku. Brocząc krwią czempion wybełkotał jakieś bluźnierstwa w stronę weterana. Gregorius obszedł ceremonialnym krokiem swoją ofiarę, upewniając się, że wszyscy marines widzą dokładnie jego dzieło. Gdy uznał, że nadszedł jego kres, i dość napawania się zwycięstwem, potężnym zamachem odciął czempionowi głowę. Krew znów trysnęła na jego pancerz a dźwięk wystrzałów z kilkunastu bolterów był ostatnim jaki usłyszał.

Ostatnio edytowany przez Avatarofhope (2012-11-13 21:29:30)


WH40K : Ultramarines, Dark Angel's, Grey Knights,  Chaos Deamons.
Age of Sigmar: Stormcast Eternals, Khorne Bloodbound, Order Alliance.

Infinity : PanO; Nomads - O:I models.

Offline

 

#11 2012-11-14 00:16:18

Raziel

http://i.imgur.com/lTZ6Z.png

Zarejestrowany: 2010-08-28
Posty: 1495

Re: Bitwa o Eryd 210 - Megabitwa WH40k

http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/59.jpg
Gaurivius w ostatniej chwili ratuje Ignisa od śmierci i wściekle atakuje znienawidzonego heretyka Cyphera.
http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/60.jpg
Dookoła panuje istny chaos, w walce bierze udział kilka jednostek i tak naprawdę, nikt nie może przechylić szali zwycięstwa na swą stronę.
http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/a37.jpg
Cypher i jego dwaj Marines ulegają waleczności i determinacji lojalistów.
http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/62.jpg
W końcu ostatni zdrajca z zakonu Dark Angels pada martwy, a sam Cypher znika w obłoku dymu, uciekając przed ciosem sprawiedliwości. To demoralizuje siły Chaosu na chwilę i wszystkie oddziały sojuszu uciekają.
http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/a39.jpg
Na szczęście w pobliżu pojawia się sam lord Redemptor, na którego widok Chaotykom przechodzi ochota do ucieczki.
http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/69.jpg
Gregorius stoi dzielnie, osamotniony, naprzeciwko rozszalałych Piratów.
http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/a43.jpg
Za chwilę umrze chwalebną śmiercią, rozszarpany przez dziesiątki pocisków, jednak wcześniej pośle do piekła czempiona chaosyckiego oddziału.


Batman, Age of Sigmar, Confrontation, Warzone, Warzone Ressurection, Warmachine, Hordes, Dystopian Wars, Firestorm Armada, HellDorado, Infinity, Battlegroup, Alkemy, LotR(stary), Team Yankee, Flames of War, Mordheim/Warheim, Anima-Tactics, WFB Historical, Afterglow, Wrath of Kings, WH40K(od biedy), WFB(od biedy)

Offline

 

#12 2012-11-14 22:37:36

Raziel

http://i.imgur.com/lTZ6Z.png

Zarejestrowany: 2010-08-28
Posty: 1495

Re: Bitwa o Eryd 210 - Megabitwa WH40k

Cestus, jeden z trzech braci wysłanych przez lorda Kancera, do pomocy Piratom Chaosu, miał za zadanie dopilnować, żeby siły Legionu nie były traktowane jak mięso armatnie. Cestus, podobnie jak jego dwaj bracia Gulmanar i Azarel, byli czempionami w szeregach wojowników nurglowego Daemon Princa Kancera. Legion nie był tak elitarny jak potężna armia Piratów Chaosu, dlatego zwykli czempioni, którzy wśród Marines byli po prostu dowódcami oddziałów, w Legionie zajmowali najwyższe stanowiska zaraz po lordzie.
    Cestus jak dotąd nie miał żadnych obiekcji, co do traktowania jego jednostek przez Piratów, owszem, oddział mutantów, którym dowodził z wielką mutantką Szidell, był wysunięty na czoło muru jednostek, utworzonego przez dowódców sojuszu, jednak mutanci byli oskrzydleni przez dwie zgraje orków, które bez wątpienia szybciej dorwą się do walki, skupiając na sobie uwagę potencjalnych wrogów. Czempion układał sobie plan działania, w razie gdyby sprawy poszły złym torem, co jak co, ale on nie miał zamiaru ginąć za Unfeelinga, mimo to wszystko, co ten uczynił pozytywnego dla lorda Kancera.
- Mistrzu, ludzie w zasięgu wzroku.
Szidell poinformowała swego dowódcę, sycząc przez zaciśnięte kły. Mutanci zawsze uważali ludzi za coś odmiennego od nich samych, mimo że najczęściej sami byli w połowie ludźmi.
    Cestus spojrzał w kierunku wskazanym przez towarzyszkę, gdzie na horyzoncie pokazały się dwa pojazdy i trzy piesze jednostki przeciwnika. Czempion przyjrzał im się dokładniej, wyostrzając wzrok, dzięki zamontowanym w hełmie implantom. To byli Grey Knights, stworzeni do walki z Chaosem, wykuci w ogniu bitew z pomiotem upadłych bogów. Cestus wiedział już, że będzie ciężko. Tymczasem, banda orków z jego lewej strony ruszyła do ataku, prawdopodobnie nie dostali żadnego rozkazu, ale czempion podejrzewał, że Piraci doskonale liczyli się z tym, jak na polu bitwy zachowają się zielonoskórzy i chyba właśnie o to im chodziło.
    Orki wyjąc wściekle i strzelając w powietrze ze swoich improwizowanych broni, pobiegli w kierunku Space Marines, taplając się po kostki w błotnistej mazi, pokrywającej całą okolicę.
Do walki ruszyło też dziesięciu Noobów z prawej flanki i tak jak Cestus podejrzewał, to na nich wróg skupił ogień swojej najcięższej broni.
    Nagle powietrze rozdarł przeraźliwie głośny ryk, a ziemia zaczęła drżeć w rytm czyichś kroków. Wszyscy, nawet zdumieni orkowie przystanęli na chwilę, by spojrzeć z zaciekawieniem na wschód, gdzie potężny Dreadnought Piratów rozwalał na kawałki Land Raidera lojalistów.
- Tamci nieźle się już bawią mistrzu. - Zaśmiała się Szidell.
- Tak, tym lepiej dla nas. Ruszajmy za zielonoskórymi, stanowią doskonałą tarczę  i być może zrobią dla nas brudną robotę.
Chyba tylko Szidell z pośród stojących najbliżej mutantów zrozumiała, o co chodziło czempionowi. Reszta potępionych zaczęła głośno ujadać, wyć, kwękać i muczeć, w zależności od możliwości i predyspozycji fizycznych.
    Cestus trzymał się z tyłu pochodu, nie miał zamiaru ginąć w przedbiegach, za sprawą zbłąkanej kuli. Cenił swe życie i miał związane z nim daleko idące plany, w których nie było miejsca na chwalebną śmierć w imię obcego Daemon Princa.
Jednak walka zbliżała się nieubłaganie, a z nią ryzyko. Przed sforą mutantów, z jednego z wielkich lejów po bombie, które były pozostałością dawnej działalności sił Imperium na Eryd 210, wyszli odziani w szare pancerze Space Marines.
    Zaskoczenie trwało tylko kilka sekund, po których mutanci zaczęli zygzakiem biec w kierunku dobrze osłoniętego wroga. Grey Knights musieli rozdzielać ogień na orków i Legionistów, jednak mimo to, wielu spośród wojowników Cestusa padło trupem, rozszarpanych przez przeklęte bronie łowców demonów. Sytuacja wyglądała nieciekawie, orki z lewej szarżowały właśnie na zbliżający się od południa oddział Terminatorów, a Nooby z prawej, ugrzęzły w ruinach jakiejś kamienicy i były wystrzeliwane przez lojalistów jak kaczki. Czempion musiał podjąć jakąś decyzję, jeśli chciał zminimalizować straty.
- Ikony! - Syknął w eter, zapominając, że żaden z mutantów nie miał przy sobie łączności.
- Niech wam ropień pęknie w głowie, ikony do cholery! - Dopiero głośny krzyk podziałał i dwóch mutantów z ikonami pana rozkładu, osadzonymi na obleśnych sztandarach, zaczęło aktywować amulety przywołania.
    Powietrze naelektryzowało się niesamowicie w okolicy, gdy po obu stronach hordy mutantów, otworzyły się dziury w przestrzeni. Przez ziejące nieprzeniknionym mrokiem portale, na Eryd 210 zaczęły wpływać fale Warpu, materializujące się w postaci szkaradnych istot, które bez zastanowienia rzuciły się na wrogów swych przywoływaczy.
    Portal z którego wyszło kilku Plaguebearers, otworzył się nieco za daleko na zachód i w najbliższej przyszłości raczej nie mogło być mowy o ich wykorzystaniu do walki, czy choćby do obrony, ale przed samymi mutantami, z Maelstormu wyskoczyły Furie, które w towarzystwie szumu swych skrzydeł, spadły na Grey Knights siedzących w leju po bombie.
    Cestus zaśmiał się z radości, te szkaradne stwory dały mu cenne sekundy, dzięki którym mutanci dopadną zajętych walką Marines. W innym przypadku, starcie mogło okazać się bardzo przewidywalne i jednostronne. Demony rzuciły się do gardeł strzelających do nich ludzi. Ich wielkie skrzydła trzepotały dziko, przeszkadzając walczącym, przewracając ich na ziemię samym podmuchem i ogłuszając tych, którzy heroicznie, lub z głupoty nie założyli hełmu na czas tej bitwy.
Marines cięli swoimi halabardami na lewo i prawo, zawsze trafiając albo w kończynę, albo w skrzydło wroga, jednak taka ciasnota ograniczała ich ruchy i powodowała, że często zamiast swych uświęconych broni, musieli walczyć pięściami, lub nożami.
    Furie górowały siłą nad swoimi przeciwnikami, co chwila któryś z demonów porywał lojalistę w powietrze, by zrzucić go z kilku metrów na błotnistą ziemię i pikując wbić się pazurami w jego gardło lub podbrzusze. Jednak determinacja, wyszkolenie i ilość Marines wzięła górę nad dziką i nieokiełznaną sforą plątających się odnóży i skrzydeł. Coraz częściej Furie kończyły przyszpilone do ziemi halabardą bądź mieczem i rozpływały się w powietrzu, wracając swym niematerialnym jestestwem do immaterium. W końcu krater opustoszał, a pośród Marines ostała się tylko jedna Furia.
    W tym właśnie momencie, do walki włączyły się mutanty, wywijające nad głowami wszelkiego rodzaju bronią improwizowaną. Na ich czele biegła Szidell, która swoimi szczypcami torowała sobie drogę, roztrącając pałętające się pod jej nogami stwory. Cestus trzymał się nieco z tyłu, wolał asekurować się i skoncentrować na obronie, walkę o zwycięstwo zostawiając swoim podopiecznym, zresztą, Szidell radziła sobie doskonale.
    Mutantka sycząc jak rozsierdzony wąż, szczerzyła ostre zębiska do swoich wrogów. Pierwszą jej ofiarą był ranny Space Marines, który nie miał siły, by utrzymać halabardę w dłoniach. Szefowa mutantów chwyciła wielkim, kościanym szczypcem głowę nieszczęśnika i gwałtownym ruchem wyrwała ją z reszty jego ciała. Jego bracia, widząc ten horror i górującą nad wszystkimi postać potwora, rzucili się z determinacją i chęcią zemsty. Szidell sparowała pchnięcie długiej broni pierwszego lojalisty, jednocześnie chwytając drugiego lewym szczypcem i przyciągając go do siebie z całej siły.
    Impet uderzenia zaskoczył Grey Knighta, który z niedowierzaniem spoglądał na swój napierśnik, nadziany na osiem kościanych pseudo odnóży, wyrastających gdzieś z pleców mutantki. Chaośniczka zrobiła krok do tyłu i jeszcze mocniej przytuliła szarpiącą się ofiarę. Pierwszy z Marines nie był w stanie uderzyć na tyle celnie, by nie trafić swego brata, jego konsternację i wahanie Szidell wykorzystała momentalnie. Wcelowała pistolet boltowy, trzymany w trzeciej ze swych czterech kończyn i posłała dwa pociski w stronę zaskoczonego przeciwnika. Eksplozje pocisków odrzuciły lojalistę do tyłu, Marine zatoczył się i nadział na dwie włócznie, których właściciele stali za nim i rechotali potępieńczo.
    Szidell cofnęła kościane kolce do tyłu, a przyszpilony do niej Marine zsunął się z nich i upadł na kolana, brocząc obficie krwią z wielkich ran. Mutantka chwyciła oboma szczypcami jego ręce i warcząc z wysiłku wyrwała jedną z nich z tułowia Grey Knighta. Szkaradna kobieta przestąpiła nad konającym, a za nią momentalnie pojawiło się trzech mutantów, którzy zaczęli się pastwić nad bezbronnym lojalistą. Szidell brnęła dalej w głąb krateru, siekąc szczypcami to w jedną, to w drugą stronę, a za nią pozostawała sterta drgających ciał.
    Cestus z zadowoleniem patrzył, jak jego podwładna sieje zniszczenie dookoła, dotychczas udało mu się uniknąć walki, lecz wspierał czynnie mutantów, posyłając między walczących celne pociski ze swojego pistoletu. Nagle z walczącego tłumu oderwało się trzech Marines, którzy bardzo sprawnie rozprawili się z atakującymi ich maszkarami. Grey Knights bez zastanowienia skierowali się ku czempionowi mając nadzieję, że jeśli go powalą, mutanci się załamią i uciekną w popłochu.
Cestus odpiął z magnetycznego zaczepu swój topór i uniósł go lekko przed sobą, celując w nadchodzących Marines.
    Lojaliści byli szybcy i zdeterminowani, zgrani w walce zespołowej, działali jak jednolity mechanizm, maszyna do zabijania, której przeznaczeniem była likwidacja takich abominacji jak Cestus. Chaotyk skupił się na obronie, parując ciosy brzęczących energią halabard. Przez chwilę oceniał potencjał przeciwników i ich umiejętności, usypiając tym nieco czujność atakujących.
    Nagle zerwał się do gwałtownego kontrataku, by udowodnić młodym zapaleńcom, że przewyższa ich swymi umiejętnościami o co najmniej kilkaset lat. Pierwszemu lojaliście wpakował  kulę z pistoletu prosto w twarz, pozbawiając go życia w przeciągu sekund. Kolejny skonał zaraz potem, niemal przecięty w pół, ociekającym szlamem toporem. Cestus wyrwał dymiące ostrze z ciała wroga, krew wrzała na nim, mieszając się ze żrącą substancją, o której pochodzeniu niewielu chciało by mieć pojęcie. Ostatni Grey Knight uniósł halabardę, by obronić się przed nadchodzącym gradem ciosów i mimowolnie cofnął się do tyłu, gdzie czekały na niego ostrza włóczni chichoczących mutantów.
    Czempion nie zwlekał, doskoczył do Marine i dwoma potężnymi cięciami odrąbał jego ręce,   pozostawiając broczącego kalekę, dla słabszych mutantów, szukających łatwego celu.
Walka była skończona, Szidell rozrywała na strzępy ostatniego lojalistę, a przerzedzona nieco horda zaczęła wspinać się po stromiźnie krateru, w kierunku kolejnego przeciwnika.
    Tym razem mutanci również mogli mówić o szczęściu i opiece samego Nurgla nad ich parszywymi losami. Ich kolejnymi ofiarami byli Terminatorzy Grey Knights, którzy właśnie zostali zaszarżowani przez bandę kilkudziesięciu orków. Wśród lojalistów był dumny Librarian, który wyśpiewywał jakieś mądre słowa, by pokrzepić swoich braci, dla mutantów były to po prostu jakieś jazgoty, jednak Cestus zdawał sobie sprawę, że tym razem walka nie będzie łatwa, a być może nawet, skończy się porażką sojuszu. Cała nadzieja była w walecznych orkach, którzy chyba nigdy nie przejmowali się podobnymi szczegółami.
    Szidell zaszarżowała z dziką furią między tłoczących się orków, jednak aby dobrać się do lojalistów, musiała by usiec co najmniej tuzin zielonoskórych. Tym samym, szarża mutantów została przystopowana i pozbawiona impetu. Jednak orki radziły sobie doskonale, co prawda, na jednego powalonego Terminatora, ginęło ich pięciu, lub sześciu, ale Grey Knightów było tylko sześciu, a dzikich orków co najmniej pięć razy tyle.
    Mutanci z włóczniami wysunęli się na czoło hordy, wspierając sojuszników z tylnego szeregu. W końcu zrobiło się trochę miejsca, a jedynym walczącym po stronie lojalistów, został potężny Librarian, który ostatecznie został powalony przez napierających mutantów, którzy dźgając i tłukąc go jak popadnie, przetoczyli się przez niego jak fala przypływu. Niestety, w tym starciu zmieciony z powierzchni ziemi został cały oddział orków i mutanci nie mieli już kim się osłaniać.
- Mistrzu, ludzie na zachodzie wyleźli ze swoich puszek! - Szidell ostrzegła Cestusa, jednak nie miało to większego znaczenia. Mutanci musieli jak najszybciej pokonać odległość dzielącą ich od wrogiego oddziału. Grey Knights, którzy wysiedli z transporterów bojowych Razorback, byli uzbrojeni po zęby w śmiercionośną broń zasięgową i kwestią kilku chwil było, jak zaczną siać zniszczenie w szeregach mutantów.
- Biegiem! - Rzucił głośno czempion do swoich zdziesiątkowanych wojowników, którzy nie mając pojęcia co to lęk, rzucili się niczym sfora dzikich psów na swoją ofiarę.
    Niestety, horda musiała przebyć dosyć długi odcinek, najeżony zwałami gruzu i lejami po bombach, co bardzo spowolniło Legion, jednocześnie dając jego wojownikom dosyć skuteczną ochronę. Dużą rolę w nadchodzącemu starciu, odegrały też demony Nurgla, które wcześniej wyszły z nieco zbyt daleko otworzonego portalu, a teraz wlazły prosto pod lufy wściekłych lojalistów.
- Dzięki ci o panie rozkładu, za te cuda, które dla nas dziś czynisz! - Krzyczał Cestus, jednocześnie śmiejąc się chrapliwie i poganiając swoich podopiecznych, by zwiększyli wysiłek i szybciej maszerowali.
    W okolicy pojawił się też oddział Marines Piratów Chaosu, któremu przewodziła wielka czempionka, a z prawej flanki nadciągała zgraja Possessed Marines, którzy wysiedli z transportera i również starali się wykorzystać osłonę Plaguebearers. Cestus miał powody do zadowolenia, w najgorszym przypadku sam zwiąże walką Space Marines, a w chwilę później otrzyma potężne wsparcie od sojuszników.
    Tymczasem mutanci wygramolili się z ostatniego krateru, który stał im na przeszkodzie do strzelających bez przerwy Grey Knights. Jednak przebiegli lojaliści cofnęli się za ruiny roztrzaskanej stacji kolejowej i nadal bezkarnie ostrzeliwali wyjących ze złości mutantów.
- Bokiem, ominiemy dworzec z prawej, ruszać się! - Wrzasnął Cestus, wskazując lufą pistoletu wąski przesmyk, którym można było w miarę szybko skrócić dystans między mutantami a wrogiem. Niestety, jak na zawołanie, w przesmyk z impetem wjechał Razorback lojalistów, tarasując tym samym drogę. Wieża pojazdu obróciła się w kierunku nadbiegających Possessed Marines, a zamontowane na niej ciężkie boltery, zaczęły pluć świszczącą śmiercią, która dopadła kilku Chaotyków, spowalniając ich szarżę.
    Cestus musiał szybko zmienić decyzję i rozkazać mutantom przedzieranie się przez dworzec. Oddział znowu ugrzązł między stertami gruzu i złomu, lecz po raz kolejny okazało się to zbawienne, bo lojaliści mieli przez to utrudnione prowadzenie ognia.
Choć trudno było w to uwierzyć, mutanci przebrnęli przez dworzec i przetrwali morderczy ostrzał wroga, którego w dzikim szale w końcu zaszarżowal. Grey Knights stracili swój atut i teraz musieli walczyć wręcz. Jednak do tego zostali stworzeni i dobrze o tym wiedzieli. Na czoło szeregu lojalistów wyszedł jeden z nich, wznosząc w górę swój oręż i wykrzykując jakieś klątwy w stronę nacierających. Jasnym było, że śmiałek wyzywa na pojedynek przywódcę mutantów, licząc na to, że pokona Marine Chaosu, przechylając szalę zwycięstwa na swoją stronę.
    Cestus miał nadzieję, że nie dojdzie do podobnej sytuacji, jednak było by hańbą, gdyby odrzucił wyzwanie. Uniósł w górę swój oblepiony muchami topór, by odpowiedzieć na wyzwiska Grey Knighta, gdy wtem wyskoczyła przed niego Szidell i z dzikim wrzaskiem rzuciła się na bohaterskiego Space Marines. Cestus już miał gromkim krzykiem wyrazić swoje niezadowolenie i doprowadzić do porządku szaloną mutantkę, powstrzymał się jednak zrozumiawszy, że to nie miało sensu. Maszkara spadła na Marine niczym grom z jasnego nieba, trzaskając kleszczami po jego naramiennikach, jednocześnie wypruwając mu wnętrzności całym magazynkiem kul, wystrzelonych z pistoletu. Lojalista nie był dłużny, lufa jego broni dymiła, a oręż którym walczył, pokrył się dymiącą krwią mutantki.
    Niedaleko eksplodował Razorback, to Greeshnak i jego Possessed Marines oblepiwszy meltabombami upierdliwy pojazd, wysadzili go w powietrze. Podobny los, spotkał po chwili drugi z pojazdów, którym zajęli się Mercenaries i ich waleczna czempionka Hasnadera. Cestus i jego mutanci byli bezpieczni, sojusznicy za chwilę pojawią się ze wszystkich stron.
Nagle czas zatrzymał się w miejscu, czempion z niedowierzaniem patrzył, jak Szidell chwyciła szczypcami naramienniki przeciwnika, by z całej siły przytulić go do siebie i swoim wyćwiczonym sposobem nadziać go na kostne wypustki. Niestety, lojalista w porę zorientował się co mu grozi, lecz wiedząc że nie uda mu się wyszarpnąć ze stalowego uścisku, po prostu wysunął ostrze przed siebie i pozwolił, by mutantka nadziała się na nie. Oboje znieruchomieli, osunęli się na ziemię i upadli w błoto.
    Czas ruszył z powrotem, Cestus zawył jak opętana bestia, mutanci wznieśli bojowe okrzyki, wzmocnione chęcią zemsty i rozszarpywania na strzępy. Każdemu ten dźwięk zmroził by krew w żyłach, niektórzy ze strachu pewnie by uciekli, jednak nagle wydarzyło się coś potworniejszego, coś co zmusiło mutantów do ucichnięcia i skulenia się, coś, co skurczyło żołądki znanych z niezłomnej odwagi Grey Knights.
    Wyjąc przeraźliwie, w towarzystwie niosącego trwogę dźwięku spaczonych przez Warp silników, na tyły lojalistów spadł niewielki oddział Raptorów Piratów. Impet z jakim uderzyli o ziemię, powalił zarówno kilku Marines, jak i najbliżej stojących mutantów. Pięciu Raptorów bezceremonialnie zaczęło rzeź, nie zważając na pałętających się sojuszników, ale najgorsze zniszczenie niosły pazury energetyczne ich czempiona.
    Cestus pierwszy raz w życiu widział na własne oczy, jak legenda zachodniej części galaktyki  walczy. Chaotyk miał wrażenie, że patrzy na wcielenie samej śmierci, morderczo szybkiej, zwinnej i wściekłej. Ten widok na długo zapadł w pamięci Cestusa, jak i fakt, że swoje życie zawdzięczał samemu Karmazynowi, biesowi łowczemu Keina Unfeelinga, istocie, której sprzyjali chyba wszyscy bogowie, obdarowawszy go najwspanialszymi mutacjami i nieśmiertelnością.
Nim czempion Legionu zdążył powiedzieć jedno zdanie, lojaliści leżeli już pokotem na ziemi, rozszarpani na strzępy i poszatkowani z przesadnym sadyzmem.
- Zabierzcie Szidell, trzeba ją jak najszybciej zanieść do konowała! - Mutanci rzucili się do wykonania rozkazu, niemal tratując siebie nawzajem. W końcu unieśli ciało nieprzytomnej szefowej i pognali w stronę miasta.
    Cestus rozglądnął się dookoła, w okolicy nie było już żadnego wroga, zachodnia flanka została oczyszczona i utrzymana. Na tej części frontu sojusz odniósł miażdżące zwycięstwo.


http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/a3.jpg
Czempion Cestus, dzierżący swój spowity zarazą topór, stoi u boku szefowej mutantów. Oboje planują, jak wykorzystać otaczające ich orki do osłonięcia własnej przeprawy przez pole bitwy.
http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/15-2.jpg
Nagle z pobliskiego leja po bombie, odzywa się kanonada wystrzałów. Grey Knights zasadzili się w bezpiecznym kraterze i z morderczą precyzją eliminują biegnących w ich stronę Noobów.
http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/70-1.jpg
Mutanci otwierają portale, dzięki którym przywołują stada demonów na pole bitwy. Rozszalałe Furie wpadną zaraz do krateru niczym sztorm, zajmując walką podstępnych Space Marines.
http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/48.jpg
Mutanci panicznie usiłują dobrać się Marines do skóry, jednak ci, cofają się ostrzeliwując Legion.
W centrum widac osamotnionego Plaguebearera, który radośnie dzwoniąc dzwoneczkiem, biegnie w kierunku wszystkiego co jeszcze nie spaczone chorobami papy Nurgla.
http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/58.jpg
Mutanci w końcu związali walką jeden z ostatnich oddziałów lojalistów, z prawej czempionka Hasnadera i jej Mercenaries szykuje się do szarży na plującego ołowiem Razorbacka. Za oddziałem mutantów, skradają się Raptorzy, którzy chcą uzyskać efekt zaskoczenia i spaść na wroga z powietrza.
http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/65.jpg
W tym momencie na ziemię pada Szidell, ulubienica mutantów i ich najwspanialsza szefowa. W chwilę potem, do walki włączają się Raptorzy pod dowództwem szalonego Karmazyna. Starcie kończy się niesamowitą masakrą.

-


Batman, Age of Sigmar, Confrontation, Warzone, Warzone Ressurection, Warmachine, Hordes, Dystopian Wars, Firestorm Armada, HellDorado, Infinity, Battlegroup, Alkemy, LotR(stary), Team Yankee, Flames of War, Mordheim/Warheim, Anima-Tactics, WFB Historical, Afterglow, Wrath of Kings, WH40K(od biedy), WFB(od biedy)

Offline

 

#13 2012-11-22 18:36:43

 Avatarofhope

http://i.imgur.com/LOEAg.png

Skąd: Wrocław
Zarejestrowany: 2010-08-23
Posty: 643

Re: Bitwa o Eryd 210 - Megabitwa WH40k

Odgłos wybuchającego Landraidera przykuł uwagę Fabriela, zajmującego wraz z drużyną weteranów ruiny budynku na prawym skrzydle. Chwilę wcześniej kronikarz był świadkiem jak drużyna orków z przypominającymi rakiety przedmiotami na plecach szaleńczo wleciała w zwiadowczy skład Kruczego Skrzydła wyrzynając go w pień. Co prawda podczas lotu orkowych rakiet jedna z nich zgrzytnęła i wybuchła roznosząc resztki przyodzianego w nią zielonoskórego na strzępy, jednak jego wrzask dodał tylko animuszu fanatycznym obcym. Chwilę później pierwsza drużyna taktyczna, najbliższa miejsca masakry motocyklistów, wyskoczyła z transportera Rhino, i salwami swoich bolterów zdziesiątkowała szalonych orków. Fabriel skupił się i zaczerpnął myślami z immaterium, mrucząc pod nosem słowa tajemnej inkantacji. Jego oczy robzbłysły niebieską poświatą, a skóra zrobiła się jeszcze bardziej czerwona niż zwykle. Bibliotekarz sięgnął umysłem drużyny dowodzenia Oriasa, która znajdowała się na przedzie ataku prawej flanki i otoczył ją psioniczną barierą. Tuż przy jego własnej drużynie Razorback "Leo" Ostrzeliwał działem laserowym zmierzające w ich stronę latające orkowe ustrojstwa, które czyniły tyle samo spustoszenia co huk i trzask ich silników dźwięku. Umysł kronikarza ogarnął tę część pola bitwy. Osnowa zawrzała gdy po przeciwnej stronie miejskich ruin kronikarz wyczuł potężną demoniczną jaźń. Stało się dlań jasne, że pojawił się Kein.

W stronę oddziału Oriasa zmierzała wielka horda cuchnących zgnilizną trupów. Mistrz trzeciej początkowo nie zwracał na nich większej uwagi, koncentrując się na wmanewrowaniu wrogiego herszta orków w ruiny a następnie związanie i wycięcie jego oddziału. Orkowe monstrum parło do przodu otoczone bandą dużych zielonoskórych z ogromnymi toporami w łapskach. Herszt wymachiwał wielkim szponem energetycznym i niezdarnie biegł naprzód wydzierając się w niebogłosy. Mistrz analizował sytuację. Atak na największe w tej chwili zagrożenie jakim był herszt była jego naturalną powinnością na polu bitwy, jednak nadciągający oddział żywych trupów mógł sprawić kłopoty, gdyby obszedł ich pozycje. Mistrz otworzył kanał komunikacyjny.
"Gralienie. Zajmijcie się orkami. My natomiast..." – rozpoczął , jednak w rozmowę włączył się Fabriel.
" Mistrzu pojawił się Demoniczny Książę. Prawe Skrzydło, za orkami w ruinach!" - zakomunikował bibliotekarz.
Chwila ciszy w komunikatorze oznaczała, że rozmówcy oczekują na ostateczną decyzję swego dowódcy.
"Gralienie ostrzelaj zielonoskórych! Ja dam sygnał kapitanowi Szarych Rycerzy. Jak tylko uporamy się z nieumarłymi dołączę do ciebie. Fabrielu przygotuj się do wsparcia".
"Przyjąłem Bracie!" - zakomunikował Kapelan Śledczy.
W czasie ich którtkiej rozmowy zombie ślamazarnie zbliżyły się na niebezpiecznie bliską odległość a Orias i drużyna dowodzenia ruszyli na nieumarłego wroga.

Kilka chwil później Land Raider Crusader wbija się w przemierzane przez herszta ruiny budowli niszcząc wystające znad ziemi resztki murów. Otwierają się wrota szturmowe, z których wypada drużyna Graliena - a ddział terminatorów Skrzydła Śmierci wywijając młotami runął na orków.

Pokład okrętu szturmowego Szarych Rycerzy rozbrzmiewał śpiewem kilkudziesięciu psioników, ładujących transponder. Anaserian wraz z resztą braci Paladynów oczekiwał na telportację, która miała za chwilę nastąpić. Reszta drużyny w skupieniu dokonywała ostatnich obrzędów przed wdaniem się w walkę z demonem, który czekał na nich na powierzchni Eryd. Śpiew stał się coraz głośniejszy, a lampy urządzenia  zasygnalizowały jego gotowość. W oka mgnieniu kabina okrętowa ustąpiła obrazowi środka pola bitwy. Po lewej stronie drużyny Anaseriana, zastęp terminatorów Mrocznych Aniołów szykował się do szarży na orkowego herszta z obstawą. Paladyni poczęstowali orków salwą ze szturmowych, po czym Kein Unfeeling – awatar śmierci i zniszczenia ruszył w ich stronę.


WH40K : Ultramarines, Dark Angel's, Grey Knights,  Chaos Deamons.
Age of Sigmar: Stormcast Eternals, Khorne Bloodbound, Order Alliance.

Infinity : PanO; Nomads - O:I models.

Offline

 

#14 2012-11-23 17:25:30

Raziel

http://i.imgur.com/lTZ6Z.png

Zarejestrowany: 2010-08-28
Posty: 1495

Re: Bitwa o Eryd 210 - Megabitwa WH40k

http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/a1.jpg
Szybki zwiad, dla tych marines okazał się ostatnią misją w ich życiu, gdy spadli na nich z nieba orkowie, latający na rakietowych...rakietach.
http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/a12.jpg
Mistrz trzeciej kompanii Orias i jego weterani, w tle Razorback siejący śmierć wśród zielonoskórych.
http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/11-2.jpg
Stormboyz atakują kolejną ofiarę, tym razem jest to transporter opancerzony.
http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/12-2.jpg
Zombi, grupa dymiących i hałasujących maszyn, oraz horda orków zbliżająca się do pozycji lojalistów.
http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/30-3.jpg
W obliczu takiego zagrożenia, Dark Angels opuszczają schronienie, by dzielnie stawić czoła przeciwnikowi.


Batman, Age of Sigmar, Confrontation, Warzone, Warzone Ressurection, Warmachine, Hordes, Dystopian Wars, Firestorm Armada, HellDorado, Infinity, Battlegroup, Alkemy, LotR(stary), Team Yankee, Flames of War, Mordheim/Warheim, Anima-Tactics, WFB Historical, Afterglow, Wrath of Kings, WH40K(od biedy), WFB(od biedy)

Offline

 

#15 2012-11-23 17:45:03

Raziel

http://i.imgur.com/lTZ6Z.png

Zarejestrowany: 2010-08-28
Posty: 1495

Re: Bitwa o Eryd 210 - Megabitwa WH40k

- ... i to pewny jesteś, że zadziała, te dwa druty co wystajom z mojej nogi? - Dopytywał się wielgachny zielonoskóry.
- Jasne szefie, to supracybernetyczne szczepy implamtowe mojego własnościowego pomyślunku.
Zapewniał o wiele mniejszy ork, odziany w brudny i zaplamiony starą krwią fartuch, który niegdyś mógł uchodzić za biały. Na głowie owego Noba, zainstalowano dziwną czapkę z blachy, uzbrojoną w zestaw soczewek i kolorowych szkiełek.
    Wielki zielonoskóry patrzył z niedowierzaniem na swoją prawą nogę, z której wystawały dwa zardzewiałe druty. Nie dawała mu spokoju teoria nieśmiertelności, gwarantowana ponoć przez te druty, postanowił więc nie dać z kolei spokoju swojemu rozmówcy.
- Ty myślisz Flakomniot, co jam jestem gupi co? Ano dawaj zasać te druty chopakowi jednemu i niech go który strzeli w łep i zobaczym, czy te druty działajom.
Warboss był dumny ze swojego pomysłu, wydawało mu się, że przechytrzył Painboya, który patrzył na niego z dziwną miną, tak jakby patrzył na idiotę.
- Szefie, nie da rady, te artefaktektoniczne cyberdopalacze som zkomstruowane tylko dla ciebiem. Nie zadziałajom na kim innym, szkoda chopaków marnować.
    Czachoup poddał się, nie mógł przebić argumentu Painboya i czuł się trochę jak mały Snot, któremu ktoś odebrał zabawkę. Nagle zatrzęsło porządnie ciężarówką, którą jechał Warboss i jego dziesięciu Nobów. Kierujący pojazdem znowu nie wyrobił na zakręcie i wyrżnął w niewysoki murek, rozwalając go z impetem. Orki wiwatując i strzelając w powietrze dopingowały kierowcy, który nic sobie nie robiąc z zagruzowanego terenu po jakim się poruszali, pędził na złamanie karku w kierunku linii frontu. Tam już od kilku minut trwały ciężkie walki i elita orkowego stada nie mogła się doczekać swojego w niej udziału.
    Ciężarówka mknęła przez miasto podskakując dziko, strzelec pokładowy bez przerwy strzelał z zamontowanego w gnieździe karabinu, powodując tym więcej hałasu, niż strat u wroga, którego nawet jeszcze nie widział. Gdzieś tam z przodu wylądowały szturmowe chłopaki, wszczynając jedną z pierwszych bójek, na co Warboss bardzo się złościł, bo sam już chciał by komuś przywalić. Nagle, jak na złość, ciężarówka zaczęła dymić, silnik zamarł i pojazd zarył w hałdzie gruzu. Noby ściśnięte na pace, poleciały do przodu, niemal wysypując się przez osłonę kierowcy na ziemię.
- Na stopem Gorka, co siem narobiło!?
Kierowca był nazbyt wystraszony gniewu swojego bossa, żeby mu sensownie odpowiedzieć, dopiero jak został zdzielony pięścią w łeb, przypomniał sobie podstawy komunikowania głosowego.
- Dostalimy w silnik, maszina nie pojedzie...
- Masz mnie to naprawić natychmiast gupia pało, albo odrombiem ci tem gupi pysk i wsadzem ci gom w zad! - Unosił się Czachoup, wygrażając  zmartwionemu kierowcy pięścią.
    Mimo wszelkich gróźb i obietnic, nic nie pomogło w uruchomieniu pojazdu i Noby musiały opuścić go czym prędzej, by resztę drogi pokonać piechotą, co bardzo wnerwiło bossa. Orki truchtając niezgrabnie, czyniły jak zwykle mnóstwo hałasu, jednak nie był on w stanie zagłuszyć tego, co działo się z przodu, gdzie dziesiątki walczących ze sobą o życie sprawiało, że ziemia drżała w posadach.
    Czachoup z niepokojem zerkał to w lewo, to w prawo, wszędzie widząc szamoczące się postacie. Jego chłopaki z innych hord już dawno bili się radośnie, nawet śmierdzący Chaotycy dziarsko wyskakiwali wrogowi naprzeciw, tylko boss zamiast się bić, uprawiał spacery po mieście.
- Jak zara nie trzasnem kogo w łep, to zacznem was trzaskac w łep, wiemc pendzić mi żwawiej jełopyyyy!
    Nagle niczym góra, wyrósł przed oddziałem Nobów lojalistyczny pojazd, który najeżony był ciężką bronią nie tylko na pokaz. Promienie laserów lizały ściany dookoła zielonoskórych, a grad kul z ciężkich karabinów, obłupywał resztki tynku ze zrujnowanych budynków. Z przodu pojazdu otworzyła się rampa, po której z wnętrza wysypali się Space Marines, gromkimi okrzykami zagrzewający się wzajemnie do walki.
Warboss uśmiechnął się na myśl o porządnej bitce, jaka właśnie mu się nadarzyła. Wrzasnął na swoich przybocznych i przyspieszył kroku, strzelając dziko z trzymanego w dłoni karabinu, jednak nie celując zbyt dokładnie, by przypadkiem nie wystrzelać wszystkich Marines, których przecież trzeba ubić własnoręcznie.
    Flakomniot robił co mógł, by unikać świszczących dookoła kul, wiedział, że zanim jego szef dopadnie jakiegokolwiek Marines, tamci nie będą czekać bezczynnie i na pewno nie będą oszczędzać amunicji. Na szczęście, gdzieś z tyłu Chaotycy również biegli do walki, w międzyczasie przywołując duży portal, z którego wylazły jakieś czerwonoskóre, rogate pokraki. Lojaliści musieli rozdzielić ogień, najwyraźniej nowy wróg był dla nich ważniejszy, co mocno zdziwiło Painboya.
Niestety, nim orki dobiegły do grupy Terminatorów, która wysiadła z Land Raidera, prawie połowa  hordy była już martwa, podziurawiona przez lojalistyczne pociski i promienie energii.
    Czachoup był już naprawdę wściekły, nie dość, że jego chłopaki biegli jak muchy w smole, to na domiar złego, za plecami orków pojawił się kolejny chętny do zabrania Warbossowi przyjemności z bitki. Kein Unfeeling ze swoją świtą, nacierał właśnie z północy, a jego Piraci niemal stratowali pałętających się z tyłu orków. Boss przyspieszył kroku i w tym momencie oberwał prosto w brzuch. Rana była paskudna i mocno krwawiła, ale nie to było najgorsze, nie zadziałał wynalazek Painboya.
    Orki wpadły z impetem w ruiny przepompowni paliwa, przytłaczając swoimi zwalistymi cielskami Terminatorów Dark Angels, między którymi, ze wzniesionym wysoko orężem, stał Chaplain odziany w połyskującą, czarną zbroję. Czachoup bez namysłu rzucił się na tego osobnika, który wyróżniając się spośród reszty wojowników, zdawał się być ich przywódcą.
- Dawaj nemdzny, zapuszkowany ludziu, pokażem ci, co to dobra bitka, choć jak na ciebiem tak lukam, to myślem, że to będzie szypka sprafa.
Ork sieknął ostrymi pazurami rękawicy energetycznej, zmuszając wroga do cofnięcia się o krok, jednak to nie był koniec walki. Terminator, szybko wrócił z powrotem do poprzedniej pozycji,
i uderzył przed siebie uświęconym Crozius. Posypały się iskry, gdy trafiony naramiennik bossa oderwał się od reszty zbroi i poszybował w powietrze. Czachoup wypalił serię w pierś przeciwnika, po czym chwycił pazurami jego kolano, usiłując przeciąć je i unieruchomić Marines.
    Chaplain trzasnął stormbolterem w pazur zbijając go, i z niewiarygodną szybkością wbił łokieć lewej ręki w osłonięty hełmem pysk orka. Hełm przechylił się od silnego uderzenia, zasłaniając widok Czachoupowi, ork odrzucił w bok karabin i uwolnioną od niego dłonią zerwał z głowy pogięty, rogaty hełm. Następnie wypluł kilka kłów, wykrzywiając mordę w nienawistnym uśmiechu. Runął do przodu machając szponem jak cepem, jego ciosy były przewidywalne i łatwe do uniknięcia dla wprawionego w bojach Terminatora, jednak kilka z nich zmusiło lojalistę do cofnięcia się.
    Boss kopnął Marine w pierś, jednak tamten zamiast się przewrócić, zaczepił swoją uskrzydloną bronią za naramiennik orka i używając jej niczym kotwicy, przyciągnął się z powrotem  do przeciwnika, wypłacając mu przy okazji bolesny kopniak kolanem w podbrzusze.
Ork tracił cierpliwość i siły, choć dookoła panowało bitewne zamieszanie, Noby z zaciekawieniem przyglądały się jego walce z tym podłym oszustem. Czachoup zamiast walczyć dla zabawy, teraz musiał walczyć o swoje dobre imię i honor wojownika, który coraz bardziej tracił na znaczeniu w starciu z lojalistą.
    Warboss raz jeszcze uniósł wysoko swoje pancerne ramię, chcąc jednym, potężnym cięciem skończyć to uwłaczające starcie. Terminator przewidując co się za chwilę stanie, skrócił gwałtownie dystans, jego Crozius uderzył szybko dwa razy w pierś orka, a obie lufy boltera wypaliły jednocześnie, prosto w rozdziawiony pysk zielonoskórego.
Nie wiedzieć czemu, wszystkie Noby zawyły z radości, gdy ich boss padł martwy na ziemię. Największą uciechę z tego faktu, zdawał się mieć Flakomniot, Painboy skakał jak małe dziecko z radości, wymachując wielką strzykawką dookoła. Terminatorzy stali w osłupieniu i patrzyli przez chwilę na to widowisko, po czym runęli niczym burza na rozchichrane towarzystwo.

http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/a13.jpg
Czachoup i jego Noby, wyskakują z rozkraczonej ciężarówki. Orki starają się za wszelką cenę dopaść wroga, zanim zrobi to Kein Unfeeling, drepczący im po piętach.
http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/27-2.jpg
Niestety, gorliwość nie popłaca, a zbyt pewny siebie Czachoup przegrywa starcie z Fabrielem.
http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/a21.jpg
Bitka trwa nadal, boss poległ, jednak orki jakby lepiej walczą dzięki temu.
http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/a22.jpg
Flakomniot pęka ze śmiechu, jego nieudolny szef w końcu martwy, po prawej pojawia się jednak nowy wróg i trzeba wziąć się do roboty. Grey Knight's to nie byle przeciwnicy.


Batman, Age of Sigmar, Confrontation, Warzone, Warzone Ressurection, Warmachine, Hordes, Dystopian Wars, Firestorm Armada, HellDorado, Infinity, Battlegroup, Alkemy, LotR(stary), Team Yankee, Flames of War, Mordheim/Warheim, Anima-Tactics, WFB Historical, Afterglow, Wrath of Kings, WH40K(od biedy), WFB(od biedy)

Offline

 

#16 2012-12-15 21:32:49

 Avatarofhope

http://i.imgur.com/LOEAg.png

Skąd: Wrocław
Zarejestrowany: 2010-08-23
Posty: 643

Re: Bitwa o Eryd 210 - Megabitwa WH40k

Wrzask pierzchających bytów osnowy, towarzyszył materializacji srebrzystej drużyny paladynów. Gwardia przyboczna Anaseriana przybyła na pole walki w samą porę aby stawić czoła Keinowi. Tuż po pojawieniu się oddział jak jeden mąż wystrzelił salwę ze swoich szturmowych bolterów w stronę szarżujących nań demonetek. Błogosławiona amunicja szarych rycerzy zdziesiątkowała diabelski pomiot odsyłając je z powrotem do dziedziny chaosu, akurat w porę aby przygotować się na przyjęcie ataku Keina i jego przybocznych.
Wróg był straszliwy. Dziesiątki lat doświadczenia bojowego zakonnej elity nie wystarczyły, aby uchronić pierwszego z paladynów przed rozpruciem demonicznego miecza władcy chaosu. Jego poświęcenie dało czas pozostałym braciom na związanie walką złowrogich terminatorów, a wymiana ciosów między adwersarzami przybrała rozmiary odwiecznej i pełnej nienawiści walki dobra i zła. Marius Vaxillion powalił jednego z czempionów Keina swym psionicznym kosturem i uniknął rękawicy energetycznej kolejnego, wypalając w niego serię z boltera. Atak ten nie uczynił jednak najmniejszej szkody wyznawcy chaosu i dwaj adwersarze szykowali się do kolejnej wymiany ciosów. Rękawica energatyczna terminatora spadła na aptekarza z siłą rozpędzonego meteorytu. Marius szepcząc słowa tajemnej modlitwy zawierzył mocy swojego kostura uwalniając moc pola siłowego, które powstrzymało atak wroga. Chaotyk wykrzykiwał w swym plugawym i dawno wyklętym języku modlitwy do mrocznych bóstw, by te pozwoliły mu przebić się przez osłonę paladyna. w akompaniamencie iskier Marius zaczerpnął odrobiny mocy osnowy. Biała iskra zmaterializowała się przed twarzą aptekarza przybierając rozmiar płomienia aż wreszcie sporych rozmiarów kuli białego ognia. Marius cisnął w przeciwnika białym ogniem, wywołując niewielki wybuch spowijający wroga słupem płomieni. Czarny całun przesłonił przeciwnika, gasząc płomień i zmieniając go w kłębowisko dymu. Dymu z którego, po chwili z ostro poparzoną twarzą i grymasem bólu wyszedł terminator chaosu. Bracia paladyni walczyli z całą wiedzą, umiejętnościami i determinacją , jednakże natrafili na godnego przeciwnika. Na każdego poległego terminatora przypadał jeden szary rycerz. Chaos nie zamierzał tanio sprzedać życia swoich wyznawców. Wściekły ryk Keina ogarnął całe pole bitwy. Przez chwilę zarówno paladyni jak i chaośnicy zaprzestali walki, gdy potężny książę rozłożywszy swe smocze skrzydła skrzyżował swą nieziemską broń z Anaserianem w pojedynku, który miał zadecydować o losie Eryd.
Masa zombie wciąż napierała na odpierającą atak drużynę dowodzenia Oriasa. Mistrz ściął łeb kolejnemu już nieumarłemu. Dawno przestał liczyć, który to już powalony przez niego trup. Tuż obok niego Halix Norrant - kompanijny czempion uderzeniem tarczy roztrzaskał łeb jednemu z przeciwników, po czym niemalże natychmiast rozpłatał następnego. Mimo rzezi jaką Anioły urządzały przeciwnikom Orias nie był zadowolony ze swojego położenia.  Powinien być kilkadziesiąt metrów dalej w ruinach aby wraz z Gralienem wspomóc szarych rycerzy w odparciu ataku Keina, niestety horda z którą wdał się w walkę była nieustępliwa i przede wszystkim liczniejsza niż się spodziewał. Pan zarazy czuwał nad swoimi najpośledniejszymi sługami, a ich żywotność okazała się tak zaskakująca dla Oriasa, że przez dłużą chwilę rozważał wycofania się i pozostawienie sprawy zombich drużynie taktycznej i Fabrielowi. Porzucił tę myśl jednak, gdyż wrodzona duma dowódcy nie pozwalał mu na ten ruch.

Kanał komunikacyjny Oriasa zasygnalizował transmisję.
- Baltazarze! Dołącz do Graliena, potrzebujemy Cię!
Nowo przybyła na pole bitwy drużyna dowodzenia Baltazara skierowała się energicznie
w stronę pozycji Oraisa i kapelana, jednak na jej drodze stał pokaźny oddział orków.

Drużyna terminatorów Graliena wciąż ścierała się z zielonoskórymi burszujami. Pomimo powalenia w spektakularny sposób przez kapelana ich wodza, orkowie ani myśleli dać nogę z pola bitwy. Kryjący się za pierwszym szeregiem orczy medyk, dwoił się i troił używając co chwilę dziwnych medykamentów na swoich towarzyszach, wyciągając ich w ostatniej chwili ze szponów Skrzydła Śmierci. Sytuacja ta nie sprzyjała położeniu lojalistów. Gralien i jego oddział byli zdeterminowani aby wesprzeć walczących nieopodal szarych rycerzy, jednak z zajadłymi orkami na głowie nie wiele mogli zrobić. Kapelan przyłożył swoim crozius w klatkę piersiową najbliższego burszuja. Ten zatoczył się do tyłu, brocząc z uzębionej paszczy krwią. Zamroczony wzrok obcego powrócił jednak prędko do normy, a sam ork utrzymał bojową postawę, wyprowadzając własny cios. Nie dając wiary niezwykłej wytrzymałości przeciwnika Gralien przygotował się do sprowania ciosu. Wielka siekiera orka opadła o centymetry mijając bark kapelana. Ten w odpowiedzi odwinął się swoją bronią miażdżąc orkowi szczękę. Trysneła krew oblewając czarną zbroją Anioła. Pozbawiony połowy twarzy orczy wojownik zatoczył się znów w tył wprost na wspierającego ich medyka. Ten automatycznie wyciągnął nieporęczną ampułkę z żółtym płynem i niezgrabnie zaciągnął z niej do wielkiej brudnej strzykawki. Przygotowany medykament z pośpiechem wstrzyknął prosto w rdzeń kręgowy rannego orka. Środek zaczął działać niemal natychmiast. Wściekły ork ozdobiony dyndającą zakrwawioną żuchwą znów rzucił się na Graliena. Z lewej uderzenie młota energetycznego zmiażdżyło pierś innego zielonoskórego, pozostawiając dymiącą kupę połamanych żeber, krwi i mięśni - ranę z którą nawet utalentowany orkowy medyk nie mógł już sobie poradzić, pomimo tego walka przeciągała się w nieskończoność.
Pojedynek między Anaserianem a Keinem przebiegł szybciej niż Marius Vaxillion mógł się spodziewać. Demoniczny książę powalił kapitana, a oddział paladynów mimo zaciętej walki przegrywał starcie. Widząc broczące krwią truchło swego dowódcy Aptekarz w przypływie gniewu wyszedł naprzeciw demona. Uzbrojony w swój kostur i prawdziwe imię demonicznego księcia wyzwał go na pojedynek.


WH40K : Ultramarines, Dark Angel's, Grey Knights,  Chaos Deamons.
Age of Sigmar: Stormcast Eternals, Khorne Bloodbound, Order Alliance.

Infinity : PanO; Nomads - O:I models.

Offline

 

#17 2012-12-15 23:55:10

Raziel

http://i.imgur.com/lTZ6Z.png

Zarejestrowany: 2010-08-28
Posty: 1495

Re: Bitwa o Eryd 210 - Megabitwa WH40k

http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/35-2.jpg
Orias oblegany przez nieustępliwą masę zombi. Marines nie spodziewają się, że te karykatury przyczynią się do klęski lojalistów.
http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/a27.jpg
Mimo wielkiej determinacji, Orias nie jest w stanie na tyle szybko rozprawić się z nieumarłymi, by w porę przyjść z pomocą swoim towarzyszom, walczącym kilkadziesiąt metrów dalej o życie.
http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/a26.jpg
Kapelan Gralien wraz z Terminatorami, bez większego wysiłku upuszczają krwi wyjącym Nobom, niestety Painboy okazuje się doskonałym medykiem polowym i orki walczą zaciekle mimo ciężkich ran, skutecznie spowalniając oddział lojalistów.


Batman, Age of Sigmar, Confrontation, Warzone, Warzone Ressurection, Warmachine, Hordes, Dystopian Wars, Firestorm Armada, HellDorado, Infinity, Battlegroup, Alkemy, LotR(stary), Team Yankee, Flames of War, Mordheim/Warheim, Anima-Tactics, WFB Historical, Afterglow, Wrath of Kings, WH40K(od biedy), WFB(od biedy)

Offline

 

#18 2012-12-16 12:26:06

Raziel

http://i.imgur.com/lTZ6Z.png

Zarejestrowany: 2010-08-28
Posty: 1495

Re: Bitwa o Eryd 210 - Megabitwa WH40k

Kein Unfeeling wskazał mieczem jednego ze swoich Terminatorów, Chosen uniósł wysoko nad głowę złotą ikonę, przedstawiającą ośmioramienną gwiazdę Chaosu, osadzoną na wykonanej z czarnego metalu tyczce. Tuż obok Chaotyka, otworzył się wąski portal, z którego poczęły wybiegać wrzeszczące Demonetki.
    Książę już miał skierować swoich przybocznych, w kierunku walczących z orkami Dark Angels, gdy zupełnie niespodziewanie, pośród ruin po lewej stronie, zauważył nadchodzącego, nowego przeciwnika. Paladyni z zakonu Grey Knights kroczyli majestatycznie zrujnowaną ulicą, wypatrując przeciwników dookoła. Najwyraźniej zauważyli nadciągający orszak Keina, bo niezwłocznie skierowali się w stronę jego pozycji.
    Unfeeling sięgnął do umysłów Demonetek, nakazując im siłą swej potężnej woli, by bezzwłocznie zaatakowały nadchodzących lojalistów. Białolice maszkary wyjąc przeciągle, ruszyły biegiem prosto pod lufy Space Marines. Lojaliści nie namyślając się, otworzyli ogień odsyłając większość demonów z powrotem do Warpu. Niepocieszony Kein musiał pogonić swoich przybocznych, zmuszając ich do szybszego pokonywania gruzowiska.
    Chosen's oraz trzy ogary Daemon Princa otoczyli Space Marines, szykując się do zadawania bólu i śmierci, jednak ich rządzę mordu powstrzymał sam Kein, który donośnym, niskim głosem zakrzyknął.
- Jest pośród was, psy, choć jeden co nie boi się stanąć do uczciwej walki, sam na sam?
Zarówno lojaliści jak i Chaotycy milczeli, słychać było jedynie ciężkie sapanie Terminatorów i powarkiwanie ogarów.
- Zetnę ten twój plugawy łeb pomiocie i nabiję na bramę wejściową do mojego zakonu, ku przestrodze innych niewiernych nieudaczników takich jak ty!
Zakrzyknął jeden z Paladynów, wychodząc naprzeciw skrzydlatego monstrum.
    Keinowi ułamek sekundy zajęło, doskoczenie do uzbrojonego w połyskującą halabardę Marine. Opancerzone kolano Chaotyka z impetem uderzyło w pierś Paladyna, który musiał nieźle się natrudzić, żeby zachować równowagę. Kein nie poprzestał jednak na tym, wykonując kilka szybkich sztychów, swoim spragnionym dusz demonicznym mieczem. Lojalista z trudem uniknął kilku ciosów, jednak dwa z nich przebiły się przez jego pancerz jak przez masło. Daemon Princ widząc, że ma sporą przewagę szybkości, zdecydował się na bardziej zamaszyste ciosy.
    Potężnymi cięciami orał pancerz nieprzyjaciela, raz za razem pozbawiając go którejś z kończyn, gdy w końcu Paladyn zachwiał się na jedynej pozostałej nodze, Kein kopnął go z wykroku w pierś, posyłaj martwe już ciało prosto pod nogi pozostałych lojalistów.
- Miałem nadzieję na prawdziwą walkę! Tylko na to was stać? Co to miało być, czy to najlepszy spośród was?
Ta obelga zagotowała krew w żyłach Grey Knights, którzy wyśpiewując litanie do Imperatora, rzucili się na Chaotyków z wściekłością i determinacją lwicy, walczącej o życie młodych kociąt.
    Rozpoczęła się najbrutalniejsza z potyczek tej bitwy, czempioni Keina walczyli z niezrównaną siłą, wzmocnieni przez niezliczone mutacje, którymi obdarowali ich bogowie. Lojaliści bronili się z gracją i opanowaniem, wykorzystując każdy błąd przeciwnika, by precyzyjnymi pchnięciami halabard rozłupywać splugawione pancerze Terminatorów.
Wszystkie inne starcia, zdawały się być cichym szumem wiatru, głaskającego liście drzew, podczas gdy zmagania świty Keina i Paladynów, przypominały potężną, letnią burzę, która rozrywa niebo i ziemię wieczorem, po całym dniu sycenia się ich energią.
    Piekielne ogary Unfeelinga rzucały się na plecy Paladynów, zrywając hełmy z ich głów, kąsając dotkliwie i usiłując powalić opancerzonych Marines. Paladyni wirowali ze swoimi halabardami niczym jacyś tańczący wojownicy, a wszędzie gdzie ostrza ich uświęconych broni zetknęły się z żywym ciałem, pojawiała się śmierć i zbierała żniwo. Jednak setki lat toczenia bitew i uzyskane dzięki temu doświadczenie, zaczęły brać górę, Chaotycy nie przejmując się stratami, miażdżyli jednego Paladyna za drugim i w przeciągu sekund, starcie mogło skończyć się klęską dla lojalistów. Jeden z nich, postanowił spróbować do tego nie dopuścić i zdecydował się na desperacki krok, dumnym, choć nieco drżącym głosem starając się przekrzyczeć odgłosy bitwy.
- Jestem kapitan Anaserian, w imieniu boskiego Imperatora! Pomiocie z piekieł! Jeśli masz choć odrobinę odwagi! Stań ze mną do walki! Nie będzie miłosierdzia! Nie będzie litości! Tylko śmierć, twoja!
    Daemon Princ Kein Unfeeling spojrzał nienawistnym wzrokiem w kierunku, z którego doszły do jego uszu te zuchwałe obelgi. Był już w stanie, który jego generałowie pozwalali sobie nazywać „szałem demona”, więc nie miał nastroju na wymyślne wyzwiska, po prostu rzucił się do przodu, roztrącając brutalnie swoich Terminatorów.
Kapitan Paladynów ściskał oburącz swoją świętą halabardę, patrząc na nacierającą śmierć. Marines wytrenowanym sposobem opanował drżenie mięśni, spowodowane nadmiernymi emocjami, systemy pancerza terminatorskiego, wyregulowały puls obu szalejących serc kapitana, a strumienie chemikaliów wpompowane w żyły, tymczasowo usunęły skutki zmęczenia. Anasarian był gotów do zadawania bólu, ran i śmierci, tak jak to czynił przez dziesiątki lat swojego istnienia.
    Lojalista wyczekał na dogodny moment, gdy nadbiegający kolos był w najodpowiedniejszej pozycji i z niesamowitą gracją oraz szybkością, wykonał halabardą młynek nad głową i z całej siły ciął Unfeelinga przez opancerzoną pierś. Jarzące się niesamowitym blaskiem ostrze, uderzyło w demoniczna aurę niczym piorun, krzesząc fioletowe skry, które kaskadą spadły pod stopy Keina, zamieniając się w skrystalizowany spaczeń. Aura pękła, a paladyńskie ostrze brnęło dalej, przecinając prastary pancerz Chaosu, czemu towarzyszył zgrzyt, który wielu zwykłych ludzi mógł pozbawić rozumu i doprowadzić do szaleństwa. Nawet gotycki, zmutowany pancerz nie powstrzymał wibrującej broni, która zagłębiła się w końcu w ciało znienawidzonego wroga.
    Uderzenie to było niczym promień światła, który na ułamek sekundy wpada, by rozświetlić mrok, święte i błyskawiczne, niosące nadzieję i dodające otuchy. Jednak Daemon Princ, zamiast sczeznąć i paść trupem u stóp Anaseriana, zawył wściekle i spadł na lojalistę niczym rozszalały tajfun.
Kein był zaskoczony szybkością, z jaką jego przeciwnik posługiwał się przeklętym berdyszem, cios  który otrzymał, był wielkim zaskoczeniem i gdyby nie zmutowana bionika wypełniająca ciało księcia, nie obeszło by się bez długich miesięcy regeneracji.
    Kein runął do przodu, powalając impetem Paladyna, który przygnieciony wielkim cielskiem przeciwnika, nie był w stanie uniknąć przewrócenia się na plecy. Demoniczne ostrze czarnego jak noc miecza, zagłębiło się w obojczyku kapitana, przyszpilając go do ziemi, niczym wielkiego, lśniącego motyla. Unfeeling jak oszalała bestia, zaczął tłuc kościstą pięścią w napierśnik Marine, jednocześnie orając jego bok, ostrzami zdobiącymi zmutowaną, lewą dłoń.
    Chosen's patrzyli z podziwem na poczynania swego pana, jednak lojaliści nie podzielali ich entuzjazmu. Garstka Paladynów ze łzami wściekłości i żalu w oczach, patrzyła z niedowierzaniem, jak uskrzydlony potwór rozrywa płyty pancerza kapitana, rozrzucając je dookoła, jak bestia z nieokiełznaną siłą roztrzaskuje prastary hełm ich brata i przyjaciela, jak splugawione ostrza rozcinają pierś Anasariana, a szponiasta łapa Daemon Princa, wbija się głęboko w ciało i wyrywa zeń jedno z serc kapitana.
    Kein wyprostował się dumnie, unosząc do ust parujący organ i rechocząc donośnie zaczął pożerać go na oczach patrzących Paladynów. Unfeeling szybko skończył ucztę i wyrwał z ramienia kapitana swój demoniczny oręż, uwalniając zmaltretowanego lojalistę.
- Żyj żałosna istoto i obiecaj mi, że kiedyś znowu się spotkamy i nakarmisz mnie po raz ostatni.
Drgające ciało kapitana pozostało na ziemi, a żaden z Chaotyków nawet nie ważył się go tknąć. Nieprzytomne oczy Anasariana patrzyły nieruchomo przed siebie, prosto na garstkę Paladynów, rozszarpywanych przez rozjuszone i ośmielone zwycięstwem Keina, chaotyckie plugastwa.
    Daemon Princ posmakowawszy świętej krwi, nabrał sił i jeszcze większego wigoru do walki, już miał unieść miecz, by skrócić o głowę kolejnego lojalistę, gdy tuż przed nim stanął Apothecary z zakonu Grey Knights, ściskający w ręku jakiś artefakt, niemiłosiernie raniący oczy Keina.

http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/34-2.jpg
Paladyni oskrzydleni przez Keina Unfeelinga i jego świtę.
http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/a25.jpg
Pojedynek na śmierć i życie, który miał zadecydować o losie całej bitwy.

Ostatnio edytowany przez Raziel (2012-12-17 11:33:31)


Batman, Age of Sigmar, Confrontation, Warzone, Warzone Ressurection, Warmachine, Hordes, Dystopian Wars, Firestorm Armada, HellDorado, Infinity, Battlegroup, Alkemy, LotR(stary), Team Yankee, Flames of War, Mordheim/Warheim, Anima-Tactics, WFB Historical, Afterglow, Wrath of Kings, WH40K(od biedy), WFB(od biedy)

Offline

 

#19 2012-12-16 15:14:12

 Avatarofhope

http://i.imgur.com/LOEAg.png

Skąd: Wrocław
Zarejestrowany: 2010-08-23
Posty: 643

Re: Bitwa o Eryd 210 - Megabitwa WH40k

Baltazar sparował uderzenie, po czym zdzielił orka w łeb rękojeścią pistoletu plazmowego. Zamroczony przeciwnik padł mordą w brunatną ziemię, po czym miecz dowódcy zagłębił się w jego niezdarnym cielsku. Kolejny orkowy wojownik zajął miejsce towarzysza, śliniąc się niczym wygłodniały pies, z rykiem natarł na kosmicznego marine. Impet ataku i unik Baltazara sprawił, że ork swym cielskiem wpadł wprost na miecz łańcuchowy aptekarza, który dodatkowo werżnął mu w pysk ostrze swego reduktora. Czepmion piątej kopanii niósł śmierć orkowym żołnierzom w eleganckim tańcu ostrza i tarczy. Ciął, pchał i podcinał orkowe kończyny, aby pod koniec zmiażdżyć ich łby zdecydowanymi ciosami swej bojowej tarczy. Wrzynał się w przeciwnika niczym kosa żniwiarza ścinająca dojrzałe kłosy pszenicy na odległych urodzajnych planetach rolniczych. Pomimo wyraźnie widocznej porażki orkowie walczyli z charakterystyczną dla siebie determinacją, i dopiero kilka ostatnich pozostałych przy życiu sztuk rzuciło się do bezładnej ucieczki, tylko po to aby spopieliły ich płomienie miotacza ognia jednego z weteranów.

Marius Vaxillion wciąż miał przed oczami zmaltretowane ciało swego kapitana. Ściskając w lewej dłoni pergamin z zapisanymi bitewnymi przysięgami, zaklął pod nosem. Jedna z zapisanych fraz stanowiła o ochronie przywódcy szarych rycerzy za cenę własnego życia. Straszliwa rozpacz rozdzierała jego serce, na myśl że zawiódł swoich braci. Demoniczny książę z błąkającym się na diabelskiej twarzy uśmiechem ruszył powoli w stronę, jednak przystanął na chwilę mrużąc ślepia. Marius siłą woli podpalił bitewny pergamin, który w oka mgnieniu zajął się białym ogniem, którego łuna rozdrażniła wojowników Keina. Chwile ich nieuwagi bezlitośnie wykorzystali pozostali przy życiu szarzy rycerze powalając jeszcze kilku z nich. Skupiając uwagę na zaklęciu Marius posłał w stronę księcia płonącą kulę białego ognia. Czarny miecz Keina zawył, jakby w oczekiwaniu na nadlatującą pożogę, która rozbiła się o demoniczną zbroję księcia. Impet uderzenia sprawił, że mroczny władca zatoczył się dwa kroki do tyłu, czemu towarzyszyły pomruki niezadowolenia otaczających go przybocznych. Nim Kein odzyskał równowagę Marius ostrzelał go serią ze szturmowego boltera, bardziej by odwrócić jego uwagę od splatanego następnego zaklęcia. Nie udało mu się go rzucić. Demoniczny książę wyjąc wespół z zaklętym w mieczu demonem, skoczył w górę i używając swych skrzydeł przeleciał kilka metrów w stronę szarego rycerza niczym pikujący jastrząb.
Marius przyjął pozbawiający tchu cios przeciwnika. Siłowe pole chroniące aptekarza krzyczało białymi iskrami, nie mogąc znieść siły napierającego na nie demonicznego miecza. Ostrze władcy chaosu wyło przeraźliwie okazując swą frustrację
z powodu niespotykanej ochrony szarego rycerza. Reszta oddziału Keina pokonawszy ostatnich paladynów przyglądała toczącemu się pojedynkowi ocalałego aptekarza z górującym na nim przeciwnikiem. Białe płomienie przywołane przez Vaxilliona nie uczyniły Keinowi najmniejszej szkody. Psioniczny kostur nie nadawał się do ataku, gdyż Marius zmuszony był wciąż trzymać nim gardę psionicznej energii, chroniącej go przed wrogiem. Bez niej ryzykował rozpłatanie w oka mgnieniu przez uwięzionego w mieczu demona. Kolejny atak Keina odbił się trzaskiem iskier i echem zarówno po polu bitwy jak i w osnowie. Demoniczny książę zawył z furii. Jego oczy płonęły czarnym żarem, który stawał się coraz intensywniejszy im dłużej opierał mu się Marius. Cofający się szary rycerz po raz kolejny spróbował spleść z myśli zaklęcie by posłać w stronę przeciwnika następną kulę białego ognia, jednak ciosy zadawane przed księcia sprawiały, że jego ciało drżało, a pancerz pomimo pola siłowego ulegał odkształceniu. Po kolejnym wstrząsającym ziemią ciosie Keina poczuł trzask pękających siłowników zamontowanych w egzoszkielecie pancerza terminatorskiego, powietrze znów rozświetlił taniec uciekających spod demoniego ostrza iskier. Kostur Mariusa zaczerwienił się od naporu piekielnego oręża. Trzask pękającego trzonka uświadomił szaremu rycerzowi, że to już koniec. Ostatkiem sił zebrał resztkę pozostającej przy nim psionicznej mocy. Umysłem zaczerpnął z immaterium, gdy kostur zaczął pękać przy swoim wieńczeniu ozdobionym czaszką imperialną. Okalająca ją aureola zaczęła się rozpadać, a do kakofonii białych iskier dołączyły czarne błyskawice, które objęły osłonę srebrzystego wojownika. Z oczu Keina wylewały się strumienie czarnego ognia i dymu, a sam demoniczny książę wykrzykiwał w kierunku swego przeciwnika słowa w nieznanym nikomu języku. Kilka chwil później kostur rycerza rozpadł się na niezliczone kawałeczki. Implozja towarzysząca rozpadowi jego broni wyzwoliła znaczną siłę, która odrzuciła umęczone ciało aptekarza kilka metrów dalej. Objęty czarnym ogniem wzrok Keina Unfeelinga triumfował nad pokonanym aptekarzem. Demon uniósł miecz, by
w akompaniamencie wiwatujących na jego cześć podwładnych, ceremonialnym ciosem zakończyć starcie. Marius dokończył inkantację. Ciało aptekarza zajęło się białym ogniem, parzącym skórę i topiącym ochraniający go ceramit.
- Chwała Imperatorowi! - krzyknęła ostatkiem sił płonąca bielą postać po czym w ostatnim geście Marius rzucił się na Keina.


WH40K : Ultramarines, Dark Angel's, Grey Knights,  Chaos Deamons.
Age of Sigmar: Stormcast Eternals, Khorne Bloodbound, Order Alliance.

Infinity : PanO; Nomads - O:I models.

Offline

 

#20 2012-12-19 10:53:35

Raziel

http://i.imgur.com/lTZ6Z.png

Zarejestrowany: 2010-08-28
Posty: 1495

Re: Bitwa o Eryd 210 - Megabitwa WH40k

Kein musiał zasłonić oczy, blask bijący od płonącego Marine był nie do zniesienia, lojalista wykrzykując imię Imperatora, ostatkiem sił rzucił się w akcie desperacji i wielkiego poświęcenia, na uskrzydlone monstrum, górujące nad jego lśniącą sylwetką.
Unfeeling instynktownie wysunął przed siebie demoniczne ostrze, na którego brzeszczocie zalśniły zielonkawe runy. Oręż wydawał się być żywą istotą, śmiał się, pojękiwał złowieszczo, co chwila wykrzykiwał dziwne słowa i widać było, że aż rwie się do nacierającego Grey Knighta.
    Obie siły zetknęły się w końcu, czemu towarzyszył niemożliwy do opisania wrzask przeklętego ostrza, oraz potężna eksplozja światła, wywołana mocą Mariusa Vaxilliona, jednak tak samo, jak gwałtownie rozgorzały płomień na ciele Marine, tak samo szybko zniknęły wraz z nim, zamieniając się w smolisty obłok dymu, pochłonięty błyskawicznie przez demona zamieszkującego wnętrze czarnego miecza. Oddział Grey Knights przestał istnieć, a wyjący w szalonej ekstazie Chaotycy, bez zastanowienia rzucili się do przodu, gdzie czekał na nich kolejny wróg.
    Terminator Chaplain Gralien szybko otrząsnął się po tym, co chwilę przedtem dane mu było oglądać. Na jego oczach, Daemon Princ wraz ze swoją świtą, przeszli przez weteranów dziesiątek wojen jak przez masło, a sam przywódca Piratów Chaosu, wychodząc bez szwanku z potyczki, pokonał w brutalny sposób trzech wspaniałych wojowników. Chaplain poprawił chwyt na swym Crosius Arcanum i skupił się na najbliższym wrogu, którym wciąż byli niesamowicie twardzi orkowie.
Zielonoskórych zostało tylko czterech, jednak skutecznie blokowali Terminatorów Dark Angels i aby uniknąć zbliżającej się szarży Keina Unfeelinga, Gralien musiał szybko coś zrobić.
    Chaplain unikając ciosu wielkiego topora, zbliżył się do jednego z Nobów, potężnym tupnięciem zgniótł jego stopę, a gdy ork wyjąc z bólu się schylił, lojalista wyrżnął go w skroń łokciem, strącając z głowy hełm. Następnie błyskawicznym uderzeniem Crosiusa, Marine pozbawił orka połowy czaszki i potężnym ciosem pancernego barku powalił go na ziemie, gdzie czekała go śmierć, z ręki innego Terminatora, który wbił swoja rękawicę energetyczną głęboko w pierś xenos.
    Jeszcze trzech, Kein jest już blisko.
Gralien starając się dokładnie wycelować, strzelił w pysk kolejnego z Nobów, jednak ten, przeczuwając zamiary Marine, uchylił się i skoczył do przodu, chwytając za nogi lojalisty. Chaplain zachwiał się, jednak nie upadł, głownią Crosiusa zdzielił orka przez kręgosłup, starając się celować między pordzewiałe blachy jego prowizorycznej zbroi. Zielonoskóry wyprostował się gwałtownie, usiłując trafić w szczękę Terminatora, jednak budowa świętego pancerza uniemożliwiała przeciwnikowi takie zagranie i zamiast zyskać zaskoczenie i przewagę, ork wystawił swoje gardło na łaskę wroga.
Gralien wykorzystał to błyskawicznie, przystawił lufy stormboltera do krtani przeciwnika i nacisnął spust. Ciemna krew trysnęła w akompaniamencie wystrzałów, głowa martwego xenos poszybowała wysoko, by z nieprzyjemnym plaśnięciem wylądować na pobliskiej stercie cegieł.
    Jeszcze dwóch, czuć już wściekłość Keina.
Gralien wiedział, że sekundy dzielą jego oddział od fali śmierci, jaka zaraz miała zalać ruinę budynku, w którym walczył tak dzielnie z nieustępliwymi orkami. Chaplain wydał rozkaz, nie przemyślał go, ale na przemyślenie nie było w tej chwili czasu.
- Odepchnijcie ich! Po prostu ich odepchnijcie w imię najświętszego Imperatora!
Czterej Terminatorzy skupili się na defensywie, by osłabić czujność dwóch szalejących Nobów, co pozwoliło im w pewnej chwili, na szybką kontr szarżę i odepchnięcie orków kopniakami i zamaszystymi ciosami rękawic energetycznych.
- Ognia, ostrzelać Chaotyków bracia, nie pozwólcie im...
    Głos Chaplaina zagłuszył huk wystrzałów, Terminatorzy ustawili się w rzędzie, przyjmując postawy bojowe i wycelowawszy w nadciągającą zagładę, przywitali ją gradem pocisków rakietowych z terkoczących stormbolterów. Szarżujący Chaotycy również otworzyli ogień, ich kombiboltery ryczały jak rozszalałe bestie, fioletowe płomienie z miotaczy, otoczyły lojalistów śmiertelnym kręgiem, a promienie melt i kule plazmy rozrywały wszystko dookoła, wznosząc w powietrze tumany kurzu, gruz i kawałki starego wyposażenia tutejszych kwater.
    Kein Unfeeling znowu dał się ponieść emocjom, rozdrażniony zachowaniem podłego przeciwnika, postanowił ukarać go z największą surowością. Daemon Princ, wielkim wysiłkiem rozpostarł okaleczone skrzydła i wyskoczył w powietrze na kilka metrów, spadając na nieprzyjaciół niczym polujący jastrząb. Ziemia zadrżała, a kawałki luźno zwisających sufitów runęły w dół, zasypując okolicę stertami gruzu. Wszystko wkoło spowiły tumany kurzu, z których wyłoniła się wielka, uskrzydlona sylwetka.
    Gralien z trudem podniósł się z ziemi wspierając się na Crosiusie i błyskawicznie wycelował w stojącego kilka metrów przed nim Pirata. Stormbolter wypluł ze swych luf po dwa pociski i zamilkł. Kule eksplodowały na pancerzu Keina nie czyniąc mu żadnej krzywdy.
„Szlag by to trafił, nie teraz... Imperatorze pomóż na litość...”, pomyślał Chaplain i w tym momencie z wielkim hukiem za jego plecami, w ścianę budynku wjechał majestatyczny Land Raider Crusader, którego strzelcy nie oszczędzali amunicji.
    Potężne gniazda bolterów rozgrzewały się do czerwoności, wirujące lufy assaultcanona wystrzeliwały dziesiątki morderczych pocisków, a usadowiony na dachu pojazdu strzelec, co chwila uwalniał niszczącą energię kombimelty. Kanonada trwała wieczność, Gralien nie mógł się opanować, duma rozpierała jego pierś, a serca szalały z radości widząc, jak wszystko na co patrzył, zostaje pochłonięte przez niszczącą siłę gniewu Imperatora.
- To jest kara za pychę! - Krzyczał Chaplain.
- To jest zemsta za zdradę! - Grzmiące eksplozje nie ustawały, a świst melty wbijał się głęboko w umysł poprzez uszy.
- To jest nagroda od tego, dla którego poprzysiągłeś służyć onegdaj, by potem splugawić jego imię swoim kłamliwym językiem! Giń! Giń w morzu ognia zemsty Imperatora, obrońcy ludzkości i wszystkiego co święte, giń poczwaro Chaosu!
    Crusader w końcu umilkł i zapadła krótka cisza, którą zakłócały tylko odgłosy odpadającego ze ścian tynku. Chaplain usiłował przeniknąć wzrokiem chmurę kurzu, wzbudzoną przez kilogramy ołowiu, jednak to co ujrzał, zmyło uśmiech z jego ust niczym fala przypływu zmywa nieosłoniętą wydmę. Pośród obłoków pyłu, otoczony wyładowaniami świetlistej energii, której fioletowe rozbłyski przebiegały po jego ciele, stał Daemon Princ Kein Unfeeling. Potwór uniósł głowę, wyprostował się i wskazując czarnym jak noc mieczem Land Raidera, wymruczał niskim głosem.
- Zabrać mi to stąd.
    Piraci bez słowa rzucili się do ataku, kilku z nich, w towarzystwie piekielnych ogarów, związało walką pozostałych Terminatorów, a kilku dopadło do uświęconego pojazdu wżynając się w niego chainfistami. Kein podszedł powoli do oniemiałego Graliena, który w duchu zmawiał ostatnią modlitwę do Imperatora.
„Panie mój, jakże ja mam z tym walczyć, jak pokonać coś, czemu twój gniew najświętszy nie wyrządził żadnej krzywdy?”.
- Demonie! - Krzyknął Dark Angel, choć Unfeeling doskonale by go usłyszał, gdyby ten szepnął.
- Oto koniec twojej wędrówki, dziś, zaraz, padniesz martwy u mych stóp, a twoją duszę splugawioną, będzie osądzał nasz pan, jedyny i najświętszy!
    Daemon Princ wzruszył nieznacznie ramionami, zwracając się do lojalisty.
- Jesteś kolejnym dzisiejszego dnia, który mówi mi coś podobnego, przestań strzępić nadęty jęzor i pokaż na co cię stać w prawdziwej walce.
Gralien przełknął głośno ślinę, ale nie uległ panice, buńczuczny demon nie był w stanie go zastraszyć, a jego pewność siebie mogła dać Chaplainowi przewagę. Dookoła panował zamęt, Terminatorzy Dark Angels padali jeden po drugim, roznoszeni na strzępy przez rozjuszonych Piratów. Crusader został zmielony na miazgę i nie przypominał już dawnego, budzącego grozę narzędzia śmierci, a Chaplain Gralien, ściskając w dłoni Crosius, czekał na atak Keina.
    Unfeeling uderzył jak błyskawica, rąbnął na odlew ostrzami lewej ręki, by następnie z wielkim impetem ciąć za pomocą czarnego ostrza. Miecz zaczął wyć, znowu dając oznaki swojej niesamowitości i głodu, za każdym razem gdy natrafiał na uświęcony oręż wroga, wył niemiłosiernie, krzesząc snopy fioletowych iskier. Gralien zaledwie przez chwilę pomyślał o ataku i możliwej taktyce walki z tak wielkim wrogiem, jednak już po kilku sekundach przeszedł do defensywy i z wielkim trudem starał się uniknąć rozszalałych ataków.
     Kein kopnął do przodu  z wykroku, by zaraz potem uderzyć mieczem z góry, prosto w naramiennik Terminatora. Plastal pękła pod naporem brutalnej siły i wściekłego ostrza, nie pomogło nawet to, że Chaplain uniknął kopnięcia i zdołał wykonać własny, nieśmiały atak. Kein jednak nie martwił się obroną, całą nadzieję pokładając w swoim pancerzu, to pozwoliło mu szybciej i częściej atakować, a garda Graliena była coraz bardziej wątła. Nagle Marine w akcie desperacji rzucił się do tyłu i silnym ciosem stormboltera, skruszył pobliska kolumnę, która podtrzymywała resztki stropu w tej części ruiny.
    Unfeeling nie dał się zaskoczyć, choć spadający gruz oddzielił go na chwilę od przeciwnika. Pirat przeskoczył nad rozrzuconymi cegłami, spadając kolanami prosto na ramiona Terminatora. Chaplain zachwiał się i runął do tyłu, upadając ciężko na plecy. Na szczęście dla lojalisty, Kein ześlizgnął się po czarnym pancerzu Graliena i nie zdołał zadać żadnego ciosu, gdyż sam musiał walczyć o złapanie równowagi.
Chaplain przetoczył się niezgrabnie, wstając ślamazarnie i starając się za wszelka cenę dopaść do pleców przeciwnika, niestety, czujny Pirat zauważył to i rozkładając jedno ze swoich skrzydeł, uderzył lojalistę prosto w biodro, przewracając go ponownie.
    Kein rzucił się do przodu, uderzając wstającego z ziemi Graliena barkiem. Chaplain odrzucony impetem do tyłu, trzasnął o ścianę, która poddała się sile uderzenia i wadze Terminatora, rozlatując się na kawałki i krusząc. Gralien usłyszał jak jego pancerz pęka, a połowa systemów przestaje działać, jednak to nie zniechęciło go do walki. Wstał, otrząsnął się i wznosząc nad głowę swój Crosius, zaatakował ze zdwojoną siłą i szybkością.
- Dosyć tych banalnych przepychanek, twój czas dobiegł końca, giń zdrajco!
Kein nawet nie drgnął, gdy połyskujący Crosius zbliżał się do niego, jednak w ostatnim momencie, uskoczył do tyłu, jednocześnie wykonując obrót i z wielką siłą tnąc czarnym mieczem na odlew.
    Gralien był zaskoczony, patrząc na kikut swojej prawej ręki dzierżącej jeszcze przed chwilą święty stormbolter. Marine zawył i zaatakował ponownie, tym razem starając się po prostu trafić Chaotyka, bez względu na to z jakim skutkiem i w co. Kein uchylił się, kontrując dzikie uderzenie i wyprowadzając własne cięcie, które tym razem rozbiło lewy naramiennik lojalisty, odsłaniając jego uzbrojoną w Crosius rękę. Pirat chwycił nadgarstek przeciwnika, wbił prawe kolano w jego brzuch i głownią miecza uderzał mocno w hełm tak, by go roztrzaskać lub zrzucić z głowy właściciela.
    Dark Angel szamotał się wściekle, nie mogąc poradzić nic, na tytaniczną siłę przeciwnika. Terminator starał się kopać kolanami w boki Keina, jednak ten za każdym razem odsuwał od siebie kalekiego lojalistę, by po chwili samemu wyprowadzić cios lub kopnięcie. Osłabiony, broczący krwią, Gralien tracił nadzieję, która gasła w szybkim tempie, razem z życiem Space Marina.
    Kein wiedział już, że zwyciężył, chciał jednak pokazać wszystkim dookoła, że nie warto stawać mu na drodze. Uniósł słabnącego Graliena do góry za rękę i kilkoma ciosami miecza roztrzaskał jego napierśnik, następnie wbił czarne ostrze w trzewia Chaplaina, pozwalając by mieszkający w orężu demon, wysysał powoli duszę z konającego. Unfeeling wsadził swoją dłoń w ciało wroga, po czym wyrwał jedno z jego serc, by w kilku kęsach pożreć je na oczach wszystkich. To samo uczynił z drugim sercem Graliena, odbierając mu tym samym życie, w towarzystwie niesamowitego bólu i psychicznego cierpienia.
    W końcu stanął zwycięski nad zmaltretowanymi zwłokami i unosząc wysoko nad głowę demoniczny miecz, Kein Unfeeling zaryczał jak minotaur sprawiając, że wszystkie dźwięki w okolicy na chwile nieśmiało ucichły. Pirat rozglądnął się dookoła, szukając wyzywająco wzrokiem kolejnego śmiałka, który przełamał by strach i stanął naprzeciwko niego. Wróg zbliżał się, w akompaniamencie wyśpiewywanych modlitw i błogosławieństw, aniołowie zagłady odpowiedzieli na wyzwanie Daemon Princa i podążali niestrudzenie, by stawić mu czoła i zniszczyć, w imię boskiego Imperatora, w imię ludzkości, w imię Dark Angels.

http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/39-2.jpg
Gralien i Terminatorzy Dark Angels w śmiertelnym starciu z resztką Nobów, w pobliżu Daemon Princ szykujący się do dzikiej szarży.
http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/43-1.jpg
Majestatyczny Crusader przebija się przez zrujnowaną ścianę, by za chwilę dać wsparcie walczącym Terminatorom.
http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/51-1.jpg
Kein ze swoją świtą wpadli do zrujnowanego budynku jak burza, z Land Raidera za chwilę nic nie zostanie, rozrywani na strzępy Terminatorzy lojalistów, będą musieli walczyć o życie ostatkami sił.
http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/a32.jpg
Górująca nad walczącymi sylwetka Keina Unfeelinga robi niesamowite wrażenie, nawet święty Crusader nie jest w stanie przyćmić potęgi i chwały Daemon Princa.
http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/a33.jpg
Kein zagląda w oczy Graliena, Chaplain z zakonu Dark Angels, za chwilę stoczy ostatni w swoim życiu pojedynek.


Batman, Age of Sigmar, Confrontation, Warzone, Warzone Ressurection, Warmachine, Hordes, Dystopian Wars, Firestorm Armada, HellDorado, Infinity, Battlegroup, Alkemy, LotR(stary), Team Yankee, Flames of War, Mordheim/Warheim, Anima-Tactics, WFB Historical, Afterglow, Wrath of Kings, WH40K(od biedy), WFB(od biedy)

Offline

 

#21 2012-12-19 20:33:02

 Avatarofhope

http://i.imgur.com/LOEAg.png

Skąd: Wrocław
Zarejestrowany: 2010-08-23
Posty: 643

Re: Bitwa o Eryd 210 - Megabitwa WH40k

Trzask walącego się budynku i odgłosy upadku Graliena obserwowane były przez sierżanta Juliaosa, który ze swą pierwszą drużyną osłaniali ogniem terminatorów Graliena. Magazynki, dano się skończyły, a chaos wyciągał ramiona swej gwiazdy po kolejnych dowódców sprzymierzonych sił.
"Anioły upadną pierwsze" - cytat z opowieści zakonnej, przyszedł mu na myśl w momencie, gdy zwłoki Graliena uniesione zostały w geście plugawego zwycięstwa przez Keina, niczym makabryczna nagroda za jego brutalność i agresję. Przyboczni Keina walczyli jeszcze z dwójką broniących się terminatorów. Tarcze energetyczne elitarnych wojowników, były strzaskane i nie nadawały się już do ochrony. Obaj wojownicy zamaszystymi ciosami młotów energetycznych odstraszali przeciwników, próbując resztkami sił przemieścić się w stronę Keina i ciała Graliena. Juliaos, ścisną mocno rękojeść swego piłomiecza, po czym uruchomił wbudowany silnik, zmuszając łańcuchowe ostrza do metalicznego śpiewu. Jego podkomendni bezbłędnie odczytali ten gest. Dźwięk wyjmowanych szturmowych ostrzy towarzyszył im, gdy bez żadnego okrzyku i śpiewu - bez słowa ruszyli w ruiny, gdzie przed chwilą rozegrał się dramatyczny pojedynek aby wypełnić swoją ostatnią powinność wobec kapelana. Niespodziewana szarża taktycznych zaskoczyła przybocznych Unfeelinga i skutków pierwszych ciosów uniknęli jedynie dzięki odporności swoich pancerzy. Aniołowie walczyli z furią usiłując wrazić swą broń w jakiekolwiek łączenie między ceramitowymi płytami, niemniej wyszkolenie wojowników mrocznych bóstw było niepodważalnie większe, a ich uzbrojenie przewyższało możliwości lojalistów. Piłomiecz Juliaosa zakosztował jednak krwi jednego z przeciwników, pozbawiając go głowy zanim rękawica energetyczna drugiego chaośnika zmiażdżyła jego własną.

Krzyk bólu umierającego Graliena pulsował w głowie Oriasa, jak jego własny. Dowódca trzeciej dobił umarłego i zaprzestał walki wpatrując się bez ruchu w napawającego się zwycięstwem Keina. Podczas, gdy jego terminatorzy miażdżyli atak drużyny taktycznej. Jego przyjaciel i mentor został unicestwiony, a myśl ta boleśnie krążyła w umyśle anioła, rozpalając pokłady drzemiącej w nim nienawiści. Weterani jego drużyny dobili pozostałych przy nie-życiu zombich, osłaniając przed ich sękatymi łapskami Oriasa. Czempion kompanii potrząsnął ramieniem dowódcy.
Oriasie! Później go opłaczemy, trzeba działać. - zawołał przytomnie, czym przywrócił mistrzowi zdroworozsądkowe myślenie. Orias Potrząsną w otrzeźwieniu głową. Spojrzał na czempiona bez słowa, ściskając jego dłoń w geście podziękowania. Odwrócił wzrok od szydzącego z aniołów Keina. Baltazar przebił się w stronę ich pozycji, łącząc swoje siły z Oriasem. Z południowych ruin dawnej destylatorni chemicznej wyłonił się oddział weteranów Fabriela. Kronikarz zachowawczo nie odrywał wzroku od Demonicznego księcia, jednak jego wzrok wyraźnie wskazywał, że zgon kapelana był dla niego szokiem. Cypher, upadli, komendy Gauriviusa, ewakuującego rannego Ignisa z pola bitwy, raporty ocalałych członków kruczego skrzydła o rozbiciu lewej flanki lojalistów, trzymanej przez szarych rycerzy. W tej chwili wszystko przestało się liczyć, a połączone siły trójki bohaterów ruszyły w stronę Keina po zemstę albo śmierć.


WH40K : Ultramarines, Dark Angel's, Grey Knights,  Chaos Deamons.
Age of Sigmar: Stormcast Eternals, Khorne Bloodbound, Order Alliance.

Infinity : PanO; Nomads - O:I models.

Offline

 

#22 2013-01-23 20:12:29

 Avatarofhope

http://i.imgur.com/LOEAg.png

Skąd: Wrocław
Zarejestrowany: 2010-08-23
Posty: 643

Re: Bitwa o Eryd 210 - Megabitwa WH40k

Gniew, furia i mrok - emocje czarniejsze od najstraszliwszych wizji piewców końca czasów przesłoniły myśli trójki bohaterów Mrocznych Aniołów. Chwila skupienia, gdy wzrok towarzyszy starał się przeszyć Keina Unfeelinga niczym świetliste lance eldarów wypalające dziury w czasie i przestrzeni wypełniając powietrze gorącem nienawiści, wydała się być wiecznością a dogorywająca wookół batalia jedynie marną otoczką dla mającego rozegrać się za chwilę starcia. Smutek i żal po stracie przyjaciela zlewały się w sercu i duszy Oriasa w bezkształtną masę złych emocji. Stoicki spokój i opanowanie, który był cechą wyróżniającą zakon wśród innych zeszło na odległy plan, dając się zniewolić negatywnym emocjom. Orias instynktownie zacisnął dłoń na rękojeści niebiańskiego ostrza, wykutego w ogniach Skały, z meteoru, którego nieprzewidywalny los rzucił na twierdzę Mrocznych Aniołów. Niepostrzeżenie uruchomił runę aktywacyjną, a cichutki dźwięk napływającej do ostrza mocy koił jego nadszarpnięte nerwy. Po prawicy Baltazar stał w pozycji obronnej z uniesionym , bliźniaczym do Oriasowego ostrzem w dłoni i wypowiadał ostatnie słowa bitewnej przysięgi. Stojący przy nich Fabriel przenikał umysłem osnowę, zagrniając myśli i słowa obecnych jeszcze na polu bitwy Aniołów. Ściągał ich jaźnie ku swojej by dodały mu siły w ciężkim starciu jakie za chwilę nastąpi. Czarna psioniczna pustka, którą był Kein spoglądała na niego zza psionicznej kurtyny wyzywająco, drwiąc z jego rozumienia immaterium. Psionik spojrzał na Oriasa, gdy wookół jego oczodołów zaczęły tańczyć małe czerwone iskierki, wprawiające powietrze wokół głowy kronikarza w lekkie drżenie. Mistrz odpowiedział mu swym spojrzeniem, po czym wystąpił naprzód, a chrzest pękającej czaszki jednego z leżacych u jego stóp orków zasygnalizował poczyniony krok. Kein czekał. Rozpostarte skrzydła demonicznego księcia przesłaniały promienie zachądzących nad Eryd rakotwórczych słońc. Grymas na twarzy demona wyrażał ekstazę, w której był skąpany, po rozprawieniu się z kapelanem.

Strzał z broni osobistej Oriasa rozpoczął atak pozostałych na polu walki aniołów na oddział Keina. Weterani aniołów mierzyli doń ze wszystkiego co mieli pod ręką. Kilku przybocznych terminatorów księcia zachwiało się pod tyralierą pistoletów boltowych, a gdzieniegdzie ich pola siłowe zaiskrzyły pod naporem plazmy. Po chwili dwa szarżujące na siebie oddziały zwarły się w walce. Drużyny dowodzenia Oriasa i Baltazara wypierały chaośników robiąc miejsce dla swych dowódców aby ci zajęli się walką z Keinem.
Dwóch mistrzów jednocześnie cieło w lewą nogę demonicznego księcia, na co ten zasłonił drogę obu ciosów swym ogromnym mieczem. Dwa ostrza po chwili napierania na demoniczną broń ustąpiły by wykonać dwa przeciwstawne ciosy, zdawałoby się nie do wybronienia, jednakże łaska bogów chaosu nie pozostawiała złudzeń, że demoniczny książę jest wybrańcem mrocznych potęg, gdyż oba uderzenia w niewytłumaczalny sposób nie trafiły. Orias ciął znad głowy wprost w pas Keina, podczas gdy Baltazar wybiegając zza przyjaciela w wysokoku wyprowadził cios w jego bok. Demon cofnął się gdyż inaczej straciłby rękę, a po chwili drugą dłonią uzbrojoną w wystające pazury zamachnał się na atakujących. Odskakując z zasięgu ciosu Keina Orias i Baltazar odsłonili czającego się za ich plecami w skupieniu Fabriela. Kronikarz potrzebował chwili skupienia, gdy wzywał potrzebne mu moce osnowy. Chwile te zdobyli dla niego atakujący przyjaciele,a gdy już był gotów wziął głęboki wdech i wypuszczając powietrze spowił Keina buchającym z jego ust psionicznym płomieniem. Książę chaosu, przesłonił się skrzydłami, które zajęły się ogniem, po czym znów odskoczył rycząc z wściekłości w jaką wprawił go niespodziewany i niebezpieczny atak Fabriela. Osmolone i nadpalone skrzydła z pogardą ozdabiały swego właściciela, stanowiąc dowód, że wiekowy wojownik dał się wyprowadzić w pole. Co gorsza gwałtowne cofnięcie sie księcia wprawiło w dezorientację towarzyszących mu terminatorskich gwardzistów. Fabriel ruszył na Unfeelinga, rażąc go kolejną falą psionicznego ognia, jednak tym razem demon dał pokaz własnych umiejętności staczając psioniczną walkę z kronikarzem. Czerpiąc z immaterium przyzwał czarniejszy niż noc dym, który osłonił go przed płomiennym atakiem, po czym korzystając z tej zasłony nieziemsko szybko ruszył na Fabriela uderzając go prosto w pierś zaciśniętą opancerzoną łapą. W ostatniej chwili psionik roztoczył ochronną barierę, która osłoniła go przed atakiem Keina. Demoniczny oręż spoczywający w drugiej łapie księcia zaryczał. Dopiero co zakosztował krwi osłaniającego się w podobny sposób aptekarza ,a teraz znów musi dać dowód swojej mocy. Furia demonicznego miecza udzieliła się Keinowi więc ponowił atak wyprowadzając cios, który z pewnością przebiłby landraidera. Pole mocy roztoczone przez kronikarza zatańczyło barwą iskier. Ciężki oddech przyjmującego cios anioła, przebił się przez odgłosy walki. Z ust trysnęła mu krew, jednak stał on nadal powstrzymując Keina, co wprawiało demona w jeszcze większą żądzę krwi. Chęć zmiażdżenia przeciwnika sprawiła, że w ostatniej chwili zauważył podchodzących go
od dwóch boków Baltazara i Oriasa. Niczym czające się lwy obaj mistrzowie w idelanie wyliczonym czasie zamierzali zaatakować oba boki Keina. Demon chciał się cofnąć, po raz kolejny, lecz teraz właśnie ujawniła się pułapka borczącego krwią Fabriela. Demoniczne ostrze przywarło do bariery ochronnej Fabriela niczym jej nieodłączna część. Mimo całej swej potęgi Kein nie był w stanie oderwać, go od Mrocznego Anioła i wciąż tkwiło jak nieuchronne wspomnienie po ostatnim wykonanym przezeń ataku. Uwięziony w ostrzu demon wył i skamlał błagając swego pana o pomoc, którego wściekłość z powodu triku kronikarza do ostatka przesłoniła zdroworozsądkowe podejście do starcia. Kein złapał rękojeśc miecza drugą potężną dłonią. Zaparł się z całej siły, ciągnał i szarpał , ale miecz pozostawał w miejscu. Jedynie Fabriel coraz obficiej broczył krwią. Rozglądając się na boki, Książę zdążył dostrzec atakujących z boku przeciwników. W ostatniej chwili bezsilnie puścił miecz, jednocześnie starając się wzbić w powietrze. Popalone skrzydła jednak pozostały zdrętwiałe i nieposłuszne. Kein niedowierzając jeszcze raz cofnął się gdy pierwszy cios Oriasa spadł na niego, zaznaczając głęboką bruzdę i krzesząc iskry na chaotyckim pancerzu. Starając się ochronić przed atakiem dowódcy trzeciej, Kein wystawił się Baltazarowi, który ciął bez wahania, przebijając pancerz w miejscu, w którym został on nadszarpnięty ciosem zadanym przez kapitana Szarych Rycerzy. Demoniczny ryk bólu wyrwał się z krtani Keina
i demonicznego miecza jednocześnie oszałamiając walczących. Czarna posoka pokryła czubek ostrza Mrocznego Anioła, a książę, zasłaniając ranę dłonią i wpatrując się w Baltazara nienawistnym żażącym wzrokiem pomimo zadanej rany z niebywałym wigorem wycofał się jeszcze dalej.

Trzask znikającego pola siłowego Fabriela i ryk uciechy uwolnionego z pułapki demoniego miecza, były znakami, że kronikarz utracił siły. Nim obaj mistrzowie zdążyli się obejrzeć, ciało ich towarzysza upadło bezwładnie na ziemię, a przeklęta broń, niczym bumerang powróciła do dłoni swego pana. Ranny Kein cofnął się jeszcze bardziej, przyzywając czarną mgłę z osnowy, aż nie zniknał w niej całkowicie.


WH40K : Ultramarines, Dark Angel's, Grey Knights,  Chaos Deamons.
Age of Sigmar: Stormcast Eternals, Khorne Bloodbound, Order Alliance.

Infinity : PanO; Nomads - O:I models.

Offline

 

#23 2013-01-24 20:01:01

Raziel

http://i.imgur.com/lTZ6Z.png

Zarejestrowany: 2010-08-28
Posty: 1495

Re: Bitwa o Eryd 210 - Megabitwa WH40k

To było ciężkie starcie, tyle wysiłku i krwi kosztowało powalenie jednego z trzech aniołów, a pozostali dwaj, nawet nie byli draśnięci. Kein Unfeeling wzmocnił barierę, którą wokół siebie roztoczył, wewnątrz niej panował spokój, czas w niej zatrzymał się na chwilę, dając Daemon Princowi trochę wytchnienia. Pirat spojrzał z utęsknieniem na swoje lewe skrzydło, które naznaczone było starą blizną. Kein oddał by wiele w tej chwili, by to przeklęte znamię zniknęło, pozwalając mu znowu latać. Niestety, klątwa była silna, a skrzydło bezużyteczne, w tej bitwie Unfeeling musiał poradzić sobie inaczej.
    Dookoła ciemnej jak noc, kulistej sfery, walka nie ustawała. Elita Piratów Chaosu ścierała się z najlepszymi spośród Dark Angels, rakietowe kule rozrywały ciała, plazma zamieniała je w chmury pyłu, a ryczące płomienie z miotaczy topiły je całymi dziesiątkami. Przeklęte ostrza krzyżowały się ze świętą stalą, potężne rękawice energetyczne wstrząsały ziemią przy każdym ciosie, ogromne młoty wzbijały w powietrze nieuważnych wojowników, a rozcapierzone pazury cięły i rozrywały na strzępy z przeraźliwą precyzją. Pośród tej wojennej zawieruchy, dwaj mistrzowie aniołów stali niczym posągi, wpatrując się w mrok otaczający najgorszego z ich wrogów.
    Nagle kłęby mroku otulające Keina Unfeelinga, rozpostarły się niczym wielkie, smocze skrzydła. Zapadła ciemność, w której połyskiwały jadowicie zielone ślepia Daemon Princa. Pirat zaatakował z szybkością zdawałoby się, nieosiągalną dla istoty o takich rozmiarach. Jednak Dark Angels tego się właśnie spodziewali, nie byli więc zaskoczeni, byli gotowi.
Baltazar wysunął się do przodu, uniósł swój miecz nad głowę i z całej siły uderzył, cios powinien brutalnie powitać nadchodzącego kolosa, tak się jednak nie stało. Kein również był przygotowany do tego starcia, wiedział czego może się spodziewać po opuszczeniu zasłony. Pirat wykonał piruet w prawo, jednocześnie uderzając pazurami rękawicy na odlew, ten manewr pozwolił mu uniknąć śmiertelnego ciosu,  tym samym dając mu szansę trafienia zaskoczonego przeciwnika.
    Baltazar został odrzucony do tyłu siłą uderzenia, a impet cisnął nim między innych walczących, mistrz był na chwilę wyeliminowany z walki. Kein nie zatrzymywał się, jego następnym celem był Orias. Pirat dosłownie wpadł na Marine, przewracając go na ziemię, anioł starał się nadziać Chaotyka na ostrze miecza, jednak demoniczny pancerz z szyderczym jękiem odbił uświęconą klingę. Mistrz znalazł się w beznadziejnej sytuacji, przygnieciony do ziemi wielkim cielskiem przeciwnika, usiłował wypalić mu prosto w pysk z pistoletu. Chaotyk ciosem opancerzonego łokcia wytrącił broń z osłabionej ręki, uderzył rogatym łbem w hełm lojalisty, roztrzaskując go na kawałki.
Dark Angel bezskutecznie starał się pochwycić pięść potwora, która raz za razem uderzała w pięknie inkrustowany pancerz Marine. Wielkie ostrza wieńczące rękawicę Keina, powoli przebijały się przez plastal, roztrzaskując ją niczym skorupę jajka. Orias tracił siły, a wraz z nimi nadzieję, rozszalała bestia niosła dla niego śmierć i tylko cud mógł w tej chwili pomóc mistrzowi.
    Kein wpadł w szał, klęczał na unieruchomionym przeciwniku, krępując jego ruchy, jednocześnie uderzając wściekle na przemian pazurami rękawicy i głownią miecza. Energia zasilająca pancerz lojalisty eksplodowała przy każdym ciosie, z kolei mroczna aura demonicznego miecza, otaczała Oriasa fioletowymi wyładowaniami, które paraliżowały Marine i zadawały śmiertelny ból. Przeciwnik tracił siły, jego pancerz był w strzępach, a z licznych ran na ciele uciekało życie. Kein miał właśnie zadać decydujący cios, gdy nagle poczuł przeszywający ból w prawym udzie.
    Baltazar przekręcił wbity w nogę Chaotyka miecz, druzgocząc jego kości i mięśnie. Lojalista otrząsnął się w samą porę, by przyjść z pomocą swemu przyjacielowi, teraz jednak, cała uwaga Daemon Princa była skupiona na nim. Kein zaklinował miecz mistrza między pazurami swej rękawicy i wyrwał go silnym szarpnięciem ze swojej nogi. Ryk cierpienia i wściekłości przetoczył się przez pole bitwy, gdy kulejący behemot nacierał na podstępnego Marine.
Mistrz wysunął przed siebie zbrukane ostrze, z którego kapała dymiąca, czarna krew demona,  niczym kwas paląca skały na które spadła. Baltazar spiął wszystkie mięśnie, szykując się do skoku i gdy tylko Kein znalazł się w zasięgu, mistrz wyskoczył w powietrze, tnąc od dołu, a gdy po chwili spadał na ziemię, ciął raz jeszcze tym razem z góry. Oba ciosy przyniosły by niewątpliwie śmierć każdemu, nawet Marine, jednak oba zostały sparowane demonicznym ostrzem Chaotyka, który dał pokaz swych umiejętności szermierczych, zadziwiając tym nawet samego Baltazara.
    Przeciwnik wylądował przed Daemon Princem, który nie czekał na kolejne niespodzianki i podstępne zagrywki lojalisty. Pirat pchnął czarnym mieczem przed siebie, zmuszając wroga do cofnięcia się, jednocześnie otworzył swój umysł i zaczerpnął z warpu energię, przenosząc ją do materialnego świata w postaci błękitnych płomieni. Z pyska Keina wystrzeliły żrące niczym kwas płomienie, które owinęły się wokół Baltazara i pokryły całą jego sylwetkę.
Mistrz nie powstrzymał się od krzyku, fizyczny ból potrafił ignorować, jednak to co rozpętał Kein, raniło również umysł i duszę Marine.
    Pirat skoczył do przodu, pomagając sobie osmalonymi skrzydłami, wbił w brzuch Baltazara ostrza swej rękawicy i podniósł płonącego nieszczęśnika wysoko nad ziemię, by spojrzeć prosto w jego oczy. Kein upuścił swój miecz, który zawisł w powietrzu posłusznie, następnie chwycił hełm lojalisty i zerwał go brutalnie z jego głowy. W międzyczasie, spaczone płomienie na ciele Marine przygasły, pozostawiając po sobie wypalone w pancerzu dziury i okropne poparzenia na ciele.
Daemon Princ zaryczał wściekle, chwycił krawędź sponiewieranego napierśnika wroga i rozłupał go jednym szarpnięciem, otwierając go niczym małżę.
    Baltazar wiedział co teraz nastąpi, widział to już podczas tej bitwy i z całych sił walczył, bo czół, że jeszcze nie czas na śmierć i poniżenie. Marine nadludzkim wysiłkiem chwycił obiema dłońmi rękawicę Keina i wysunął się z jego ostrzy. Z trzech okropnych ran w brzuchu mistrza trysnęła krew, ciało lojalisty upadło na ziemię, Baltazar nie miał już sił aby się podnieść. Odczołgał się jedynie do tyłu i rozglądnął po okolicy w poszukiwaniu swego oręża.
    Kein był pełen podziwu dla mistrza Dark Angels, powoli kroczył za nim niczym kot, który bawi się swoją ranną ofiarą.
- Pełźniesz jak karaluch czcigodny aniele. - Drwił Chaotyk.
- Gdzie jest teraz twoja odwaga, gdzie moc imperatora, która przepełniała ciebie jak tu przyleciałeś? Myślałeś, że jak zwykle wyrżniesz w pień kilkuset tubylców i resztę dnia spędzisz leżąc na laurach, chełpiąc się swoim kolejnym zwycięstwem? Otóż nie padlino, dziś to ja będę zwycięski, a ty będziesz płonął w ogniu, który sam rozpętałeś!
    Dark Angel przestał się wycofywać, tracił przez to zbyt wiele sił i krwi, a właśnie nadarzyła się okazja, by spróbować uniknąć parszywego losu, jaki chciał mu zgotować Pirat. Kein skupiony na swoim przeciwniku, nie zwrócił uwagi na to, że jego świta została kilkanaście metrów z tyłu, a dookoła aż roiło się od lojalistów, którzy bez namysłu rzucili się na pomoc swojemu mistrzowi widząc, że pojedynek zamienił się w masakrę i ich ingerencja jest wręcz wskazana.
Daemon Princ ryknął poirytowany, gdy na jego pancerzu eksplodowała seria pocisków z boltera. Nadciągnęli nowi przeciwnicy, kilkunastu Marines pruło z karabinów, osłaniając kilku śmiałków, którzy starali się przedrzeć do ciężko rannego mistrza.
    Kein doskoczył do strzelców w dwóch susach, potężnym ciosem dłoni zerwał jednemu z nich głowę z ramion, kolejnego kopnął z wykroku, a gdy ten był jeszcze w powietrzu, walnął go z całej siły pancerną rękawicą, niemal wbijając nieszczęśnika w ziemię. Pięciu lojalistów zbliżyło się do Baltazara, szykowali się by podnieść go z ziemi, gdy Kein skoczył na nich, wyciągając dłoń po swój demoniczny miecz, który wisiał w powietrzu, kilkanaście metrów dalej. Czarne ostrze pomknęło prosto w dłoń Unfeelinga, który od razu wykonał nim druzgocący, zamaszysty cios. Trzech Marines padło trupem, rozpłatani niczym prosięta zbryzgali krwią i wnętrznościami całą okolicę. Pozostali dwaj zawahali się, jednak wiedzieli, że nie zdążą pomóc mistrzowi, postanowili więc walczyć o to, by mógł się odczołgać.
    Najbliższego Kein potrącił wielkim naramiennikiem, a gdy lojalista upadł na plecy, Daemon Princ nadepnął go z całej siły. Ciśnienie dosłownie wystrzeliło głowę i ręce Marine z pancerza, jednak przy tym ciosie sam Kein również ucierpiał, jego ranna noga dawała coraz bardziej znać o sobie. Drugi Marine odpiął z pasa nóż taktyczny i trzymając go oburącz, uderzył z góry na dół, chcąc wbić ostrze w kark pochylonego przeciwnika. Stal pękła jak zapałka, łamiąc się na spaczonym pancerzu, którego właściciel właśnie szykował bolesną kontrę.
    Unfeeling szerokim sierpem zdzielił Marine w kolano, a ostrza jego rękawicy bez problemu ucięły kończynę wroga, impetem powalając go na ziemię. Baltazar zdążył się podnieść i niepewnie chwiał się na drętwiejących nogach. Automechanizmy jego pancerza, nie nadążały z aplikowaniem narkotyków, uśmierzaczy bólu i środków tamujących krwawienie. Mistrz jednak stał i nawet postarał się, by wyglądać majestatycznie i dostojnie. Był bezbronny, jeśli nie liczyć boltowego pistoletu przy pasie, ale postanowił, że odda swe życie walcząc jak bohater i prawdziwy Space Marine.
- Walcz, chyba, że brak ci odwagi spaczony pomiocie. - To był charkliwy szept, jednak w ustach Baltazara zabrzmiał jak bojowa fanfara. Oczy Keina rozpaliły się niezdrową zielenią, gdy pędził w kierunku bezczelnego śmiałka.
    Orias ocknął się z omdlenia, ze zdziwieniem notując, że żyje. Dwaj aniołowie podtrzymywali go, odciągając z pola walki w kierunku sprawnego Razorbacka, mistrz zrozumiał co się dzieje i gwałtownie się zatrzymał, wprawiając w osłupienie swych braci.
- Nie ucieknę jak ostatni tchórz, za kogo mnie macie!
Mistrz zawrócił i spojrzał na pole walki, kilkadziesiąt metrów od niego, kilku elitarnych Terminatorów Chaosu rozgramiało ostatni oddział Dark Angels. Przeklęci wojownicy zdawali się nie tracić sił i mimo ran, braku amunicji i liczebnej przewagi lojalistów, to właśnie Piraci wygrywali starcie. Nagle wzrok Oriasa spoczął na potężnej sylwetce Keina Unfeelinga, w cieniu którego stał bezbronny Baltazar.
    Orias nie wiedział nawet, kiedy pokonał odległość dzielącą go od przyjaciela, ze wzniesionym nad ramieniem mieczem, zaszarżował na Pirata, nie wydając przy tym żadnego dźwięku. Nie było w tej walce miejsca na modły, czy wyzwiska, każdy oddech się liczył, każda nić energii, każda kropla krwi. Marine wpadł między walczących niczym tajfun, dwoma szybkimi ciosami pozbawił głowy nadbiegającego ogara Chaosu i z impetem runął na Keina Unfeelinga.
    Pirat zbity nieco z tropu, osłonił się klingą miecza przed pierwszym ciosem, by po chwili przejść do kontrnatarcia, gwałtownego i morderczego. Czarne ostrze śmigało z niewiarygodną prędkością, Orias nawet nie usiłował atakować, całkowicie skupiając się na obronie, wyczekując na błąd nieprzyjaciela. Nagle jednak, stało się coś niesamowitego, wiekowy Marine widział podobne rzeczy, jednak nigdy nie doznał ich na własnej skórze. Kein w pewnym momencie wypuścił z ręki miecz, który mimo to nadal unosił się w powietrzu i zadawał wściekłe ciosy, Oriasowi wydawało się nawet, że demoniczne ostrze samo walczyło o wiele brutalniej i skuteczniej. Daemon Princ odskoczył do tyłu i wbił pięść w ziemię, wypowiadając przy tym dziwne, plugawe słowa.
    Orias z przerażeniem stwierdził, że nie jest w stanie się ruszyć, kontem oka zobaczył tylko, że jego nogi oplotły grube, lodowe macki, wyrastające prosto z popękanej dookoła ziemi. Mistrz od razu rozpoznał w tym magię, jednak nie miał czasu nijak zareagować, gdyż obrona przed ciosami wyjącego miecza absorbowała go kompletnie.
    Kein uwolnił dłoń ze zmarźliny, z satysfakcją przyglądając się efektom swojego zaklęcia. Pirat otoczył swojego wroga, zajmując dogodną pozycję do ataku, gdy nagle usłyszał drażniący szept gdzieś z boku.
- Tylko tchórze i ostatni nieudacznicy zabijają ciosem w plecy.
Chaotyk spojrzał na Baltazara, który przez cały czas stał w miejscu, zbierając siły i odwagę. Lojalista niepewnym krokiem ruszył do przodu, zaciskając nerwowo pięści, w jego oczach płonął płomień, który mógłby spalić całe światy, gdyby został uwolniony.
    Kein po raz kolejny z podziwem przyglądnął się mistrzowi Dark Angels.
- Wiesz, że to nie musi się tak skończyć, jesteś silny, może głupi i nierozważny, ale nie brak ci odwagi i energii, to bardzo ważne zalety. Możesz żyć jeśli chcesz, w szeregach moich czempionów znajdzie się dla ciebie miejsce, Baltazarze.
Anioł wybuchnął śmiechem, jego rechot rozbrzmiewał donośnym głosem w całej okolicy. Baltazar czuł, że ten śmiech odnawia jego siły, dodaje mu energii i otuchy. Nigdy nie spodziewał się usłyszeć czegoś tak absurdalnego, sama myśl o służeniu takiej abominacji, jaką był dla niego Unfeeling, napawała go wstrętem, a słowa wyplute z pyska demona same w sobie były śmieszne i niedorzeczne.
- Wolę umrzeć w walce, jak Marines, sługa świętego Imperatora, niż nawet pomyśleć o tym co proponujesz...
    Keinowi wystarczyła ta odpowiedź, nie miał ochoty wysłuchiwać dalszych wywodów lojalisty, skoczył w jego kierunku, chwycił go za szyję i wbił prawą dłoń głęboko w jego pierś. Po raz kolejny tego dnia, poczuł w ręce bijące serce przeciwnika i bez namysłu wyrwał je z klatki piersiowej wyjącego z bólu Baltazara. Gdy skończył posiłek, cisnął nieprzytomnym Marine w bok, patrząc w osłupieniu na Oriasa, który stał nieopodal, dysząc ciężko i chwiejąc się nieco na nogach.
    Orias płakał, właśnie na własne oczy widział, jak jego przyjaciel zostaje zbezczeszczony i pokonany. Mistrz ledwo stał na nogach, jego płuca pracowały jak miechy, chwytając łapczywie powietrze i tłoczyły je do żył. Zdrętwiałe ręce ostatkiem sił ściskały rękojeść miecza, a drżące mięśnie nieznośnym pieczeniem dawały znać, że kolejny wysiłek nie jest najlepszym pomysłem.
Marine spojrzał na swoje stopy, chcąc się upewnić, że jego demoniczny przeciwnik nadal znajduje się pod nimi, przygnieciony do ziemi.
    Kein nie mógł uwierzyć w to co widział, anioł stał na jego czarnym ostrzu, które wyjąc przeraźliwie, usiłowało się wyrwać spod ciężkiego Marine. Daemon Princ roześmiał się, ten widok był niedorzeczny, żaden kronikarz nie chciał by tego opisywać, nikt by nie potraktował tego poważnie. Kein stanął przed lojalistą i opuścił ręce w sarkastycznym geście bezradności.
- No i co wielki Oriasie? Przyjdzie ci tak stać tu do jutra rana, możesz jednak nie wytrzymać, widzę, że krwawisz obficie.
- Myślę parszywy pomiocie, że sam powinieneś się zacząć martwić. - Pewny siebie Marine wypowiedział te słowa bardzo na poważnie, jednak dla Daemon Princa było już za późno, by wyczuć ukryte w nich ślady podstępu.
    Orias odskoczył nagle do tyłu i rzucił się na ziemię, starając się znaleźć jak najdalej od rozszalałego ostrza. Czarny brzeszczot poderwał się z ziemi i bezceremonialnie wbił się głęboko w pierś Daemon Princa. Wściekły demon, zamknięty w magicznym ostrzu zawył z głodu i cierpienia, dusza, którą właśnie chciał wyssać z ciała Keina Unfeelinga, był tak spaczona, że sam jej smak ranił demona.
Kein chwycił klingę oburącz i z grymasem wściekłości na twarzy, zaczął wyciągać powoli jego ostrze ze swojego ciała, recytując przy tym słowa egzorcyzmu odwołania. Czarna stal umilkła i z cichym brzękiem upadła na ziemię, gdzie pozostała do końca bitwy. Kein Unfeeling spojrzał na podnoszącego się z ziemi Marine, po raz kolejny tego dnia, jeden z lojalistów zaskoczył Pirata, zyskując tym samym jego uznanie.
- Jak na to wpadłeś sługusie trupa. - Wysapał Chaotyk, czekając aż jeden z bionicznych organów zastąpi pracę tego uszkodzonego przez zdradzieckie ostrze.
- Czytam książki nędzniku. - Odpowiedział Orias bez przekonania, widząc, że jego plan się nie powiódł. Mistrz bardziej poczuł, niż usłyszał, że bitwa właśnie dobiegła końca. Piraci dobijali kogo popadło, lub zbierali żywych by później złożyć ich w ofierze mrocznym bogom. Dark Angels i Grey Knights starali się ewakuować niedobitki i wycofać się z dala od rozszalałej hordy.
    Kein Unfeeling znał już wynik bitwy, jego generałowie właśnie składali mu mentalnie doniesienia z frontu, a każda z informacji napawała go radością i dumą, dziś jego Piraci Chaosu po raz kolejny udowodnili, że trzeba się z nimi liczyć. Daemon Princ ruszył w kierunku Oriasa, by dokończyć ostatni pojedynek tej bitwy.
Mistrz Dark Angels, Orias, uniósł miecz do góry, przyjmując bojową postawę. Nie miał już sił do walki, ale nie dał tego po sobie poznać. Kein uderzył pierwszy, jego kolano wbiło się boleśnie w bok lojalisty, a ogromny łokieć trzasnął go prosto w głowę. Marine zatoczył się do tyłu, w tym czasie Kein rozpruł pazurami jego plecak i kopnął lojalistę w udo. Cios był tak potężny, że gdyby nie pancerz, staw Oriasa nie wytrzymał by impetu. Mistrz upadł na ziemię, upuszczając swój oręż, jednak niemal bez zatrzymywania się, skoczył z grymasem bólu na równe nogi i w biegu pochwycił rękojeść świętej broni.
    Gdy Orias odwrócił się, jego wróg już tam był, Marine dźgnął przed siebie, starając się ugodzić Chaotyka pod pachę, ten jednak przyjął cios na opancerzone ramię i wykonał druzgoczącą kontrę pazurami lewej rękawicy. Roztrzaskany napierśnik Oriasa rozpadł się na kawałki, poszczególne jego części, zwisały na przewodach, przytroczone do pasa lub goleni, plecak upadł z pluskiem w błotniste podłoże, eksplodując małymi kulami energii. Mistrz z niewiarygodnym wysiłkiem zadał kolejny cios, cięcie o włos minęło kolano Pirata, który momentalnie znalazł się przy przeciwniku i chwycił oburącz jeden z jego naramienników.
    Kein z całej siły szarpnął ramieniem swojego rywala, czując jak ręka Oriasa zostaje wyrwana ze stawu. Unfeeling nadal trzymając naramiennik, kopnął z całej siły w biodro lojalisty. Spod pachy Oriasa trysnęła krew, jego ręka trzymała się tułowia tylko na skrawkach skóry i pozostałości pancernego rękawa. Chaotyk z nieukrywaną satysfakcją pastwił się nad swoim słabnącym przeciwnikiem, raz za razem rozdzierając jego ciało końcówkami wielkich ostrzy.
    Orias tracił zmysły, przede wszystkim tracił wzrok, wydawało mu się, że patrzy na świat przez gęstą firanę, widział zarysy otaczających go postaci, jednak nie mógł rozpoznać konkretnych osobników. Nagle silne uderzenie powaliło go na ziemię, Marine odruchowo chciał obiema rękami podeprzeć się w razie upadku, jednak runął w błoto bez asekuracji. Obie jego ręce były oderwane od ciała, krew błyskawicznie umykała z wielkich ran, mieszając się ze zgniłym błotem. Orias nie czół już bólu, jego wzrok przestał działać, jedynie uszy nadal rejestrowały otaczające go dźwięki.
    Najbardziej niepokojący z dźwięków jakie Orias usłyszał, było niemiłe plaśnięcie gdzieś w okolicy jego klatki piersiowej, oraz hałaśliwe mlaskanie i pomruki zadowolenia, wydawane przez Keina Unfeelinga. Ostatnie co mistrz usłyszał, były słowa plugawego Daemon Princa.
- Żyj waleczny Oriasie, niech twoje życie będzie dla ciebie najgorszym z katuszy, a twoje splugawione ciało, niech będzie dla ciebie powodem do wstydu i obrzydzenia.
Kein odszedł kilka kroków dalej i ryknął na cały głos tak, że usłyszano go w każdym krańcu miasta.
- Niech żaden pies nie waży się tknąć tych, których dziś pokonałem z własnej ręki, mają żyć i nieść chwałę Piratom Keina Unfeelinga!
    Całe miasto zawyło, niczym jedna wielka maszkara o tysiącu gardzieli, która nie posiadała się z radości i koniecznie chciała zakomunikować całemu światu, że będzie świętować dzisiejsze zwycięstwo i że każdy powinien drżeć na myśl o tym, że kolejna uczta może się odbyć na jego podwórku. 

http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/55.jpg
Kein i jego świta, rozprawiają się z ostatnimi Terminatorami Dark Angels. Po prawej widać Oriasa, który czeka na swoich braci, by ramię w ramię z nimi, stoczyć ostatni bój.
http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/56.jpg
Orias niszczy ostatniego z zombich, na górze widać Fabriela, brakuje już tylko trzeciego z braci aniołów.
http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/64.jpg
Z prawej nadciąga Baltazar, otoczony najznamienitszymi wojownikami zakonu.
http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/63-1.jpg
Piraci atakują, lojaliści bronią się z całych sił, jednak doświadczenie i determinacja Chaotyków bierze górę.
http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/a40.jpg
Kein Unfeeling zgniata każdego, kto nieroztropnie wejdzie mu w drogę, lojaliści tracą nadzieję, nie wiedząc jak walczyć z taką abominacją.
http://i1205.photobucket.com/albums/bb422/Darkraziel666/a41.jpg
Starcie mistrzów, Baltazar śmiało podnosi swoje ostrze, przeciwko wyjącemu, opętanemu brzeszczotowi, dzierżonemu przez rozszalałego Daemon Princa.


Batman, Age of Sigmar, Confrontation, Warzone, Warzone Ressurection, Warmachine, Hordes, Dystopian Wars, Firestorm Armada, HellDorado, Infinity, Battlegroup, Alkemy, LotR(stary), Team Yankee, Flames of War, Mordheim/Warheim, Anima-Tactics, WFB Historical, Afterglow, Wrath of Kings, WH40K(od biedy), WFB(od biedy)

Offline

 

#24 2013-02-01 18:29:09

 Avatarofhope

http://i.imgur.com/LOEAg.png

Skąd: Wrocław
Zarejestrowany: 2010-08-23
Posty: 643

Re: Bitwa o Eryd 210 - Megabitwa WH40k

Epilog



    Transportowe thunderhavki mkneły ku zakotwiczonej na orbicie flotylli lojalistów niczym gnane gniewem samego Imperatora. Siły chaosu poimo wygranej batalii, ku zdziwieniu lojalistów wycofały się, pozwalając im na zabranie z pola walki, zwłok, rannych i wraków zniszczonych pojazdów. Zachowanie niespotykane, ale być może Kein Unfeeling na swój wypaczony sposób w ten sposób chciał "uhonorować" przeciwnika. Uhonorować, lub upokorzyć.

Świadomość powróciła do leżącego w komorze podtrzymującej życia Oriasa. Maska tlenowa przylegała ściśle do jego ust i nosa pompując przeciwbólowe gazy i mieszanki antybakteryjnych leków. Stojący po obu stronach kapsuły aptekarze usuwali resztki martwej tkanki z kikutów obu jego rąk. Chirurgiczne narzędzia cięły, kroiły i zespalały naczynia krwionośne, które pod wpływem stymulantów podanych kosmicznemu marine wciąż pompowały krew pod wielkim ciśnieniem.
Gałki oczne Oriasa powędrowały ku sufitowi. Pomimo bólu operacyjnego i faszerowania go medykamentami, dzięki którym miał nie odzyskiwać świadomości przez kilka najbliższych dni, skala wydarzeń nie pozwalała poddać się jego psychice środkom medycznym. Sufit medycznego promu zmienił się w obraz zrujnowanego miasta na Eryd, w chwili gdy kapelan Gralien padał na ziemię pod nawałnicą ciosów Keina. Pulsujące serca przyjaciela w szponach potwora sprawiły, że po policzku wyprawnego z uczuć wojownika spłynęła łza. Bohaterski atak Baltazara opadł jak kurtyna na poprzedni obraz. Drugi bliski sercu Oriasa brat padł od miecza władcy demonów. Kolejna łza dołączyła do pierwszej, gdy ze zmaltretowanego ciała mistrza wydobył się niesłyszany żałobny krzyk. Orias odruchowo wyciągnął prawą dłoń do rozmywającego się obrazu wieloletniego druha. Kikut jego ręki zadrżał wytrącając mechaniczny skalpel jednego z aptekarzy z jego pierwotnej pozycji. Trysnęła krew.
- Cztery jednostki osocza! 250 miligramów etirculum! Zatamuj ten krwotok! - głos jednego
z operujących aptekarzy brzmiał jak mowa z zupełnie innego wymiaru. Wtłoczone w Oriasa medykamenty zaczęły znów brać górę nad świadomością, wpychając go w ramiona snu.
- Drednot, tylko to go czeka. - usłyszał zatracając się coraz bardziej we śnie.

Aptekarz po raz kolejny przytrzymywał szarpiącego się Fabriela. Zakrwawionego kronikarza dopadły nagłe skurcze i drgania wywołane przez psioniczne porażenie jego nerwów - skutek nadwyrężenia systemu nerwowego podczas psychicznej walki . Kolejne szarpnięcia ciałem zakonnika niemal wyrzuciły go z medycznej kapsuły, wyrywając kilka z wkłutych w główne arterie wenflonów. Po stalowej posadzce rozlała się krew i medyczne substancje wtłaczane w ciało Fabriela. Szkliste oczy kronikarza wpatrzone były w sufit, obojętne na dramat rozgrywający w reszcie jego ciała – spokojne i pozbawione jakichkolwiek oznak życia. Maska tlenowa przyciśnięta do twarzy tłoczyła gaz i odsysała resztki krwi z ust. Szarpnięcia ustały, co zajmujący się kronikarzem aptekarz postanowił wykorzystać, na wstrzyknięcie nadprogramowej ilości neutricium w celu powstrzymania kolejnych drgawek i szarpnięć.
- Ma zalane krwią płuco, musimy go otworzyć, inaczej osocze zaleje następne komory. – zarekomendował aptekarz do jednego z konsyliarskich serwitorów, który mechanicznym ruchem skierował się w stronę kronikarza, po czym medycznym serworamieniem rozpoczął nacinanie klatki piersiowej Fabriela. Gruba skóra Mrocznego Anioła z łatwością ustąpiła energetycznemu skalpelowi, i po chwili oczom aptekarza ukazały się warstwy grubych mięśni i ścięgien tworzące jakby drugą powłokę pancerza chroniącą organy wewnętrzne. Część z nich ociekała osoczem i płynami ustrojowymi, jednak poza tym medyk nie stwierdził większych uszkodzeń. Po skończeniu nacięcia, serwitor odsunął się od kapsuły, do dzieła wziął się natomiast aptekarz. Własnym skalpelem rozpoczął rozcinanie tkanek i drążenie otworu dla medycznej ssawki, głębiej i głębiej, aż jego cybernetycznemu implantowi służącemu za oczy ukazało się zalane płuco. Sprawnym ruchem wyciął w nim otwór niezbędny do drenażu, po czym zaaplikował środek przeciwbólowy i jednocześnie zapobiegający zbyt szybkiej regeneracji organizmu Fabriela. W końcu do wycięcia przyłożył medyczny ssak, który niczym łaknąca krwi pijawka rozpoczął wsysanie limfy z układu oddechowego kronikarza. Po kilku chwilach oddech pacjenta stał się bardziej stabilny i głębszy, a po kilkudziesięciu minutach personel medyczny pod kierownictwem aptekarza rozpoczął zszywanie chirurgicznej rany. Po wykonaniu jeszcze kilku zabiegów zamknięto kapsułę, w której kronikarz miał spędzić kilkanaście regeneracyjnych dni. Spał głęboko, jednak niespokojnie gdyż w jego umyśle wciąż toczyła się walka.

Czarny Thunderhavk lądował właśnie w doku Oblicza Zemsty. Gaurivius oczekiwał na mającego za chwilę znaleźć się na pokładzie jednostki uderzeniowej przybysza. Wiedział, że jako jeden z ocalałych dowódców będzie musiał zdać relację z przegranej batalii, wytłumaczyć ucieczkę Cyphera, śmierć Graliena i Baltazara oraz dotkliwe straty jakich doznała trzecia i piąta kompania. Mimo, że pościg na Eryd nie należał do popieranych przez niego pomysłów, a w samej walce nie odegrał roli większej od niedopuszczenia do śmierci swego towarzysza Ignisa, to jednak zdecydowany był bronić decyzji dowództwa o starciu z chaosem przed swoim przełożonym.
Odziana w czerń, zakapturzona postać zeszła na pokład Oblicza Zemsty. Zdobiony Corozius Arcanaum przypasany do jej boku podrygiwał przy każdym ruchu. Szata w kolorze kości słoniowej zasłaniała wykonany z pietyzmem pancerz energetyczny, a złowieszczy hełm w formie szczerzącej się w uśmiechu czaszki osłonięty był opadającym na oczy kapturem. Jeden z elementów wyposażenia przybysza przykuwał uwagę jednak bardziej niż symbol jego urzędu i zdobienia jego szat. U prawego boku pobłyskiwało niewielkie narzędzie – artefakt, który budził strach w sercach zdrajców Imperatora na samo jedynie wspomnienie o nim. Idealnie ostro zakończone krawędzie ostrza rozsądku odbijały światła nawigacyjne i techniczne hangaru tworząc skomplikowane refleksy. Przybysz pospiesznym krokiem zbliżył się do czekającego na jego przybycie kapelana.
- Witaj Mistrzu – Gaurivius skłonił głowę w geście przywitania, po czym poprowadził Asmodaia na mostek.

- Wtedy nagle wróg zamiast zmiażdżyć nas do ostatka ustąpił z pola bitwy. Wezwane przeze mnie orbitalne uderzenie kupiło nam kilka chwil, po czym flota ewakuowała zabitych i rannych tak szybko jak to możliwe. Szarzy Rycerze po przegrupowaniu swoich bez słowa odlecieli. Nawigatorzy i astropaci wciąż nie mogą namierzyć floty chaosu. Już miałem zażądać odwrotu w celu uzupełnienia strat, gdy otrzymałem informację o Twoim przybyciu – Gaurivius zakończył raportowanie sytuacji Asmodaiowi podczas gdy pierwszy kapelan wpatrywał się w przestrzeń poza mostkiem.
- Nie odlecimy stąd. - powiedział - Nawet jeśli Cypher nam się wymknął, z pewnością pozostawił po sobie jakieś ślady. To po pierwsze. Po drugie zaś – odwrócił się w stronę Gauriviusa – nasza misja wciąż może zakończyć się sukcesem. Krąg przysłał mnie, gdyż mamy informacje o pozostałościach po naszym zakonie z czasów Wielkiej Krucjaty w tym układzie, na tej planecie.  Odnajdziemy wszelkie ślady po naszych przodkach. Zabezpieczyć je i zabrać ze sobą, a gdy to się okaże niemożliwe zniszczyć. I żadni zdrajcy, ani tyranidzi nam w tym nie przeszkodzą – rozkazał.

Komnata Grobowa krzyczała ciszą złożonych w jej wnętrzu zwłok Graliena, Baltazara i kilkunastu innych Mrocznych Aniołów. Twarz kapelana był spokojna, jakby odszedł w łagodnym śnie, a nie został pobity w pojedynku, którego nie miał szansy wygrać. Lojalny swej misji, aż do końca. Wzrok Asmodaia zawędrował po zniszczonym napierśniku pancerza terminatorskiego i wpadł do ziejącej z niego dziury, przez którą wyrwano Gralienowi serce. Na katafalku obok leżało umęczone ciało Baltazara, z podobną raną. Wokół niego zebrało się kilku członków piątej kompanii wyśpiewując modlitwy i hymny żałobne. Pierwszy Kapelan i asystujący mu Gaurivius ściągając uwagę pozostałych braci rozpoczęli rytualny obrzęd, odprowadzający dusze ich towarzyszy do Imperatora. Po jego zakończeniu czym ciała zamknięto w statycznych komorach, w których miały spoczywać, do czasu pochowania ich w grobowcach na Skale.

Ostatnio edytowany przez Avatarofhope (2013-02-01 18:35:00)


WH40K : Ultramarines, Dark Angel's, Grey Knights,  Chaos Deamons.
Age of Sigmar: Stormcast Eternals, Khorne Bloodbound, Order Alliance.

Infinity : PanO; Nomads - O:I models.

Offline

 

#25 2013-04-05 11:05:16

 Avatarofhope

http://i.imgur.com/LOEAg.png

Skąd: Wrocław
Zarejestrowany: 2010-08-23
Posty: 643

Re: Bitwa o Eryd 210 - Megabitwa WH40k

Powrót świadomości nadszedł nagle i niespodziewanie. Oczy Oriasa zamkniętego w hybernetycznej komnacie, powoli przyzwyczajały się do panującego wewnątrz mroku, zakłócanego jedynie upartymi światłami medycznych monitorów i diodami mechanicznych urządzeń zespolonych
z resztkami jego ciała. Mistrz podniósł się z łóżka, co natychmiast zostało zasygnalizowane przez jedno z lekarskich machinariów dziwnym dźwiękiem. Orias podszedł do lustra umieszczonego po drugiej stronie sali, uruchamiając kolejne sygnały medyczne. Topornym przyciskiem zapalił oświetlenie sali, a każdemu jego ruchowi towarzyszył dźwięk pracujących serwoukładów. Popatrzył na swe odbicie w zwierciadle. Ilość bioniki pokrywającej ciało mistrza byłą znaczna. Oba ramiona, które stracił w starciu z Keinem zostały zastąpione nowymi mechanicznymi implantami. Spojrzał na jedną ze swych bionicznych dłoni, poruszając palcami i obracając nią, jakby chciał sprawdzić czy za chwilę, któraś z części nie odpadnie. Anioł oglądał nowego siebie dalej. Na środku klatki piersiowej wmontowano mu nowe mechaniczne serce, którego plastalowa obudowa zastępowała część piersi kosmicznego marine. Prawa noga również zastąpiona została mechanizmem motorycznym. Ku jego zdziwieniu, twarz miał całą, oprócz bionicznego implantu gałki ocznej, który do złudzenia przypominał żywą tkankę, gdyby nie czerwona światłoczuła dioda umieszczona w jego centrum. Mistrz zamknął oczy i zacisnął pięści przy śpiewie układów napędowych bioniki. Obraz Graliena rozszarpywanego przez demonicznego księcia wciąż palił jego duszę. Ogień zemsty trawił go od środka i pożerał resztki zdrowych zmysłów. Towarzyszył mu przez cały czas pozostawania w farmakologicznej śpiączce. Płomień tańczył w jego duszy, piekł, parzył i krzyczał, że chce krwi. Krwi tego, który zabrał jego towarzyszy. Chce wyrwać jego demoniczne serce i spalić je w popiele swego gniewu, zabić wszystkich którzy stali za Keinem. Ogień strawił myśli o upadłych, o zakonie, o Imperatorze. Spalił na szlakę wszystko w co Orais wierzył i czemu ufał. Żar stawał się coraz większy a z jego odmętów wyłonił się ognisty kształt oferują mu Keina i zemstę.
Deszcz pękających odłamków lustra, poprzedził dźwięk otwieranych drzwi do komory. Wszedł aptekarz, lecz nim zdążył cokolwiek powiedzieć Orias skoczył ku niemu. Zwinnym ruchem chwycił niczego nie spodziewającego się brata za krtań, po czym wyrwał ją z mlaskiem rozdzieranego mięsa. Wybiegł z komnaty, kierując się wprost do zbrojowni, zostawiając zwłoki towarzysza.
Tajnymi przejściami znanymi tylko członkom wewnętrznego kręgu ominął zatłoczone korytarze, by po kilkunastu minutach znaleźć się w pomieszczeniach zajmowanych przez Skrzydło Śmierci. Usłyszał dźwięk. Odkryto już jego zbrodnię, lada chwila wszystkie luki okrętu zostaną uszczelnione i będzie uwięziony. Na szczęście jest już bliski celu. Wprawionym ruchem odział się we własny pancerz terminatorski, porwał swój miecz, po czym uruchomił urządzenie teleportacyjne, wskazując współrzędne niedawnego miejsca  bitwy na Eryd 210. Na jego szczęście Flota wciąż stacjonowała na orbicie planety. Do pomieszczenia wbiegło kilku braci. Orias rozpoznał kilka z nich. Fabriel, z którym walczył przeciw Keinowi oraz Asmodai - pierwszy kapelan.
- Bracie co czynisz!? - zagrzmiał Asmodai.
- Wracam po moją zemstę! - wrzasnął mistrz po czym nastąpiła teleportacja.

Koniec - a może dopiero początek?

Ostatnio edytowany przez Avatarofhope (2013-04-05 11:16:27)


WH40K : Ultramarines, Dark Angel's, Grey Knights,  Chaos Deamons.
Age of Sigmar: Stormcast Eternals, Khorne Bloodbound, Order Alliance.

Infinity : PanO; Nomads - O:I models.

Offline

 

#26 2013-04-06 14:47:18

Raziel

http://i.imgur.com/lTZ6Z.png

Zarejestrowany: 2010-08-28
Posty: 1495

Re: Bitwa o Eryd 210 - Megabitwa WH40k

Lord Redemptor razem ze swoimi wybrańcami ubezpieczał odwrót jednostek Piratów i sojuszników, bitwa była wygrana. Wrogowie stracili chęć do walki, a co najważniejsze, stracili nadzieję na zwycięstwo, ich elita została rozgromiona i pokonana, dowództwo niemal całe uległo pod naporem szalonej szarży Keina Unfeelinga, teraz zastępy lojalistów ewakuowały się w pośpiechu, by zminimalizować straty.
Lord wydawał pośpiesznie rozkazy przez komunikator, zwycięstwo było miażdżące, jednak trzeba było uważać, by przy pakowaniu wojska na transportery nie ponieść niepotrzebnych strat.
    Najwięcej problemów było z wojownikami sojuszników, orki chciały koniecznie bić się dalej, a oddziały lorda Kancera wolały powrócić do swojego władcy, a nie ładować się na okręty gwiezdne Piratów. Redemptor podjął więc decyzje i postanowił zostawić niedobitki orków na planecie, a niesubordynowanych nurglowców odstawić mimo wszystko w okolicę bastionu Kancera.
Gdy ostatnie polecenie lorda zostało wykonane, a ostatni transporter wzniósł się w powietrze, Redemptor zameldował gotowość do teleportacji.

    Kein Unfeeling siedział na swoim wielkim tronie, postawionym w centrum ogromnej komnaty, która pełniła funkcję mostka na okręcie flagowym Piratów Chaosu. Na kolanie chaotyka siedziała Sareena, ponętna demoniczna istota, która z zaciekawieniem przyglądała się zgromadzonym w sali gościom.
Przed Keinem stał dumnie wyprostowany Aspiring Champion Waxdamer, który właśnie zdawał relację ze swoich zasług w bitwie. Za nim stali kolejni z Championów, którzy chcieli się wykazać w obliczu władcy, o dziwo, nikt z nich nie czekał na naganę.
    Gdy Waxdamer ukłonił się i wycofał do szeregu Piratów pochwalony przez Unfeelinga, na  jego miejsce wszedł Champion Feystus z Noise Marines, który śpiewnym głosem przedstawił swój meldunek.
- Panie, dziś odnieśliśmy wspaniałe zwycięstwo, jest to przede wszystkim zasługa twoja i nie śmię nawet umniejszać jej swoimi marnymi dokonaniami.
Po sali rozszedł się pomruk świadczący o tym, że zebrani najchętniej rozerwali by na strzępy lizusa, jakim był Feystus. Chaotyk nie zrażał się tym i kontynuował.
- Twój wielki plan został zrealizowany nie dlatego, że moi wojownicy spisali się jak zwykle najlepiej ze wszystkich, tylko dlatego, że to ty go obmyśliłeś i sprawiłeś, że zaczął działać.
Goście omal nie zaczęli komentować tych przechwałek, jednak szepty stały się już bardzo głośne, piorunujące spojrzenia usiłowały zgładzić zuchwałego Championa, który nic sobie z tego nie robił wiedząc, że jest bezpieczny pod okiem Daemon Princa.
- Oczywiście cała reszta naszych wojowniczych czempionów dołożyła starań, by twe poczynania skończyły się sukcesem, w końcu oni też brali udział w bitwie, choć niektórych nie było widać w ferworze walki...
- Stul pysk wreszcie! - Nie wytrzymał Champion Greeshnak z possessed Marines. - Udław się tymi swoimi przechwałkami, ale nie odbieraj nam zasług...
- Cisza! - Ryknął Raptor Karmazyn, na dźwięk jego głosu wszyscy zareagowali podobnie, kuląc się mimowolnie i momentalnie przestając mówić. W obecności Keina, nikt by się nie ośmielił wszcząć  bójki, jednak cała flota piratów wiedziała, że Karmazyn najmniej przejmował się zakazami Unfeelinga i nie raz już dawał się ponieść emocjom.
- Jeśli macie ochotę odstawiać tu widowisko, by nadrobić swoje niepowodzenia z bitwy, to lepiej idźcie na pokład startowy i tam sobie wszystko wyjaśnijcie!
    Goście spoglądali z pokorą na Raptora, który nawet jak stał nieruchomo oparty od niechcenia o ścianę, to wyglądał jak atakujący jastrząb, który w mgnieniu oka zamieni swoją ofiarę w krwawą miazgę. Na szczęście z pomocą sterroryzowanym Championom przyszedł sam Kein Unfeeling.
- Spokojnie moi generałowie, odnieśliśmy wielkie zwycięstwo i należy ten fakt odpowiednio uczcić, niepotrzebnie staracie się stroszyć pióra, które i tak uważam za wspaniałe. Wszyscy dziś spisaliśmy się najlepiej jak potrafimy, a ja wiem, że moi Piraci są wiele warci i zawsze dają z siebie wszystko. Rozejdźcie się zatem i celebrujcie, tylko bez samosądów i pojedynków, bo nie będę tego tolerował.
    Goście zaczęli wychodzić powoli z sali, ci którzy nie zdążyli zdać swoich raportów marudzili pod nosami, jednak oni również wyszli, a na sali pozostał tylko Kein, Sareena i lord Redemptor.
- Panie, przewodniki podniesione, wszystkie źródła zostały opróżnione do cna, a zawartość zmagazynowana na barkach i gotowa do skoku. - Rozpoczął swój meldunek Redemptor. - Flota złomostatków została rozbita, większość orków nadal znajduje się na powierzchni, jednak nie mamy z nimi kontaktu, warboss został zgładzony i nie ma kto dowodzić tą zgrają.
- Tak, widziałem na własne oczy, jak jeden z zielonoskórych zadźgał tego całego Czachoupa, bynajmniej nie musimy się nimi teraz przejmować, mają to po co tu przybyli, a że tu zostaną, to już nie nasz problem.
    Redemptor wysunął przed siebie elektroniczny notatnik, przez którego ekran przelewały się dziesiątki słupków z cyframi i teksty meldunków technicznych.
- Flota gotowa do opuszczenia systemu, za niespełna godzinę wrócą nasze transportery z bastionu Kancera.
Kein spojrzał na lorda wymownie, podparł dłonią swoją brodę i uśmiechnął się ironicznie.
- Dlaczego nie zostawiłeś ich na pastwę losu, skoro nie chcieli do nas dołączyć? - Zapytał po chwili.
- Nie warto palić za sobą mostów panie, dobrze wiesz, że mamy w Kancerze dobrego, choć nieufnego sprzymierzeńca, jest teraz słaby, stracił większość swej armii i niemal całą planetę, ale obaj dobrze wiemy, że on się z tego wyliże i już wkrótce będzie potęgą liczącą się w tym systemie.  Pomogliśmy mu, on pomógł nam, jesteśmy kwita.
    Kein przytaknął, słowa lorda były mądre i Daemon Princ cieszył się, że ma przy boku takiego generała, któremu bez wahania można powierzyć podejmowanie trudnych i znaczących decyzji.
- Powiedz mi co z Cypherem, słyszałem, że nieźle oberwał. - Zainteresował się Unfeeling.
- Tak panie, anioły nieźle go poturbowały, ale wyliże się, leży w komorze medycznej.
- Myślisz, że zostanie z nami.
- Jestem tego pewien, wezwał całą swoją kompanię, prosił o podanie lokacji, w której mogli by do nas dołączyć.
Daemon Princ uśmiechnął się, obecność na Eryd dała mu tyle profitów, że nie sposób było nie  uwierzyć w wielkie szczęście i przychylność losu.
- Dobrze zatem, jak się ocknie poinformuj mnie, osobiście z nim porozmawiam, a teraz wysłuchajmy co ma do powiedzenia nasza wiecznie ukryta sojuszniczka. - Ostatnie słowo Kein wymówił z nieskrywaną ironią.
    Z najgłębszego cienia wielkiej komnaty, rzucanego przez regał z trofeami, wypełniony niemal w całości, bitewnymi zdobyczami Unfeelinga, wyszła Lelith Hesperax, otulona czarnym płaszczem. Kobieta podeszła do tronu Keina nie spuszczając wzroku z siedzącej na jego kolanie Sareeny.
- Masz rację, czas abyśmy zamienili kilka słów...- Odezwała się zachrypniętym głosem eldarka i dodała. - ...na osobności.
Daemon Princ skinął na Redemptora, który bez słowa wyszedł z sali. Eldarka stała nadal w bezruchu, świdrując wzrokiem bladą cerę na twarzy Sareeny. Kein zrozumiał o co chodzi i uspokoił gościa.
- Sareena nawet jak wyjdzie, to i tak dowie się o szczegółach naszej rozmowy.
- Tak bardzo jej ufasz, że wszystko jej powtórzysz? - Syknęła kpiąco eldarka.
- Nie, ona ma bardzo dobry słuch. - Odparł nieco rozbawiony Pirat.
- Jak sobie chcesz, do rzeczy. Rozumiem, że dziś wykonałeś przedostatnią część rytuału?
Unfeeling zamyślił się na chwilę, patrząc ognistym wzrokiem przez kobietę, jakby w ogóle jej nie widział.
- Tak, pochłonąłem esencję wielkich wojowników, tak jak radziłaś zostawiłem ich przy życiu i czuję, jak ich istnienia wiążą się z moim. Wydaje mi się nawet, że gdybym spróbował, mógłbym nawiązać z nimi kontakt mentalny.
    Lelith kiwnęła głową przecząco, podeszła jeszcze bliżej do tronu i rzekła.
- Nawet nie próbuj, jeszcze nie teraz, jesteś za słaby żeby osłonić się przed ich myślami, mógłbyś nagle z łowcy stać się zwierzyną, a tego nie chcemy.
Eldarka położyła zaciśniętą prawą pięść na swojej lewej dłoni, zastanawiała się przez chwilę po czym kontynuowała.
- Pozostała do zdobycia tylko jedna rzecz, „Księga Zdrajcy”. Wiem kto ma ją w posiadaniu, to daleko stąd, ale chyba wytrzymasz jeszcze trochę prawda?
Kein popatrzył nieufnie na eldarkę, miał ochotę udusić ją, a potem zerżnąć jej martwe ciało, jednak powściągał się i nadal odgrywał swoją rolę w jej przedstawieniu.
- Rozumiem, że mnie tam zaprowadzisz wiedźmo?
- Tak, do puki masz to na czym mi zależy, jestem ci lojalna, jednak spodziewam się wzajemności, wiesz jak to działa prawda? Piracie?
    Redemptor czekał za drzwiami, miał jeszcze kilka spraw do omówienia z Unfeelingiem i nie opłacało mu się odchodzić nigdzie daleko. Po chwili zresztą, Kein wezwał go do siebie, lord minął w otwierających się wrotach eldarską wiedźmę i wszedł do środka mówiąc.
- Słucham panie, jakie rozkazy?
Przywódca Piratów miał nieokreślony wyraz twarzy, widać było, że właśnie podejmuje bardzo ważną decyzję.
- Redemptorze, wyślij wiadomość do Legowiska, niech zarządzą mobilizację. Niech Waxdamer uda się na Gemini dwadzieścia jeden w systemie Ignis, spotka się z shaperem Karrakiem i wynajmie jego klany, daj im trochę kosztowności na zachętę. Poślij Greeshnaka na Celyrion, niech odnajdzie warbossa Biguntraha i zwerbuje jego hordę. Ja osobiście polecę do Bloodriver i postaram się zawiązać sojusz z Gathraxem, jego wyznawcy Khorna zawsze byli nam przychylni.
    Redemptor patrzył z niedowierzaniem na swojego pana i w milczeniu uzmysławiał sobie, co oznaczały rozkazy, które właśnie dostał.
- Panie mój, a co z flotą?
- Przejmujesz dowodzenie, zostanie z tobą korsarska flota eldarów, razem udacie się w miejsce, które ustalę z Cypherem, a stamtąd wyruszycie na Katylin V, gdzie się wszyscy mam nadzieję spotkamy.
Generał przełknął ślinę, ciągle patrząc w płonące oczy swojego władcy.
- Ośmielę się spytać, czy planujesz podbić tam całą galaktykę? - Kein uśmiechnął się szelmowsko i pogładził dłonią udo Sareeny.
- Nie Redemptorze, lecimy tam po książkę, ma ją pewien osobnik, który raczej nie wie jak jej użyć, ale nie będzie skory jej oddać. Muszę się więc upewnić, że nie będzie miał wyjścia.


PS. To była wspaniała bitwa, a pisanie o niej z tobą Avatar, było niesamowitą przygodą. Dziękuję Tobie, za tonę fluffu, który razem stworzyliśmy i za nieocenione pożegnanie z systemem WH40K jakim była dla mnie ta megabitwa.
Mam nadzieję, że jeszcze nie raz będzie nam dane stworzyć coś razem, czy to "na piśmie", czy "na stole", bo choć moja przygoda z WH40K się skończyła, to nigdy nie porzucę tego świata, najklimatyczniejszego ze wszystkich, jakim jest uniwersum Warhammera.
Dziękuję też wszystkim, którym chciało się śledzić poczynania naszych bohaterów i którzy wytrwali z nami aż do tej chwili.


Batman, Age of Sigmar, Confrontation, Warzone, Warzone Ressurection, Warmachine, Hordes, Dystopian Wars, Firestorm Armada, HellDorado, Infinity, Battlegroup, Alkemy, LotR(stary), Team Yankee, Flames of War, Mordheim/Warheim, Anima-Tactics, WFB Historical, Afterglow, Wrath of Kings, WH40K(od biedy), WFB(od biedy)

Offline

 

UWAGA!!!

W związku ze zmianą forum od poniedziałku dodawanie nowych postow będzie zablokowane. Zapraszam do rejestracji na nowym forum
WARGAMING WROCŁAW

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
Szamba betonowe Lubień Kujawski worldhotels wellness w Ciechocinku